“Dziękuję Ci MAMO” – powiedział jej ANIOŁ
październik 13, 2012 by Jarek
Kategoria: Po prostu życie
Długo chodziło za mną “życie” w tym temacie. Pamiętam Martę, pamiętam Remka. Inni byli chwilkę, inni miesiąc inni rok. Pamiętam te zdjęcia z przed 4 lat, które przesyłały Mamy … ANIOŁÓW.
… z dopiskiem: “ Mojego dziecka już nie ma”. Gdy dziecko odchodzi MATKI zostają SAME.
Cieszę się, że TVN i tym razem potraktował ten temat w sposób właściwy i cieszę się, że matki miały odwagę o tym porozmawiać.
http://dziendobry.tvn.pl/video/lekarz-o-poronieniu-to-polecialo,1,newest,62529.html
“Chciałybyśmy pogratulować ekipie programu audycji która dotyka problemu poronień i straty dziecka. Jako jedni z nielicznych odważyliście się postawić pewne pytania i szukać na nie odpowiedzi – super.
Czujemy jednak pewien niedosyt, choć rozumiemy, że mając ograniczenia czasowe trudno jest wyczerpać tak rozległy i złożony temat straty dziecka.
Problem martwego urodzenia (na jakimkolwiek etapie ciąży) nie kończy się w szpitalu, gdzie niejedna z nas przeszła piekło. On tak naprawdę tam się dopiero zaczyna, a ciągnie w każdym aspekcie życia przez wiele kolejnych lat. Ile lat? Nie wiemy – dla jednych z nas wciąż trwa, dla innych dopiero się zaczyna.
Choć ile nas tyle historii (do których przeczytania na forum serdecznie zapraszamy) to problem straty dziecka ma 4 wspólne punkty:
1. Szpital:
Pewien ordynator oddziału ginekologii swojego czasu bronił swoich pracowników przed zarzutami przedmiotowego traktowania dziecka martwo urodzonego i karygodnego podejścia do pacjentek tracących swoje dzieci w wyniku poronienia. Użył argumentu, że gdy kobieta rodzi żywe, zdrowe dziecko wszystkim łatwo jest cieszyć się razem z nią, jednak gdy ma miejsce obumarcie płodu personel nie wie, jak się zachować, bo nikt ich tego nie uczy.
Więc pytamy – od kiedy ludzi trzeba uczyć postępować po ludzku? Wystarczyłaby odrobina szacunku – do nas i naszych dzieci, do naszych nadziei, uczuć, złamanego serca i psychiki. Nie oczekujemy, że położne i lekarze będą nas tulić i pocieszać. Po pierwsze nie ma w takim przypadku słów, które by pocieszyły, a po drugie – od tego mamy bliskich – tylko niech im będzie wolno nas w tych chwilach wspierać, niech nie będą wyrzucani za drzwi. Poza tym to także tragedia dla ojców tych dzieci – niektórym przez odmowę szpitali nigdy nie dane było zobaczyć dziecka. Dlaczego nie możemy wspólnie przeżywać wspólnego cierpienia i wzajemnie się wspierać? To dziecko obojga – nie tylko matki.
Nie oczekujemy specjalnego traktowania – wystarczy jeśli zobaczy się w takiej kobiecie i jej dziecku ludzi godnych współczucia i szacunku i oszczędzi im brutalnych słów, lekceważącego podejścia.
2. Biurokracja:
– Gdy przyjęto Sarę do szpitala z objawami poronienia pojawiła się iskierka nadziei – lekarze dostrzegli słabo – ale jednak – bijące serduszko płodu. Serduszko niestety bić przestało. Gdy kilka dni później wypisywali ją załamaną do domu i poprosiła o dokumenty niezbędne do rejestracji dziecka w USC odmówiono jej, bo stwierdzono, że było to puste jajo płodowe więc ona sama w ciąży nie była.
– Pestka udała się do szpitala w tydzień po zabiegu, poprosiła o zaświadczenie o urodzeniu martwego dziecka. Położna wypełniała ją na kolanie na korytarzu, co chwila donośnym głosem wołając do koleżanek: „Dziewczyny, ile waży płód w 8mym tygodniu?; A ile może mieć wzrostu?”. Pod koniec spojrzała na pacjentkę i powiedziała: „A jaką płeć pani sobie wymyśliła dla dziecka?”
