Dzień 3: “Rodzice powinni się łączyć, a wszędzie jest inaczej”
wrzesień 27, 2013 by Jarek
Kategoria: Po prostu życie
Ostatni dzień pobytu Cory to warsztaty dla naszych nauczycieli oraz dla nauczycieli i rodziców z poza Wrocławia. Nie mogłem być na nich, ale rozmawiałem z Corą. Była bardzo zbudowana atmosferą, cieszyła się z zaangażowania naszych nauczycieli i dyskusji, która skupiała się na elementarnych technicznych kwestiach. Na koniec spytała się: dlaczego wszyscy rodzice mają inne cele.
Kiedyś już o tym pisałem, że nie wierzę w solidarność rodziców dzieci niepełnosprawnych. Zawiść, zazdrość oraz skrajnie egoistycznie cele będące w podświadomości każdego z nas nie pozwalają nam na racjonalne myślenie typu:
TWORZĄC DLA GRUPY ZAPEWNIAM LEPSZY BYT MOJEMU DZIECKU.
To nie istnieje. Trudno zaakceptować nam postęp medyczny, który co 3-4 lata zmienia istotnie wiedzę, a co za tym idzie możliwości. Tym bardziej trudno nam zaakceptować, że jedni z tego korzystają, a drudzy nie, bo nie mogli, bo nie mogą, często ja też nie mogę.
Wszystkie stowarzyszenia w całej Europie mają podobny los. Jeżeli nie są instytucjami “zawodowymi” czyli nie prowadzą je osoby nie związane z problemem, to one żyją jedynie przez okres życia liderów, którzy nie chcą się dzielić swoimi osiągnięciami, swoją władzą, z “młodszymi”, “nowymi” w problemie…bo co oni wiedzą?! Po ich wypaleniu organizacje obumierają, gdy w tym samym czasie powstają nowe budowane od początku dużym nakładem sił.
To dzieli i będzie dzielić. Zasugerowałem Corze by nie próbowała tego zmieniać, bo egoizmu rodziców i ich cierpienia nikt nie zmieni, nie jest wstanie.
A ja znowu swoje w tej sprawie, nie patrz na rodzicow pod katem podawania medykamentow. Niech kazdy robi w tej kwestii co mu sie zywnie podoba.
Ciogle to samo:
To nie istnieje. Trudno zaakceptować nam postęp medyczny, który co 3-4 lata zmienia istotnie wiedzę, a co za tym idzie możliwości. Tym bardziej trudno nam zaakceptować, że jedni z tego korzystają, a drudzy nie, bo nie mogli, bo nie mogą, często ja też nie mogę
Suplementy to jest rzecz drugorzadne, jedni beda podawac inni nie beda, co nie swiadczy o ich zacofaniu. Najwarzniejsze to jest uregulowanie prawnych aspektow, tak, zeby kazde dziecko z zD mialo identyczne warunki do rozwoju, nawet tych rodzow ktorych nie stac na proszki. Zeby chodzilo do przedszkola, zeby mialo orzeczenie, mialo ksztalcenie specjalne i zapewniona pomac lekarska. I do tego najpierw trzeba zrzeczyc rodzicow, a nie zrobic kolko podawaczy kurkumy i zielonej cherbaty i mowic ze kazdy jest zacofany, ktory nie poddaje dziecka dobroczynnemu dzialaniu cere.
Pierwsza sprawa to trzeba sobie wyznaczyc wazne cele, od ktorych trzeba zaczac, a nie powtarzac ciagle, ze sie nie da bo rodzice zawistni i zazdrosni. Mnie na suplementy stac, nie potrzebuje sie do tego zrzeszac.
Ide sie delektowac swoim egozimem i zanurzyc w cierpieniu.