Dwa szczyty i pięć języków Jaśka w jeden dzień! cz.1
lipiec 10, 2017 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Jasiek jest dzieckiem “języków”. Komunikuje się jak chce, kiedy chce i w jakim języku chce. Ten sobotni dzień potwierdził, że nie jest istotne gdzie w górach jesteśmy…on i tak przećwiczy każdego na “dzień dobry”, “jak masz na imię” i “co robisz”. Luž to góra na pograniczu Niemiec i Czech, a Ještěd to góra w Czechach. Obie dzieli Polska i 40 km. My postanowiliśmy wejść na oba szczyty w tym samym dniu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lu%C5%BE
https://pl.wikipedia.org/wiki/Je%C5%A1t%C4%9Bd_(g%C3%B3ra)
Luž (niem. Lausche, ) ma 793 m n.p.m. i jest najwyższym szczytem w Górach Łużyckich w Sudetach Zachodnich, na granicy Czech i Niemiec. Od razu nam skojarzył się z naszą Ślężą, która ma 718 m npm. nie tylko ze względu na wysokość, ale i położenie, charakter góry i ilość spacerujących ludzi .
Plan wycieczki zakładał podjechanie na parking tuż przy granicy czeskiej i wejście na górę od Czech a zejście już po niemieckiej stronie. Plan został zrealizowany w 1:32 h w którym przeszliśmy 3,7 km.
Start jak zwykle był bardzo charakterystyczny, chłopcy poszli do przodu a my powoli za nimi. Często zadajecie mi pytania: czy nie boimy się, że zabłądzą, że coś im się stanie? Ja uważam, że w sytuacji gdy stale “trzymamy” niemalże na “uwięzi” dzieci, bo auta, bo ruch itp. to w górach musimy im dać szansę by były samodzielne. Nasi chłopcy to świetnie wykorzystują. Janek to lider, który CHCE I MUSI być zawsze pierwszy. Umie w odpowiedni sposób zmanipulować Kamilem, przez co to on nadaje tempo wycieczki. Kamil jest ostrożny i zawsze, nawet gdy odejdzie bardzo daleko, tak że go nie widzimy, zatrzymuje się przy rozwidleniu szlaku. Góry są dla nas celem edukacji chłopaków. To tam uczą się kierunków: czy trzeba iść w lewo, czy w prawo i co to w ogóle znaczy, bo nie jest to tak oczywiste. Jasiek kontroluje przebieg trasy na używanej w danym momencie mapie i to robi z coraz lepszym zrozumieniem.
Tak jak to pisałem pierwszy etap naszej wędrówki prowadził przez Czechy. Janek jak to w górach wita się…ale tutaj nie każdy rozumiał dzień dobry, czy też cześć. I tu objawił swój talent językowy, bo natychmiast przełączył się na serię: ahoj, dobry den, dobri, guten tak, hello, dzień dobry, bye Robił to tak skutecznie i GŁOŚNO, że nie było to istotne, czy mijamy grupę niemiecką, czeską, polską czy angielską. Robił to z uśmiechem, więc nie było szans by go zignorować. Czesi nawet Ci, którzy w danym momencie kosili trawę, podnosili głowę i odpowiadali. Ten odcinek drogi, to było jak podejście do “parku”. Schludne, pełne zieleni “parkowe” uliczki w willowej dzielnicy poprowadziły nas do samego podejścia.
Chłopcy na nas czekali a potem już tylko widzieliśmy ich jak “śmigają” w górze.
Janek cały czas prowadził Kamila, witał się i przepraszał na krótkim podejściu pod górę, które chyba jako jedyne miało charakter typowo górskiego podejścia. Bardziej nam przeszkadzało to, że było bardzo parno, niż to że wchodziliśmy na górę…a tam widoki takie jak ze Ślęzy na całą okolicę.
Zejście z najwyższego szczytu Gór Łużyckich przebiegało typowo dla “parkowych” wycieczek szeroką aleją w dół.
Cała wycieczka przebiegła w iście ekspresowym tempie, nawet nie byliśmy zbyt bardzo zmęczeni. Może dlatego zwróciliśmy uwagę na bardzo ciekawe nawet ponad 300 letnie domy łużyckie, bardzo zadbane i kolorowe, pełne fantastycznych rzeźb.
Janek jak widać poniżej nawet się nie zmęczył, więc pojechaliśmy 40 km dalej by wejść na Ještěd górujący nad Libercem w Czechach.
Na wycieczkach półkolonijnych Janek też wysuwa się na czoło i prowadzi całą grupę, oczywiście każdej mijanej osobie mówi: “Dzień dobry”, reakcje są przeważnie takie: “o, jakie grzeczne dzieci” :)
Maju dziękuję za informację i ciesze się, że ludzie to kojarzą z dobrym wychowaniem :)