Gorc
kwiecień 8, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Im dalej tym lepiej. To całe podsumowanie naszego zdobywania Gorców. Dzisiaj nikogo z Rodziny być może nie dałoby się przekonać do mozolnej, długiej wędrówki na “sam” Turbacz, ale jest w Gorcach kilka szlaków, które śmiało można polecić ze względu na ich dynamikę, nieprzewidywalność, atrakcyjność, a Rodzina wesprze w tym.
Gorce zdobywaliśmy ostatnio seryjnie i nie nudziliśmy się wybranymi trasami. Ten szlak na Kudłoń malowany pogodą i pięknymi polanami był wspaniały.
https://www.zespoldowna.info/kudlon-gorc-troszacki-jaworzynka.html
Ten na Kiczorę i Jaworzynę Kamieniecką był momentami bajkowy, śniegiem i mrozem, ale i wspaniałymi górami.
https://www.zespoldowna.info/kiczora-trzy-kopce-jaworzyna-kamienicka.html
Wszystkie szczyty jakie zdobywaliśmy należały do tej 10tki najwyższych w Gorcach. Do tego zestawu brakowało…muszę tak to napisać, bo sprawia mi najwięcej problemów…góry Gorc o wysokości 1 228 m npm (na Mostownicę nie ma szlaku a jest w topie). Wysoko jak na Gorce i intrygowało nas, co tam nas spotka. To była ostatnia góra z tej listy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Gorce
Postanowiliśmy “poszaleć” i ułożyliśmy taki plan:
1.Startujemy z Ochotnicy Górnej żółtym szlakiem wzdłuż Gorczańskiego Parku Narodowego.
2.Idziemy nim do zielonego pod Przysłopem.
3.Dalej nim do niebieskiego, który miał nas wyprowadzić na Gorca.
4…Ale z powrotem mieliśmy rozkoszować się skrótem. Idąc zielonym szlakiem do Ochotnicy Dolnej mieliśmy sobie zejść ze szlaku w dół, tak po prostu.
Nie zastanawialiśmy się dlaczego, po co. Tak postanowiliśmy. Start jakoś nie zaskakiwał. Było błotko, Janek prowadził, a potem wszystko oczywiście musiało się zmienić: był śnieg, było pod górkę, prowadził Kamil.
Pierwsze wydarzenie na trasie. Wchodząc na szlak minęliśmy Parę turystów. Od razu wydawało się nam wszystkim, że będziemy się spotykać w ciągu dnia, więc gorące pozdrowienia były od samego początku i życzenia najlepszego dnia.
My poszliśmy w śniegu zostawiając ich, bo Kamil odjechał. Jednak po chwili trzeba było się przygotować na więcej śniegu. Zatrzymaliśmy się i poubieraliśmy się. W tym czasie Para nas wyprzedziła. Znów uśmiechy, przyjazne pozdrowienia.
Przygotowani już na 100% wystartowaliśmy dalej. Podejście zacne no i Kamil znów “odjechał”. Nie było go widać, więc musieliśmy przyspieszyć. Zdziwiliśmy się po chwili, mijając “naszą” Parę odpoczywając na szlaku. Znów pozdrowiliśmy, a oni: “Wasz syn jak torpeda. Próbowaliśmy dotrzymać kroku, ale bez szans!”…i oczywiście duży uśmiech. My to znamy z autopsji, rzekłbym…i goniliśmy Kamila dalej. Na szczęście poczekał.
Po mocnym do góry szlaku, ale po takim typowym dla Gorców dukcie leśnym, mieliśmy przed sobą potok płynący w dół i niby był to nasz szlak. Janek znów sprawdził co jest napisane…od Tarnicy interesuje się każdą tabliczką. Wiedzieliśmy, że strumyk jest nasz. Nie trwało to długo, gdyż szybko nabraliśmy wysokości a tam śnieg i to znaczony tylko Kamila stopami. Widać było już wieżę na Gorcu!
