Granat Zadni, Granat Pośredni
lipiec 4, 2022 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Ochota do zdobywania wysokich szczytów, wymagających kondycji, w chłopakach jest. Zatem kolejna długa wyprawa na Granaty. Byliśmy na Skrajnym, czas na Zadni i Pośredni.
https://www.zespoldowna.info/granat-skrajny.html
Pogoda w listopadzie i nasze możliwości ograniczyły nas wtedy, do zdobycia Skrajnego, najniższego z Granatów. Teraz w upały chcieliśmy wejść na Zadni, najwyższy bo liczący aż 2 240 m npm oraz Pośredni 2 234 m npm.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zadni_Granat
https://pl.wikipedia.org/wiki/Po%C5%9Bredni_Granat
Miało to być dla nas jako ekipy trudniejsze, gdyż Asia introwertykuje na urlopie. I było.
Pobudka 3:45.
O dziwo Janek wstał i od razu krzyczał: “Klamry!” Kamil w amoku zjadł śniadanie…chyba nie wiedział co…o dziwo ubrał się nie widząc chyba w co i obudził się już w butach, zaczynając tradycyjną “naszą góralską” już tradycją: “Góry NIE!”…i usiadł w samochodzie.
Za to, jak już zobaczył gdzie idziemy, że to jest znany mu szlak, to był już tak obudzony, że zwiastowało to niezłe tempo przejścia.
Pierwsi na szlaku fajnie brzmi. Było tak fajnie chłodno, że Janek nawet kurtkę chciał ubierać. Kamil w swoim stylu do Murowańca przeszedł czekając na nas na Psiej Trawce raz…a potem pod Murowańcem. On tutaj chodzi już swoim tempem, jak u siebie w domu. Za to Janek “Klamry, tak” człapał jak zwykle, bo nudno, bo on sam. Więc szedł sam, a ja delektowałem się ciszą. Zdziwiłem się nagle jak Janek zaczął mnie wymijać z Panem Tomkiem z Łodzi. Kurcze musiałem przyspieszyć, bo cała ekipa Pana Tomka szła o niebo szybciej ode mnie. To był chyba rekord naszego człapania do Murowańca. Zrobiło się ciepełkowato i Janek, który zawsze się buntował jak go kremowało się, od razu: Tato krem bo mama pamięta!” Kremowaliśmy zatem.
No i wydawało się, że skończą się pytania typu: “Tato gdzie te Granaty?” skoro były już “nad” głową, ale nie. Chłopcy musieli wyrzucić z siebie dźwięki, więc obydwaj gadali by się na gadać. Czy w górach jest cisza? Czy można w ciszy popatrzeć na Czarny Staw Gąsienicowy? Nie! Każdy z nich akurat miał coś do powiedzenia…nie do usłyszenia, tylko powiedzenia ojcu. Szlak mnie uratował z przebodźcowania. Był piękny w tym słońcu. Widok na Kozi Wierch, Kościelec, Orlą Perć i oczywiście Granaty robił swoje. Pojawiły się pytania:”Tato a byłeś na Kościelcu?” Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Janek od razu: “Byłeś!”…a jak skończyły się góry do przepytywania, to zaczął się quiz:”Tato Bystra gdzie jest”. Musiałem mieć opanowane do bólu wszystko, bo dziecko tego jednoznacznie oczekiwało i na szczęście doszliśmy do żółtego szlaku, gdzie czekał Kamil.”Byłeś!” i pokazywał na górę. Jakoś go ucieszyło, że poszliśmy dalej prosto, mógł mnie zamęczać swoimi problemami.
Nowy niebieski szlak, dla chłopaków, uratował mnie. Chłopcy zaskoczeni trochę szli z wyraźną werwą do przodu. Kamil czasami potwierdzał obecność, swoim:”Tam nie” pokazując na górę, a Janek “Gdzie klamry?”. Obydwaj dawali w ten sposób znać ojcu, że żyją i idą, dość często.
Pojawiło się podejście na próg do Zmarzłego Stawu Gąsienicowego. Tutaj tylko jeden był zwycięzca. Kamil narzucił takie tempo, że pozwoliliśmy mu patrzeć na nas z góry na każdym zakosie. Z Jankiem znaliśmy nasze miejsce w szeregu.
…ale, pojawił się pierwszy kominek i trochę skał. Kamil na początku niepewny, bo Asia zawsze była z nim w takich przypadkach, a my na dole…przepraszam goniliśmy do niego, bo zaczęło się w końcu coś dziać dla Janka. Kamil był wspaniały! Widział, że jesteśmy daleko za nim. Popatrzył na kominek i wszedł sam, ostrożnie dobierając wariant przejścia. Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Cóż dla Janka, było to miejsce na trening. Dzięki temu można było pogadać przecież z Panem Krzysiem, czy za tą skałę ma się chwycić, czy za inną. Dziękuję za wsparcie Panie Krzysiu!
