“Granica” Gór Opawskich
wrzesień 19, 2022 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Z pewnością te przejście mógłbym nazwać “kwintesencją Gór Opawskich”, albo “Jak Janek i Kamil wybierają to, co najlepsze w Górach Opawskich”, albo…”Nasze Góry Opawskie”. Każda nazwa byłaby adekwatna. Zawsze jest tak, że jak jest nam źle, a nie możemy jechać w Góry Suche, to jedziemy tam.
Wydawało się, znów, że już przeszliśmy je wzdłuż i wszerz. Jednak Asia przypomniała, że byłem z chłopakami raz bez niej.
https://www.zespoldowna.info/biskupia-kopa-od-jarnoltowka.html
Patrzyliśmy wtedy na jej ośnieżony szczyt z Farnego Stoku i planowaliśmy wejść na “wprost”. Nie do końca się udało, tym razem nie było wyjścia, z Asią mieliśmy wejść na wprost. Zatem uwaga: zaparkowaliśmy bez “walki” o miejsce parkingowe przy zaporze w Jarnołtówku i wiedzieliśmy, że to będzie najniższe miejsce pod górą!
Chłopcom wyraźnie brakowało wędrowania, ale tym razem wrzesień jest paskudny…ale październik będzie lepszy. Kamil wystartował między “nowoczesnością” a “historią” i gonił, że aż miło.
No i pierwsza niespodzianka. Janek dopytywał się, gdzie szlak, a tutaj go nie było! Szliśmy po prostu granicą, bo jak wejść najlepiej na graniczny szczyt jak nie granicą? Najpierw były sady i pytanie Janka, czy może zjeść jabłko, które zwisało nad droga. Potem gaj leszczynowy otulił drogę. Pojawiła się kalina i była dyskusja, czy to kolorowa jarzębina…a Kamil jak zwykle śmignął i tyle go widzieliśmy. Trzeba było go jednak zatrzymać, bo jak granicą, to granicą.
O ile “pierwsza” granica, była równoległa do idącej na dole drogi, to po skręcie do góry już można było zabłądzić, a Kamil nie lubił błądzić. Pojawiła się jeszcze jarzębina, szybka dyskusja z Jankiem, i wiedzieliśmy, że choć droga “ubita” i wyznaczona, to niewiele osób z tego przejścia korzysta. Zarastała. Jak Kamil wszedł w jeżyny wiszące mu nad głową!!! i w panice zrobił dziurę w swojej kurteczce, wiedzieliśmy, że musimy szukać mniej dzikiego przejścia. De facto Kamil sam znalazł.
Weszliśmy na czerwony szlak, który idzie wzdłuż granicy. Tam Janek wykorzystał dylematy Kamila i szybko uciekł do przodu. On wiedział, że Grzebień jest już przed nami. Miał być tam odpoczynek.
Grzebień to pierwsza atrakcja na szlaku. Świetny punkt widokowy i świetne miejsce do odpoczynku osłonięte od wiatru wśród znów jarzębin. Asi się podobało, to bardzo ważne. Jednak nasze góry się zmieniają. Nasze pierwsze przejście przez Góry Opawskie to było przejście przez lasy, lasy, lasy …a ich dzisiaj nie ma.
https://www.zespoldowna.info/biskupia-kopa.html
Jak wyszliśmy z Grzebienia, to zrozumieliśmy co to oznacza. Owszem było piękno widoków, ale wiatr smagający też był obecny.
Odkąd nie ma lasów na Biskupiej Kopie, to zawsze jest na niej zimno i wietrznie. Dobrze, że końcówka wymaga odrobiny zgrzania się, więc nie zmarzliśmy. Janek dogonił na niej Kamila i chłopcy mieli w pewnym momencie dylemat: czy prawą stroną, czy lewą? Na szczęście dylemat rozstrzygnęli turyści schodzący po Kamila stronie.
Doszliśmy pod wieżę drugą atrakcję Gór Opawskich. Od razu była pieczątka i zaskoczenie. W końcu ruszyła po tylu latach budowa schroniska po czeskiej stronie, a miejsce jak zwykle ciekawe.
Tym razem nikt nam nie powie, że nie wchodziliśmy od “dołu” na Biskupią Kopę . Szlak prawie graniczny i na “wprost” nie był trudny, ale trochę trzeba było wejść, górskimi szlakami. Nie odpoczywaliśmy przy wieży tym razem…jak zwykle wiało. Brak lasu odsłonił inny jej widok. Pojawiły się elementy, których nigdy nie widzieliśmy, jak słup graniczny wyższy od Janka.
Było już jednak widać naszą Srebrną Kopę, miejsce które w 2016 roku było pełne drzew, a dziś…fajne miejsce do wędrowania.
