Graniczna Góra i Na Granicy przez Krecikową Ścieżkę
styczeń 16, 2023 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Na koniec Gór Opawskich i na koniec Sudetów. To był cel. Asia, kobieta która kiedyś dawno temu, miała niechęć do wchodzenia na szczyty powyżej 700 m, a potem nagle stwierdziła, że wszystko poniżej to pagórki, tym razem nie protestowała, że celem był szczyt o wysokości 541 m! Nauczyliśmy się szacunku do każdej góry, gdyż potrafią zaskakiwać i warto dać im szansę. Nasz cel: pojechać na koniec Sudetów! Pojechać na koniec Gór Opawskich!
Co jest na końcu Sudetów? Góry Odrzańskie, ale są całkowicie w Czechach. Zdobywa się je przy okazji Włóczykija Sudeckiego i tam oczywiście byliśmy!
https://www.zespoldowna.info/juracka-viktejn.html
Na końcu Sudetów, ale w Polsce, są oczywiście Góry Opawskie. Wybraliśmy zatem ostatni wybitny szczyt, na który prowadzi szlak i poszliśmy na wspaniały, słoneczny spacer od wsi Třemešná w Czechach, tuż za granicą z Polską, na szczyt leżący na granicy między Opawicą w Polsce a Město Albrechtice po Czeskiej.
Zaczęliśmy jak zwykle. Przez sekundy razem a potem …Kamil oczywiście “złapał” czerwony i można było go widzieć metry przed nami, a ponieważ słońce pięknie świeciło, to pozwalaliśmy mu na wszystko, bo my się “docieplaliśmy”. Kamil jak zawsze w sytuacji, gdy nie wiedział, gdzie iść czekał. A potem on pokazywał w jedną stronę, bo tak prowadziły ślady i szlak, a Janek go wrabiał i pokazywał drugą stronę. Biedny miał duży problem…a ja Jankowi nie wierzyłbym . Jakoś lewa strona często odnosi się do prawej i odwrotnie. U niego tak jakoś jest.
Spacer nie wyglądał na zimowy o nie, tylko wiosenny. Gdy wyszliśmy czerwonym szlakiem ponad wieś, to było jak w Górach Opawskich, po prostu pięknie. Czułem to, że zaraz spadnie na nas lawina, dlaczego tylko my tak mamy, bo było tak cudownie. Nawet Kamil był spokojny co w ostatnich czasach jest nietypowe dla niego.
Ogrzewaliśmy się na maksa! Po chwili wędrowania przez łąki znów wróciliśmy do lasu i zapowiadał się spacer “parkowy”. Piękna szeroka droga leśna i jakby brak przewyższeń. Jakoś to nikogo nie zmartwiło, jak także to, że nikogo nie było na szlaku.
Myślałem, że za taki wybór szlaku dostanę po uszach, ale nie. Kamil szedł przed nami i jak chciał, swobodnie wracał, by opisać kalendarz najbliższych miesięcy. Janek człapał, bo my człapaliśmy więc robił to, co lubi najbardziej…człapał i człapał. Bałem się jednak, że się zaczłapiemy, gdy nagle wszystko się zmieniło. Janek dobiegł do czegoś, co z daleka przypominało totem, jaki jest pod Skąpcem w Górach Kaczawskich, a potem zaczął ciągnąć za sznurek i okazało się, że jest to dzwon, który wydaje świetny dźwięk. Pogonił w ten sposób wszystkie zmartwienia i było jeszcze lepiej.
Potem, uwaga razem z Kamilem, pobiegli do przodu i …doszliśmy do źródełka Krecika. Były okrzyki i oczywiście musiała nastąpić przerwa, gdyż rodzice też się zainteresowali. Powiedzcie, kto nie lubi Krecika? My lubimy!
Okazało się, że dotarliśmy do Krecikowej Ścieżki i Krecikowego Źródełka, czyli niesamowity szlak na start. Oczywiście śniadanie się przedłużyło, bo wszyscy czytali i oglądali co tam było opisane o Kreciku. Ciężko było się ruszyć. Jak ruszyliśmy to jednak nasi chłopcy nas zaskakiwali.
Tutaj jak się okazało można było poczytać o szlaku, ale nikt nam wcześniej nie doniósł w temacie:
Co pewien czas był “krecikowy przystanek”.Kolejne zaskoczenie: Kamil tak samo był gorliwy, by sprawdzić co na przystanku jest jak Janek, choć z jednym wyjątkiem. On patrzył i odchodził, a Janek żył tym co widział. I tak szlak, który miał nas doprowadzić do celu, który na mapie niczym specjalnym się nie wyróżniał, stał się hitem, no i trzeba było gonić Janka, bo on chciał zobaczyć co tam dalej jest.
