Gołębia, Malinowa, Szeroka czyli 3×800 m w Górach Sowi
maj 5, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Moja Asia mówi o takich wyprawach: PEDAGOGIKA PRZYGODY. Mieliśmy sobie zrobić spacerek, po nieznanych górach, a tych już w okolicach mniej. Wybór padł na Góry Sowie i ostatni kawałek przez nas niezdobyty.
Cel Jamna. Ponoć tutaj jest najwięcej muflonów. Zaczęliśmy zatem z Jankiem dyskusję o tym czym jest muflon. Przyznam się, że gdyby nie to zdjęcie, byłby to trudny temat.
To miał być dzień “lidera”. Już na starcie stał się dniem “prowodyra”. Dwie krople spadły na głowę Janka, Kamil usłyszał ubieraj kurtkę. Janek nawet jej nie dotknął oczywiście. Janek: “Kamil biegaj!” no i Kamil wyrwał do przodu “leśną autostradą”.
Asi nie było z nami. Chłopcy zatem stwierdzili, że to co “oddawali” nam, “oddadzą” mi. Hałas był jak w centrum handlowym, a nie w lesie. Jak jeden “głośnik” odjechał, to drugi zbliżył się i pogłośnił dźwięk. Nie szło wyłączyć!
Jak jechaliśmy tutaj, widać było jak padało z wiszących nad górami chmur. Na szlaku wody nic, chyba że to płynie strumyk. No i wtopiliśmy, a Kamil pierwszy. Prowodyr na czekającego Kamila krzyknął idź, i ten poszedł, a tutaj pod liśćmi bajoro. Oj ciężko się szło. W końcu wyszliśmy z tego błocka na przełęcz. Miała ciekawą nazwę: Kamień Trzech Granic. Był internet i szybko sprawdziłem. Okazało się, że obok jest ten kamień, tylko trzeba było go znaleźć. Był schowany w chaszczach. To jest nasz kolejny trójstyk.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kamie%C5%84_Trzech_Granic
No i pedagogika się rozpoczęła. Janek pamiętał trójstyk w Górach Suchych. No i pamiętał, że potem były skróty. Nie było wyjścia, musiały być skróty.
https://www.zespoldowna.info/czarnoch-czerwona-gora.html
Naszym pierwszym celem była Gołębia. Na mapie wydawało się, że jest niemalże bezpośrednio na nią wejście. Jednak tutaj, jak we wszystkich polskich górach, wyręb lasów jest tak drastyczny, że można wybrać sobie jakąś własną drogę idąc po “zwózce” i to bez mapy. My tak zrobiliśmy. Przepraszam: Prowodyr uruchomil Kamila, a sam “wolnym krokiem” szedł na końcu, bo on chce na końcu. Niech będzie.
Na Kamila można było liczyć. Zniknął i czekał jak to on. Dobrze, że słonko zaczęło świecić, bo od razu było łatwiej znieść Janka prowokacje typu: no to ściągamy swetry…ale to dotyczyło mnie i Kamila. On po co, przecież są chmury. Tak wrabiał Kamila, że temu włączyła się pogoda i walczył ze mną, że krótkie spodnie ubierze dopiero w czerwcu a nie jutro…bo Janek powiedział o kilka razy za dużo, że jest upał!
Fajnie się szło, ale były przeszkody. Kamil świetnie sobie z nimi poradził, ale rozciął spodnie. Zaczęło się. Autysta nie zaakceptuje czegoś, co nie jest zgodne z porządkiem. Spodnie rozcięte, to spodnie stare. Prowodyr kilka razy powtórzył: “Spodnie dziurawe!” i Kamil już był gotowy wracać do sklepu kupować nowe. Liczyłem twardo do 100, potem 200…liczyłem. Kamil domagał się do sklepu!…i był UPAŁ….a w kalendarzu nie ma przecież lata. Prowodyr pomocny:”Nie musisz mieć krótkich “spodenków”! Kamil odfruwał!
