Šerák przez Obří skály.
sierpień 5, 2019 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Tym razem naszym celem był Wysoki Jesionik i Masyw Keprnika, który już przy okazji Włóczykija padł naszym łupem. Wchodziliśmy wtedy południową stroną, fajną, łagodną i miłą dla każdego. To był super spacer.
Tym razem chcieliśmy wejść od północnej, trudniejszej strony. Naszym celem miał być Šerák o wysokości 1 351 m npm w pierwszej kolejności przez Obří skály, na którego wtedy nie weszliśmy, a należy do najwyższych szczytów tego masywu. Z drugiej strony szlak ten jest uznany za najfajniejszy w tym regionie, właśnie dzięki tym skałom…a Janek ostatnio kocha skały po prostu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%A0er%C3%A1k
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ob%C5%99%C3%AD_sk%C3%A1ly
Zaczęliśmy z miejscowości Ramzova, którą też zawsze odwiedzaliśmy jak startowaliśmy w Góry Bialskie. Zaparkowaliśmy pod wyciągiem i poszliśmy tak jak zawsze. Janek jak z procy…tylko coś szlaki mi się nie zgadzały i ten rysunek na budynku. Trzeba było wrócić Janka. I znów jak zawsze lider poszedł pierwszy zielonym i tylko naiwny by chciał biec za nim…ponoć dzieci z ZD nie mają kondycji w górach. Zaczynam wątpić w ten mit i to jednoznacznie.
Kamil od razu próbował walczyć, ale to też było bez szans. Janek gadał jak najęty do siebie, do Kamila, budując wspaniałe zdania…ale miał być pierwszy i koniec.
Czasami taka “Jankowa wolność” ma drugą stronę medalu. Idzie się za nim gdyż zakłada się, że idzie dobrze. Była strzałka w prawo na “zielonym”, była. Janek skręcił, a no skręcił my za nim, tylko tam zielonego nie było!!! Cóż jak jest strzałka to skręca się za nią, a nie przed nawet, gdy jest ścieżka.
Kamil miał wątpliwości, ale szedł za nim…my wciąż też. W ten sposób doszliśmy do drogi dla rowerów…niby asfaltowej, niby nie…ale utwardzonej. Tam gonił już Kamil.
Pogoda była doskonała 15C idealna do chodzenia po górach. Czasami pojawiały się chmurki…ale nie było strachu.
Pojawiły się w oddali Obří skály, nagle wystrzelił z boku zielony i niby wszystko wróciło do normy, bo i typ szlaku się zmienił na typowo górski z kamolami.
Było miło, mokro ale tak, że szlak tylko pomagał w przejściu.
Dla Janka, jak tylko usłyszał, że dochodzimy do skał, był to sygnał że ma być pierwszy. Nie odpuścił!…i od razu wiedzieliśmy, że to jest to, co Janki lubią przecież najbardziej…i dobrze że nie mógł wejść na górę! Głowa Olbrzyma miała za wysoko uniesiony nos i to było za trudne dla nas i dla niego, i dobrze!
To był czas podziwiania i odpoczynku.
Krajobrazy z tego miejsca perfekcyjne od Śnieżnika przez Góry Bialskie, jak na dłoni. Obří skály zawsze w zimie wyglądają obłędnie niedostępne, zawsze w chmurach…jak my tam jeździmy. Okazuje się, że to najzimniejszy region Masywu Keprnika i nawet w słoneczku było trochę chłodniej niż na dole.
Obří skály są bardzo nietypowym górotworem. Skały gdy patrzy się na nie z góry przypominają grzebień, bardzo dominujący. Od dołu tak są charakterystyczne, że nie da się ich z czymś pomylić.
Wyglądają jak “ząb rekina” ale to początek porządnego podejścia.
Po odpoczynku chłopcy jak zawsze z przodu, a my musimy ich gonić…jak zwykle, a szlak był fantastycznie górski, co spowodowało, że oni po prostu zniknęli nam z oczu.
W końcu doszliśmy ich, dzięki temu że w końcu Janek spełnił się wchodząc na kolejną skałę. Turysta z Niemiec tylko na to patrzył i był pełen podziwu…choć powiedział, że nie może nam być łatwo z nimi. Tak jak oni mają tyle sił co mają, a my mniej to jest zdecydowanie trudniej.
…ale Šerák już na nas czekał.
To było bardzo łatwe podejście. Janek jak zobaczył schronisko to oczywiście pieczątki i poszliśmy.
Wejście na szczyt prowadzi od miejsca powyżej, wąską ścieżką ok 15 m w lewo.
Na szczycie spotkaliśmy mnóstwo turystów. Szczyt jest bardzo popularnym miejscem wędrówek, bo stąd idzie się na Keprnik i można dojechać tutaj lanovką. My chcieliśmy iść dalej na Keprnik, który z tego miejsca bardzo przypominał Śnieżnik spod schroniska.
Było jednak to ale: nagle chmury zaczęły się robić czarne i wyraźnie znad Polski niosły deszcz…a miało być przez cały dzień pogodnie. Nastąpiła zmiana planów. Skręciliśmy w czerwony i w dół. Czy my będziemy pierwsi na dole, czy deszcz nad nami?
W pierwszej części nasze zejście prowadziło naprawdę rasowym górskim szlakiem. My w dół bo deszcz, a czeskie rodziny z małymi dziećmi do góry. Byłem zaskoczony jak dużo osób szło po tych kamieniach.
Kamil szybko i zgrabnie prowadził. Janek za to głośno wszystkich witał. I tylko patrzył czy już deszcz pada, czy jeszcze nie. Szlak się “spłaszczył”,”ułatwił” tak, że można było szybko iść.
Chłopcy trochę się ścigali ze mną, ale w końcu uznałem się za pokonanego. Doszliśmy do parkingu na “sucho” i to było najważniejsze.
Na parkingu oczywiście nie mogliśmy odnaleźć naszego auta, gdyż stało z pięćdziesiąt różnych Porsche i jak tutaj szukać auta w takich warunkach
Kolejna niespodzianka to z 10 kropel jakie spadło na nas i deszcz przeszedł obok. Nie był to jednak koniec niespodzianek. Wracaliśmy, a ja koniecznie chciałem zrobić zdjęcie Obří skály z dołu. Zatrzymuję się, podchodzę do łąki, a tutaj centralny atak czegoś z góry. Zdziwiłem się, bo nie był to krzyk orła, ani niczego co bym znał. Popatrzyłem, zrobiłem zdjęcie z daleka…
Wiem zdjęcie nie pokaże tego…ale stado Ar fruwało nade mną i to wyglądało naprawdę niesamowicie! Nie wiem co mam jeszcze powiedzieć, ale nie było to normalne
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ara_(rodzaj)
Pomimo pogody, wycieczka nam się udała. Zaczynamy mieć problem z trasami, jakich jeszcze nie przeszliśmy, ale czekamy na 3 edycję Korony i te ostatnie postaramy się przede wszystkim tam wykorzystać. Teraz pozostaniemy jeszcze w Czechach, by tam zdobyć nasze ostatnie niezdobyte szczyty i szlaki