Z drugiej strony witaliśmy idące rodzinne wycieczki “małych ludzików” oczywiście po czesku, bo Janek ma to opanowane, które jak widziały Krecika, przystanek wyraźnie przyspieszały. Na to wygląda, że Krecikowa Ścieżka, to najlepsze miejsce na pierwszy górski spacer…ale pojawił się nasz cel. Dzięki Olkowi od wież, dowiedzieliśmy się, że w tym miejscu jest niezwykła jedyna taka, zrobiona z dwóch masztów telefonii komórkowej, ponad 25 metrowa, “podwójna wieża”.
https://www.youtube.com/watch?v=TeUM8wOLhFk
Z tej strony od Krecikowej Ścieżki wieża stojąca na szczycie Granicznej Górze wyglądała intrygująco, ale ani góra ani jej otoczenie jakość górzysto nie wyglądały. Pod samym wejściem, za to było tyle aut, że nas to zdopingowało do szybkiego zdobycia góry. Kolejny doping to nazwa ścieżki…zresztą popatrzcie na ten znak
Ścieżka leniwca prowadzi idealnie na szczyt…a tam wieża już robi wrażenie!
O dziwo, jakoś nikt nie kwapił się by wejść na górę. Już chciałem iść sam. Janek z Asią nie zostawili mnie jednak samego w tym przedsięwzięciu, a jedynie Kamil, nawet nie patrzył do góry, usiadł i jadł swoją nagrodę….a na górze pięknie!
Asia pierwszy raz weszła na szczyt wieży. Janek “obleciał” ją szybko skutecznie i jednak też był gotowy do zejścia po chwili, a ja patrzyłem i muszę to przyznać: Czesi mają pomysły! Krecikowa Ścieżka kończąca się na takiej wieży, to miód i bajka na start! Można nawet przejechać tą ścieżkę wózkiem.
My patrzyliśmy na wieżę i nie mogliśmy się nadziwić. Z tego zdziwienia, wyszło kolejne. Graniczna Góra to jeden szczyt, ale kilkaset metrów dalej był drugi, wyższy Na Granicy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Graniczna_G%C3%B3ra
Zdziwiło nas to ogromnie jak i wiosna dookoła.
No i tradycji stało się zadość. Kamil w jedną, a Janek w drugą stronę na szczyt. Znów trzeba było uzgadniać kierunki i warianty przejścia. Janek odpuścił, gdyż graniczny szlak na szczyt o nazwie Na Granicy musi przecież prowadzić przez granicę, więc tam gdzie słupki to był odpowiedni szlak. Tylko szczyt nie miał innego oznaczenia niż słupek geodezyjny. Zdjęcie zostało zrobione, a nasz licznik dzięki temu pokazał dodatkowe 2 szczyty zdobyte, czyli 777 już w port folio , taki “boening” nam się pojawił.
Zdobyliśmy dwa szczyty i natura zrozumiała, że powinna nas pogonić do powrotu. Słońce nagle zniknęło, chmury i wiatr się pojawiły. Chłopców nie trzeba było bardziej zachęcać, tym bardziej że Krecikowa Ścieżka została jedynie “dotknięta”, ale nie do końca zbadana. Motywacja była.
Zaskoczenie? Kamil gonił pierwszy i przy przystanku na Krecika się zatrzymywał. Potem Janek dopadał i testował.
Na koniec oczywiście było pożegnanie ze ścieżką, biciem w dzwon, Janek nie odpuścił!…a do nas wróciło słońce.
Ekipie się szło tak dobrze, że poszli za daleko i musieli wracać. Cóż tak też się zdarza jak jest fajnie.
Popatrzyliśmy na piękne góry i piękną przyrodę. Ani przez chwilę nie było widać zimy i to w połowie stycznia! Szlak, który miał być taki mało wyróżniający się, ale z dojściem na świetną wieżę, zapamiętamy dzięki Krecikowi…i gdyby tak w Bielsku Białej zrobić na dobry start ścieżkę Reksia lub Bolka i Lolka mogło być fajnie, nawet bardzo! Jakoś wszyscy doszliśmy do tego wniosku.
Dzień się udał, więc proponujemy byście i Wy zdobyli Krecikową Ścieżkę, polecam bo warto. Po raz kolejny okazało się, że nie to co na mapie, a w rzeczywistości jest kluczem do fajnego dnia.