Zejście z Kopy na Przełęcz Mokrą jest górskim “spadaniem”, co Janek lubi najbardziej. Szliśmy cały czas granicą, czerwonym szlakiem. W tym miejscu patrzyliśmy w dal i zastanawialiśmy się, gdzie są te drzewa które były na każdym z widocznych szczytów. Puste góry…
Najwięcej o Srebrnej Kopie dowiedzieliśmy się z legend i opowieści spisanych na stronie poniżej. Ma w sobie wiele tajemnic i zaskakuje schronami, kołami z kamieni i widokami. Kopę zostawiliśmy z tyłu i już szliśmy “bieszczadzkim” szlakiem do góry…znów granicą.
http://www.goryopawskie.eu/p/legendy-i-miejsca-tajemne.html
Srebrna Kopa jest atrakcją, w szczególności jak dochodzi się do szczytu. Schron z kamieni robi nastrój, a kiedyś był wśród drzew głęboko schowany. Dzisiaj to jedyne miejsce, gdzie można się schronić i odpocząć…ale to nie jedyna skalna budowa na górze! Kopa nie wygląda “źle” z niej…i od razu mieliśmy takie skojarzenia, czy nie jest to tak, jak ze Ślężą i Radunią. Bardzo podobne do siebie góry pod wieloma względami.
Na szczycie pierwszy był Janek i tak jak to Kamil ma w swoim zwyczaju, usiadł i czekał na nas. Oczywiście pierwszy zwiedził, wszystkie możliwe miejsca i odpoczywał.
Zejście było niesamowite. Wiatr nas smagał, my na grani jak w Tatrach, a zejście jak w Karkonoszach. Kiedyś błądziliśmy idąc pod górę. Tym razem zabłądziliśmy idąc w dół. Nie ma takiej drugiej góry, bo było tyle brzóz, a to robi różnicę…i można błądzić zawsze.
Kolejnym etapem miało być dojście do “skoczni narciarskiej” żółtym szlakiem. My pierwsi jak nigdy, więc zdjęcie z zaskoczenia do tyłu, a tam śmiejący się chłopcy. Nie było źle zatem.
Minęliśmy Przełęcz Pod Zamkową Górą i szukaliśmy “skoczni narciarskiej” by zejść w dół. Kiedyś wyglądało to tak:
Tym razem było inaczej. Był busz nie do przejścia…ale pomógł zejść. Kamil w panice bo ślisko, a musiał sam schodzić, bo tym razem mama ubezpieczała młodszego. Nie było łatwo, ale doszliśmy do kolejnej atrakcji. DRABINA!
Janek czytał i czytał o tej Gwarkowej Perci. Jakoś nie pamiętał, co to zaś i jak to jest. Tym razem mieliśmy wejść do góry, a nie zejść!
Stanęliśmy pod drabiną, Janek pierwszy wyrwał do przodu i ….zatrzymał się. Bałem się, że tak będzie z Kamilem, a tutaj Janek.
Wspieraliśmy go jak tylko było można i powoli wszedł. Kamil za to, popatrzył do góry i był szybko na tej górze. Jakoś mu to nie przeszkodziło, a było gdzie wchodzić do góry!
Z perci było łatwo do Piekiełka. Tam odpoczywaliśmy. Było tak dużo wrażeń, że trzeba było, a samo Piekiełko warte było oglądania.
Byliśmy już na zejściu i zastanawialiśmy się, którędy pójść. Okazało się, że wybór żółtego szlaku z Piekiełka, był najlepszym z możliwych i był to ostatni szlak, jakim do tej pory nie chodziliśmy na podejściu na Biskupią Kopę. Idąc miałem po raz kolejny wrażenie, że to nasza Radunia, choć była to Bukowa Góra. Janek oczywiście czytał, Kamil się już denerwował bo miał być obiad i on chciał na obiad. Mały jakoś nie przyspieszał, więc włączył swoje nerwy bo kurtka rozwalona…Trzeba było schodzić, na końcu nawet skrótem.
Zejście z niej było wspaniałym spacerem, podbijanym emocjami związanymi ze śladami dzików. Doszliśmy do parkingu tuz przed deszczykiem, pełni radości że się udało.
Czy byliśmy we wszystkich miejscach, jakie powinno się odwiedzić w Górach Opawskich? Nie. Wydaje mi się, że Pokrzywna z Lasem Rosenau to najlepsze miejsce na start. Nie byliśmy też w Schronisku, a zawsze w nim dużo ludzi odpoczywa, więc musi być fajnie, nie wspominając o tych wielkich drewnianych rzeźbach, które kierują do niego. Warto tam być.
Dla nas Góry Opawskie zawsze będą blisko. Wciąż nie dojechaliśmy do ich początku koło Prudnika, gdzie zaczynają się też całe Sudety. Już szykujemy się na czeską część Gór Opawskich z Konciną o wysokości 888 m npm, czyli niewiele niższą od Biskupiej Kopy. Możemy poczuć się tam jak w Bieszczadach, po tym jak zniknęły lasy na jej szczycie. Mam nadzieję, że się uda, a my zapraszamy Was do wędrówki po tych wspaniałych i ciekawych górach.