Uratowała mnie Gołębia nasza pierwsza góra o wysokości 810 m npm . Usiedli i jedli. Potem pili. Jaka była cisza. No właśnie, wtedy załapałem, że jesteśmy sami na szlaku i nie widać nikogo z żadnej strony!
To co piękne nie trwa wiecznie. W momencie, gdy włączyły się spodnie u Kamila, zarządziłem wymarsz. Janek oczywiście “wypuścił” Kamila w dół, krzycząc że ma biec na Malinową. Ten biegł. Janek oczywiście: “Ja idę wolnym krokiem ostatni!”
Mi włączyła się PEDAGOGIKA PRZETRWANIA: “Niech sobie idzie ostatni, będzie cisza!”
Gołębia okazała się świetna do zbiegania. Malinowa do wbiegania. Chłopcy dzielnie to wykonali. Kamil dostał rozkaz od brata: “szukaj tabliczkę”, więc ją znalazł i czekał na nas.
Tutaj już był inny las…choć z jednej strony, bo z drugiej już był wycięty. To co mnie zastanowiło: Janek jeszcze w domu miał katar, teraz jakoś nie. Na to wygląda, że na wysokości 838 m nie ma kataru, taka była Malinowa….a teraz Szeroka! Janek już się gotował na kolejne w dół…Kamila…i do góry wolnym krokiem jego, a las był świerkowy ze skałkami, więc było co testować.
Na czym polega PEDAGOGIKA PRZYGODY? No a na tym ,że Janek zobaczył kamień trochę inaczej wyglądający od wszystkich i w dodatku z napisem, to musieliśmy robić zdjęcia. Skoro wcześniej tak było, to teraz też tak musi być.
Jednak najważniejsze było wrabianie brata w zbieganie, a ten biegł za każdym razem, jak ten mu kazał, a sam wolnym jego krokiem człapał na końcu.
Szeroka okazała się zdecydowanie szeroka. Siedzieliśmy i nie było widać jej końca. Było za to słychać niezmęczonych synów. Włączyła mi się PEDAGOGIKA PRZETRWANIA.
Janek koniecznie chciał iść na skróty. Popatrzył na mapę, popatrzył na drogi i poszliśmy. Najpierw lasem bukowym w dół. Chciał.
Kamilowi nawet się spodobało. Znów był mały tor przeszkód, więc i Jankowi pasowało.
Potem jednak było mocno pod górę. Tłumaczyłem Jankowi, że skróty to nie krótsza droga. W górach często nawet trudniejsza i my tak właśnie mieliśmy. Kamil już miał dość…a Janek wolnym krokiem do góry.
Zeszliśmy z góry w dół. Jankowi wyjaśniłem gdzie iść…a to znowu do góry!
To była niezła wyrypa, która zaprowadziła nas do drogi, Ta miała prowadzić nas już do przełęczy, gdzie jest Kamień Trzech Granic. Chłopcy nie wierzyli, że znów muszą iść w górę, ale radość była duża, gdy dotarliśmy na oczekiwane miejsce.
Tym razem wiedzieliśmy, że możemy obejść “bagno” na zielonym szlaku idąc do niego równolegle. Wróciliśmy w ten sposób do “spadania” na rozkaz w dół. Janek nie odmawiał sobie tego…ale potem były marchewki na ojcu. Zołza!
Doszliśmy w ten sposób do auta. 3X800 metrów dało popalić, a już ten skrót, przegonił towarzystwo na tyle, że na koniec pojawiła się cisza. To było błogie. Moje dzieci były zmęczone i cieszyły się, że są już w aucie…a Janek prowodyr nie pozwolił Kamilowi zapomnieć o spodniach. Ten już do samego domu stale powtarzał, że trzeba je wyrzucić. Ile razy to powtórzył? Na tyle dużo, że ja nie umiałbym powiedzieć tego w takiej ilości. A góry? Cały dzień sami i to zaskoczyło, bo przystępne i fajne.