Edukacja…my rodzice
Edukacja dzieci z deficytami edukacyjnymi nie rozwija się należycie, gdyż brak jest zrozumienia tego problemu….przez samych rodziców. Nie są w stanie się oddać się celowi takiej edukacji, gdyż go nie znają, nie rozumieją i nie chcą…
Zawsze pada wiele złych słów pod kierunkiem dyrektorów i nauczycieli, a zapominamy o sobie o rodzicach. Jesteśmy czasami jak wampirki, które wysysają krew dobra do końca, powodując że wiele rzeczy się nie udaje.
Gdy w latach 90-tych dzięki Alicji Winiszewskiej powstała pierwsza publiczna szkoła dla autystów we Wrocławiu, pierwsi uczniowie dojeżdżali codziennie z odległości po 60 km od Wrocławia. Często byli to rodzice wyczerpani, bez pracy, którzy dla swoich dzieci byli gotowi na wszystko. To była jedyna, najlepsza szkoła na Dolnym Śląsku. Gdy udało mi się ją powiększyć, przyszli nowi rodzice….nagle usłyszałem, że jest niedobrze bo …. ale jak poprosiłem o pomoc w rozwiązaniu problemu, nikt się nie zgłosił i siła projektu umarła.
Jest to typowo polskie: narzekać, narzekać ale nic nie robić.
System edukacji dzieci takich jak nasze z zespołem wymaga poświęcenia.
Dobra szkoła dla naszego dziecka to nie zawsze jest ten budynek za rogiem. Często wymaga to dojechania, jeszcze częściej ścisłej współpracy z innymi rodzicami oraz nauczycielami w sposób ciągły. Rodzice tego nie rozumieją i często to co zbudowali, niszczą tytułem braku kompromisu w drobnych kwestiach. Nie umiemy pogodzić się z tym, że nasz wysiłek musi być większy, że dla dobra systemu musi zaakceptować rzeczy które nam PERSONALNIE NIE PASUJĄ!
A może nasze dziecko jest samotne z naszej winy? Nie chcieliśmy przecież dogadać się i posłać go razem z kolegą/koleżanką do innej szkoły, bo było dla nas to niewygodne?
Nie znam systemu, który zbudowany przez rodziców przetrwał dłużej niż 2-3 lata. Brak wizji i przede wszystkim nasze ograniczenia i zazdrości zabijają wszystko co może być dobre…dlatego istnieją szkoły specjalne, na które rodzice nie mają wpływu i są uważane za dobre, a mogą być jeszcze lepsze.
Przykre to i smutne, sama znam tatusia, wykształconego, wysoko postawionego, z masą pieniędzy, który na pewnym etapie zatrzymał swoje dziecko w domu, twierdząc, że lepiej mu będzie w domu, niż gdziekolwiek indziej, bo syn się stresuje, męczy itp…
tylko, ze tatuś ciągle narzeka że syn przestał mówić, zaczął tyć, jest agresywny… co kieruje takimi rodzicami? bo brak finansów na pewno nie!