Zanim się wspięliśmy, Kamil doszedł do żółtego szlaku do Dolinki Koziej i Zmarzłego Stawu…piękne miejsca. Posłużę się opisem wikipedii by przekonać Was, że tam trzeba wejść by zobaczyć
Dolinka Kozia – niewielka dolina znajdująca się w górnym piętrze Doliny Czarnej Gąsienicowej, między ścianami Zadniego Granatu, Czarnych Ścian i Koziego Wierchu, a powyżej kotła Zmarzłego Stawu. Opada do niego średnio stromym progiem o wysokości około 150 m. Z otaczających ją ścian do Dolinki Koziej dwie wybitne wklęsłe formacje skalne: Rysa Zaruskiego i Żleb Kulczyńskiego[1].
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dolinka_Kozia
No i problem. Tutaj już było ciepło, a śnieg przed nami. Kamila zamurowało, Janek był zdziwiony, ale skałki przed nami kusiły. Na szczęście okazało się, że jest ścieżka udeptana w śniegu, więc testowaliśmy ją z sukcesem. Zmarzły Staw niesamowite miejsce pod każdym względem.
Musiałem jednak być czujny. Kamil wskazywał wyraźnie na szczyty Orlej Perci, że nie, a jednak na skałach próbował sobie “wyrąbać” szlak gdzieś tam na ściany. Janek zafascynowany skałami, też jakoś nie chciał utrzymywać swojego kursu zgodnie ze szlakiem…i ja ich rozumiałem, bo to miejsce było specjalnie dla nas stworzone …a porządek jednak musiał być.
Udało się zobaczyć kozice i udało się utrzymać chłopaków na pięknym żółtym szlaku. Nie udało się jednak utrzymać tempa z synami.
Kamil znów zaskoczył. Próg skalny, a on sam wchodzi i to świetnie sobie radząc. Zdumiewało mnie to. Był przy tym niesamowicie rozważny i widać było jak sprawdza każdy swój ruch…on tego nie robił sam wcześniej, bo potrzebował wsparcia, którego się domagał…a tutaj…Mistrz!
Kamil zdążył wypić sok i odpocząć zanim my doszliśmy do niego. Janek rozochocony podejściem i widokiem zielonego szlaku “W końcu zielony!”, chciał być pierwszy…ale Kamil dał mu tylko “powąchać” jak jest na przedzie i poszedł swoim tempem…a Janek coś po angielsku oburzony komentował. Nie wiem co, nie rozumiem i koniec. Kolejny próg i wow! Cóż mam powiedzieć…najfajniejsze miejsce w Tatrach polskich?
…no i Janek z Panem Piotrem pogadał o wspaniałościach tego miejsca. Znów był to super moment, który nam tylko w górach się zdarza. Dziękuję za wspólne zdjęcie, w tak pięknym miejscu.
No i był też foch Janka. My w jedną stronę a on w drugą. Coś nie przekonywało go to, że Granat jest blisko, skoro wszystkie szczyty wokół były bardzo wysoko. W końcu coś połączyło się w całość i kierunek marsz.
Najważniejsze, że zielony się zgadzał i w “realu”, i na mapie. Tylko coś ostro miało być, ale to nie problem dla Kamila i jego kondycji.
To było fascynujące widzieć Kamila wciąż nad nami. To znikał, to pojawiał się, ale wciąż nad nami. Próbowaliśmy z Jankiem wszystkiego, by go dogonić, ale to było możliwe tylko wtedy, gdy on siedział gdzieś na kamieniu i czekał na nas.
…a potem znów uciekał, choć my zasuwaliśmy.
W końcu nie było “pionowo” pod górę, a w miarę “poziomo”. Granat Zadni był już w naszym zasięgu. Jak się popatrzyło w dół, to jednak ta wysokość na jaką za Kamilem wczołgaliśmy się robiła wrażenie.
…no i ten widok na Orlą Perć od Świnicy, przez Zawrat, Kozi Wierch aż do nas.
…a Kamil znów gdzieś nad nami. Nie było momentu by popatrzeć, bo on szedł tym swoim krokiem bez hamowania.
Nawet jak spróbowałem, to dostałem od Janka w ucho za ociąganie się.
Usłyszeliśmy od Kamila: “Tam nie”, ale Janek stwierdził, że koniec szlaku i mamy Orlą Perć. Kamilowi coś się nie zgadzało i to wyraźnie.
Zatem byliśmy na Orlej Perci i czerwonym mieliśmy wejść na nasze Granaty. Kamil jak usłyszał nowe instrukcje wystrzelił dalej do góry, a zbocze znów było wymagające. Tym razem Janek nie odpuszczał i trzymał się brata, bo on chce Granata i tabliczkę. To była jednak porażka: Granat był a tabliczki nie było, ale Janek był pierwszy na szczycie, choć “przelotnie”.
Janek nawet nie chciał się zatrzymać, bo nie wierzył, że to pierwszy z Granatów ten Zadni. Dopiero mapa go przekonała i widok na Pośredni. Szykowało nam się niezłe przejście jak to na Orlej Perci.