– Gemini chcąc uzyskać prawo do przysługującej jej części urlopu macierzyńskiego borykała się z nieznajomością aktualnie obowiązującego prawa przez personel szpitala. Ordynator powoływał się na granicę 22 tygodnia od której dawniej mowa była o martwym urodzeniu (a nie poronieniu, po którym nie przysługiwał urlop). Dawniej.
– Magdalenie stanowczo odmówiono rejestracji dziecka w USC, ponieważ w szpitalu nie wpisano w kartę wagi i wzrostu dziecka. Informacji takich w karcie nie podano, bo – jak utrzymywano w szpitalu – „lekarz nie może stwierdzić tego faktu”
– Monice odmówiono wydania jakichkolwiek dokumentów o martwym urodzeniu – „bo nie”
– Martwo urodzone dziecko Mychy i jej partnera (nie małżonka) miało wpisane w dokumentach szpitalnych „Ojciec NN”, mimo, że partner naszej koleżanki chciał to dziecko uznać – Mycha usłyszała że w świetle prawa ojciec nie może uznać dziecka zmarłego. Bzdura
Polskie prawo jest na tyle niedoprecyzowane, że tworzy się pole manewru dla szpitali i urzędów, które dodatkowo często nie śledzą na bieżąco zmian w przepisach. Interpretacje placówek bywają różne – rzadko na korzyść pacjenta/petenta, a żeby zmienić niekiedy bzdurne ich decyzje trzeba wiele siły do walki. Siły, której tak brakuje matce opłakującej śmierć dziecka.
3. Wsparcie psychologiczne i socjalne:
A raczej jego brak. Niewiele z nas miało możliwość porozmawiać z psychologiem czy kimkolwiek kompetentnym do informowania pacjentek o prawach im przysługującym. Wiele naszych forumowiczek nie zdawała sobie sprawy z możliwości zabrania i pochówku ciałka dziecka, przysługującym urlopie czy świadczeniach. Dlaczego w tak trudnych chwilach – które nie w jednym przypadku odbierają zdolność logicznego myślenia – musimy jeszcze najpierw szukać informacji, weryfikować je, egzekwować swoje prawa, a niejednokrotnie walczyć ze szpitalami, pracodawcami i urzędami o respektowanie ich?
Do traumy, jaką przechodzimy z powodu śmierci dziecka dołączają się kryzysy w związkach, nieporozumienia z najbliższymi, wyalienowanie… to idzie lawinowo. Być może odpowiednia pomoc we właściwym czasie byłaby w stanie lawinę zatrzymać.
4. Społeczeństwo:
Nagminnie kobietom po stracie dziecka odmawia się prawa do żałoby.
”Jesteś młoda, będziesz jeszcze miała dzieci”, „Daj spokój, to jeszcze nie było dziecko”, „Weź się w garść”, „Nie ty pierwsza i nie ostatnia, to się zdarza” – takie słowa ludzie powtarzają nam jak mantrę o ile w ogóle chcą z nami o tym rozmawiać. Często też jesteśmy mijane, wykluczane, budzimy zakłopotanie, zażenowanie. Dlaczego?
Ludzie nie potrafią nas zrozumieć – zrozumieć naszego bólu, więc oczekują, że się dostosujemy – zrobimy dobrą minę do złej gry i wszyscy razem będziemy mogli udawać, że nic się nie stało. A to, że my – osierocone matki – nie mogąc przeżyć godnie naszej żałoby dusimy się własnym krzykiem i rozpaczą to już nasz problem – w końcu co z oczu to z serca.
Nie oczekujemy, że się nas zrozumie – nie zrozumie ten, kto tego nie przeżył. Za to uważamy, że mamy prawo domagać się ludzkiego traktowania. Zwykłego współczucia bez zbędnych słów, rad i chybionych pomysłów na nasze życie.
Jak nam pomóc? Powiedzieć „jestem gdybyś czegoś potrzebowała” – i rzeczywiście być. Pomilczeć z nami chwilę nie spoglądając ciągle na zegarek. Pozwolić przeżyć żałobę.
Pozdrawiamy serdecznie z nadzieją, że nie po raz ostatni poruszyliście temat straty dziecka w DDTVN. Zbliża się Dzień Dziecka Utraconego – chciałybyśmy, żeby więcej ludzi tego dnia zrozumiało, że za pięknym widowiskiem ulatujących do nieba baloników kryją się ludzkie tragedie.
Aniołkowe Mamy
http://jestemmamaaniola.fora.pl”
15 PAŹDZIERNIKA JEST DNIEM DZIECKA UTRACONEGO