“Jak na zmianę ciśnienia w górach reaguje Janek?”

wrzesień 10, 2019 by
Kategoria: Nasze Góry

To jest profesjonalne pytanie i szczerze pisząc było bardzo trudne. Po pierwsze analizowałem możliwości Janka w czasie wypraw stale, by nie sięgnąć za daleko. Bałem się jego wydolności, pracy serca i zasobów energetycznych.

Ciśnienie nie sprawiało mu problemów. To pewne. Puls był stabilny i wydaje mi się też, że jest to mimo wszystko pewna cecha odziedziczona po mnie. Fajne było, że za każdym razem dostosowywał tempo przejścia do swoich możliwości, a one są już duże. Największe problemy jednak czyni dystans, a nie wysokość w połączeniu ze spadkiem ciśnienia. “Małe” nogi muszą jednak wykonać więcej ruchów niż Kamila, czy moje, ale im trudniejsze było przejście tym było lepiej.

Nie mieliśmy sytuacji takiej by Janek źle się poczuł, miał kryzys na wejściu na szczyt. Raczej jeżeli już to występowała, to w drodze powrotnej i to z nudów.

Ważnym czynnikiem regulującym tą kwestię była suplementacja rybozydem i ubiquinolem w połączeniu z magnezem i witaminą C. Do tego napoje w postaci soków jabłkowych, pomarańczowych, wieloowocowych, wód mineralnych bogatych w składniki i na długich dystansach jeszcze naturalnej wody mineralnej o dużej zawartości magnezu (wtedy nie było porannej dawki magnezu) wspierały efektywnie ten wysiłek. Ciekawie ukształtowała się przy tym dieta. Im wysiłek był wyższy Janek jadł mniej i miał ciśnienie stabilne, ale szedł wolniejszym tempem, dobierając inaczej krok, uważnie omijając przeszkody.

Co do oddechu, to jedynie raz mieliśmy problem i też postrzegam to jako efekt nudy dla Jaśka w podejściu na jedną z planin, co było rzeczywiście nudne. Na dużych wysokościach miał lepszy, bardziej regularny oddech ode mnie i widać było duże pokłady jego możliwości. Cieszy mnie to, ze występowało “normalne” pocenie się, co w ZD nie jest tematem typowym.

Ciekawił mnie tez fakt, że w górach układ jedzenia jest zgodny z pewnym rytmem, nie do końca typowym w domu:

-śniadanie za dwóch z dodatkami

-szybka poprawka

-w trakcie przejścia w przerwach “energetyki węglowodanowe”

-na kolację de facto obiad z konieczną dawką mięsa albo węglowodanów jak makaron, bez tego nie szło wstać od stołu. Oczywiście była jakaś zupa na “rozgrzanie” organizmu i tutaj rosół wołowy/pomidorowa dominowały a na drugie danie warzywa i im wyżej chodziliśmy tym więcej tego chcieli.

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...