Zaskoczyły nas widoki, zaskoczył nas świeży śnieg i to w tej ilości. Jakoś to nie pasowało do Gorców, a raczej do Beskidów to co widzieliśmy wokół.
Te polany przy Kosarzyskach i pod Przechybką były mega!!! Ci którzy lubią świat malowany, to jest to to miejsce. Ci którzy chcą “liderować” przekopując się przez hałdy śniegu, też tutaj znajdą to czego pragną najbardziej.
Mnie zauroczyła Polana Zoniowskie, a Janka to że miał zdobyć szczyt i nie szło go zatrzymać. Dobrze, że Kamil był z nim.
…i znów pojawił się Gorc z wieżą. To było te drugie wydarzenie dnia. Ta wieża była takim motywatorem, że lepszego nie trzeba było. “Tato wieża!”, albo “Gdzie jest wieża?” pojawiało się całkiem często.
W końcu zdobyliśmy Przechybę, nawet nie wiedzieliśmy kiedy. Janek tak szedł do przodu, że nie zauważył tabliczki, jak nie on.
Ja go jednak rozumiałem. Goniło jego i nas kolejne wydarzenie dnia: pogoda i śnieg. Za nami słońce i błotko, przed nami ciężkie śniegowe chmury i śniegu całe mnóstwo. Do tego te polany, gdzie można było zygzakować, będąc pierwszym. Odlot dla każdego!
Wydarzeniem dnia kolejnym były te wszystkie polany z szałasami, bo wyglądały niesamowicie. Tak jak ta pod Przechybką kolejną górą na naszym szlaku….z wieżą na Gorcu w tle!
Tak jak szliśmy przez polany prawie dogoniła nas nasza Para. Pomachali nam, ale znów chłopcy włączyli “szóstkę” i zniknęli za nami.
Pogoda. Nie da się o niej nie wspominać, gdyż tak drastycznie zmieniała wszystko. W plecy grzało, gdy w nosy dostawaliśmy zimnym wiatrem i drobnym śnieżkiem. Znów trzeba było się przebrać i podkręcić tempo, gdyż wyglądało tak jakbyśmy mieli na wieżę w zamieci śnieżnej wchodzić. Nie podobało nam się to, ale był to motywator.
Skończyły się polany, trzeba było podejść znów do góry w pięknym bukowym lesie. Przypomnieliśmy sobie, że jesteśmy w Gorcach. Długo to nie trwało i znów wyszliśmy na wspaniałe polany. Było tak świetnie, że nawet zeszliśmy ze szlaku, bo wypatrzyliśmy ławeczki…do śniadania i oglądania.
Odpoczęliśmy, śnieg i chmury gdzieś poszły…a za nami znalazł się “nasz” zielony szlak. Byliśmy pierwsi, oczywiście.
Najważniejsze było już przed nami: wieża na Gorcu.
W ten sposób, mając wieżę na “widelcu”, stale, powtarzam to z pewnością, “stale” było pytanie: kiedy będzie ta wieża!!!
Dobrze, że szliśmy przez Park Narodowy i na starych drzewach pojawiły się huby a dzięcioł nam podśpiewywał, tak jakby trochę z nas drwił.
https://www.youtube.com/watch?v=TqP7AORtRsk
W końcu podeszliśmy pod górę, tudzież zrozumieliśmy że to jest to podejście…wykop do góry, jak to się mówi. My z Kamilem poszliśmy, Asia z Jankiem też…
Wydarzenie dnia: te widoki. Gorce w zimie robią wrażenie. Podchodząc na Gorc widać było dużą część pasma aż po Turbacz i przede wszystkim wieżę na Magurce. Czasami słychać było: “Taka sama!”…a na Gorcu już było widać tą “naszą”.
Wpadliśmy na szczyt. Janek oczywiście pierwszy na górę i trzeba było biec. Ta wież ma jedną “wado-zaletę”. Wadę, że jest wysoka. Zaletę, że schody są zabudowane. Janek nie patrzył w dół zatem, tylko gonił do przodu, a tam cud natura pieczątka!!!