Znów mieliśmy szczęście do fajnych Turystów na szlaku, tym razem z Liberca w Czechach. Jak Janek powiedział Jezera, to od razu humory się poprawiły. Panowie pokazali jak zejść i wejść po kominkach, co Kamil wykorzystał do bólu i oczywiście był pierwszy na Pośrednim.
Nie mogliśmy posiedzieć za długo. Panowie Strażnicy z TPN zasugerowali byśmy schodzili, bo o 15:00 może być burza, a choć przez ostatnie 4 dni zawsze pogoda była inna od prognoz to lepiej było być niżej niż wyżej. Postanowiłem wracać tak jak przyszliśmy z tym, że jeszcze musieliśmy gdzieś odpocząć.
Znalazło się takie miejsce tuż pod Zadnim Granatem. Było tam po prostu pięknie i cicho, i chłodno, bo zaczynało się czuć już temperaturę. Chłopcy jedli, pili a ja cieszyłem się widokiem. Pyszny!
Chłopcy, gdy usłyszeli że schodzimy, zaczęli się śmiać ze mnie. Jeden przez drugiego próbował mi w ten sposób powiedzieć chyba, że te Granaty, to my chyba w całości nigdy nie zrobimy, ale szli w dół. I znów: kto najsłabszy był w tym zestawie? Ojciec niestety. Dzieci jak kozice śmigały w dół, a ja próbowałem nie zostać zgubiony na wszelkie możliwe sposoby…”czekajcie robimy zdjęcie”, to wychodziło mi najlepiej.
Tym razem Kamil czasami się oglądał za nami. Dzięki temu zeszliśmy do Dolinki Koziej RAZEM, nietypowe zdarzenie.
Do Zmarzłego Stawu też doszliśmy RAZEM i to był szok, gdyż Janek każdego informował, że ma być burza o piętnastej. Zejście było jednak błyskawiczne i był czas by usiąść przy Zmarzłym Stawie. Czuć było już, jak ciepło jest poniżej.
Doszliśmy do niebieskiego i kominka. Tam Kamil już się nie patyczkował tylko wziął go na dwa kroki, ale Janek zablokował cały ruch w górę i w dół, gdyż schodząc opowiadał jak było na Granatach Pani Grażynie z dołu, a Pan Tomek z góry cierpliwie dopytywał się, kiedy ma być ta burza, bo ani jednej chmurki burzowej na niebie nie było.
Doszliśmy do Czarnego Stawu. Chłopcy wciąż w świetnym tempie włączyli moduł:”Obiad!” Kiedyś to przerabialiśmy i wiem, że to motywator jakich mało. Po Chłopku, gdzie obiad był tylko w schronisku, wyciągali wnioski. Janek szczególnie.
Szli razem super. Zatrzymali się na wszelki wypadek przy żółtym szlaku na Skrajny Granat, gdzie Kamil potwierdził:”Byłeś!” no i trzeba było synów gonić dalej. Przepraszam: gonić za synami dalej.
Janek jeszcze dawał mi szansę, co jakiś czas sprawdzając gdzie jestem. Tutaj pokazał na Kościelca i że byłeś Przy Małym Kościelcu, Paniom, dwóm, które dyskutowały czy dadzą radę wejść na niego, też powiedział, że był i spowodowało to konsternację…tak jak dwa tygodnie temu jakoś
…ale żarty się skończyły. Janek wrzucił szóstkę bo obiad. Zaczął mijać wszystkich. Pan Turysta, który od połowy stawu szedł ciągle przed nami, gdy go mijałem spytał się, co mu dałem, bo takiego sprintu to on nie widział. Panie Turystki głośnym na 20 metrów “przepraszam” rozproszył tak, że jak ja je wyprzedzałem, to mi tylko współczuły, bo jakieś dziwnie szybkie tempo syn narzucił po tych kamolach. Gorzej, bo było to za szybko dla Kamila, którego straciłem z pola widzenia z tyłu. Wierzyłem jednak, że jakoś da radę. Zatrzymaliśmy się wszyscy pod Murowańcem na szczęście. Dzieci bo chciały pić, ja bo chciałem odpocząć. Jednak zejście w dół do Brzezin, to były kolejne wyścigi. Najpierw Janek do zygzaków, a potem Kamil do samego parkingu. Ja nie pamiętam, bym kiedykolwiek tą część szlaku w takim tempie przeszedł. Byłem mocno zdziwiony. Chłopcy za to nie:”Kiedy obiad tato?” i wszystko było jasne. Umieją wyciągać wnioski…z Chłopka
Jakieś podsumowanie? Obok Chłopka, Granatu Skrajnego jeden z fajniejszych, ciekawych szlaków w polskich Tatrach, tych Wysokich. Czy to wystarczy za rekomendację? Powinno bo było pięknie i zimno, w stosunku do tego upału, który spotkaliśmy na dole…a burzy i tak nie było, co przypomniał mi Janek.