…tylko ojciec … nie spodziewał się tego i książeczki zostawił na dole w plecaku.
Skoro ojciec zapomniał to musiał śmigać drugi raz na górę. Tak biegł, że minął Parę spotykaną przez cały dzień i zaczęło się przy piecżatkach. “Podziw dla Państwa, dla Żony, dla Pana, że taką kondycję macie. A chłopacy, ten wysoki nie do doścignięcia, ale że ten mniejszy jest taki sprawny!!! Podziwiamy, podziwiamy!!!”
Tak mniej więcej to wyglądało. Cóż lepiej było to zaakceptować, niż mówić że z własnej głupoty wbiegam drugi raz na wieżę po pieczątkę Nie wypadało być zmęczonym, więc z rozmachem zbiegłem w dół, by potem dochodzić przez 5 minut do siebie po tym wyczynie….a szlak niby nie był trudny, ale ta góra dół zrobiły swoje, jak nie w Gorcach!
Pogoda nas wyganiała ze szczytu. Śnieg padał, chmury ciągnęły do nas.
Szybko doszliśmy do zielonego szlaku i skręciliśmy do Ochotnicy, ale tym razem Dolnej. Szlak wyglądał jakby był zarośnięty, mało używany. Mniejsi mieli łatwiej.
Humory dopisywały, szlak był przyjazny i oczywiście prowadził przez polany. Czekaliśmy na moment skrótu.
I znów mijaliśmy naszą Parę. Oni odpoczywali, ale obiecali że idą za nami, bo nie znają skrótu w dół.
Zejście tą stroną miało jedną podchwytliwą kwestię: wieżę na Lubaniu. Na szczęście nie było parcia na dotarcie tam. My dotarliśmy do Jaworzynki Gorcowskiej. Zaraz za szczytem miał być nasz skrót. Baliśmy się czegoś skomplikowanego, a tutaj kolejne wydarzenie dnia: porządne skrzyżowanie różnych ścieżek z charakterystycznym, małym “góralskim” domkiem na wynajem…szok. To zdjęcie poniżej to jeszcze nie ten domek, ale punkt charakterystyczny
Wydarzenie dnia: zejście w dół. Szliśmy wyraźnie wytyczoną ścieżką…goście na pewno z plecakami i z dobytkiem do domku na wynajem chodzą…tak myśleliśmy na początku, ale te zejście w dół…
Co niektórzy śmiali się jak ojciec wywinął kozła, a potem sami w tym samym miejscu testowali twardość ziemi…a potem było wow! Patrzyliśmy na tą schowaną polanę wśród gór, a ja miałem wrażenie, że jestem raczej pod Baranią Górą, niż w Gorcach.
…no i ten który śmiał się najbardziej, złapał zająca po raz drugi. Od tego momentu tylko schodziliśmy bokiem po centymetrze
Zejście było niezwykłe, ale na swoim uroku zyskiwało im byliśmy niżej. No właśnie w pewnym momencie zamiast ścieżki pojawiła się rzeczka. Jak ją przejść? Asia znalazła rozwiązanie idąc do góry!!! Było to niezłe wyzwanie i gimnastyka!
…a potem znów polany, z szałasami, stodołami.
Szło się tak dobrze, że nawet nie zauważyliśmy że doszliśmy do części Ochotnicy Górnej o nazwie Jamne. Zazwyczaj jak mamy iść asfaltem, to wszystko co dobre nam przechodzi, a tam idąc ten kawałek…doładowywaliśmy się jeszcze widokami, jak nie w Gorcach.
Dzień pełen wydarzeń. Szlak zimowy, niebanalny i te polany, te szałasy, te wieże w oddali i z bliska. Jak nie w Gorcach. Zaryzykuję stwierdzenie: najlepszy szlak w tych górach. Nie był łatwy ani na trasie, ani na skrócie. Był po prostu na tyle fajny, że spokojnie mogę go polecić i to jest najlepsze podsumowanie.