Jarząbczy Wierch, Raczkowa Czuba, Wyżnia Magura, Pośrednia Magura czyli Otargańce
wrzesień 4, 2020 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
W filmie jaki został zrobiony o naszym wspólnym z “28 marzeń” wejściu na Mogielicę mówię: “Świat się zmienia. Ludzie zaczynają rozumieć, że rzeczy niemożliwe, są możliwe.” Dla nas też świat się zmienia i zrozumieliśmy, że jesteśmy gotowi do tego co wczoraj jeszcze było dla nas niemożliwe: DO PRZEJŚCIA GRANIĄ OTARGAŃCÓW W TATRACH ZACHODNICH!..a mało ludzi tam chodzi.
Otargańce (słow. Otrhance) – potężna boczna grań w słowackich Tatrach Zachodnich, rozdzielająca Dolinę Jamnicką od Doliny Raczkowej. Odbiega ona od znajdującego się w grani głównej Tatr Zachodnich Jarząbczego Wierchu w południowym kierunku. Jest to poszarpana grań, w której wyróżnia się kilka szczytów i przełęczy. W kierunku od grani głównej na południe są to[1]:
- Jarząbczy Wierch (2137 m),
- Raczkowa Czuba (Jakubina, 2194 m),
- Jakubińska Przełęcz (2069 m),
- Wyżnia Magura (2095 m),
- Rysia Przełęcz,
- Pośrednia Magura (2050 m),
- Niżnia Magura (1920 m),
- Ostredok, wierzchołek północny (1714 m),
- Ostredok, wierzchołek południowy (1673 m).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Otarga%C5%84ce
Otargańce miały być dla nas próbą największą do tej pory po Czerwonych Wierchach pod względem kondycyjnym, technicznym, odbioru przestrzeni. Tutaj nie mieliśmy zdobyć jednego szczytu, ale całą grań z kilkoma szczytami. Do tej pory zdecydowaliśmy się tylko na jedno takie przejście właśnie przez Czerwone WIerchy .
https://www.zespoldowna.info/krzesanica.html
https://www.zespoldowna.info/starorobocianski-wierch.html
Pytaliśmy się: czy po Krywaniu jesteśmy już gotowi do chodzenia po skałach, graniach z dużym przewyższeniem, gdzie powietrza wokół jest dużo . To oferują Otargańce. My już je widzieliśmy od Barańca, bo go zdobyliśmy i z drugiej strony bo byliśmy też na Bystrej, ale także patrząc ze Starorobociańskiego Wierchu. Na każdych z tych szczytów, tak samo jak na Otargańce zaczyna się wędrówkę od Wąskiej Doliny, którą chłopcy idealnie rozpoznają, a Kamil nawet jest w stanie poprowadzić samochód jak ma jechać i gdzie zaparkować.
Na zdjęciu rano nasze Otargańce, to ta środkowa grań.
https://www.zespoldowna.info/baraniec.html
https://www.zespoldowna.info/bystra.html
Rano było przepięknie, ciepło i dynamicznie. To miejsce jest szczególne o wschodzie słońca. Złote kolory dominują w szczególności pod koniec lata i jesienią. Chłopcy znając teren nie czekali, tylko sami się ustawili do zdjęcia zgodnie z tradycją. Dodatkowo selfi przed tym historycznym dla nas wydarzeniem i poszliśmy.
Bohater tego dnia miał być jeden: KAMIL. I tak zaczęliśmy gonitwę za bohaterem, bo on sobie poszedł swoim tempem, a my patrzyliśmy na “złotą górę” którą mieliśmy wziąć na rozgrzewkę…trochę stromo wyglądała w tym miejscu, a potem okazało się, że to prawda.
Na początku Raczkowej Doliny czekał nas ostatni szlak, którym tutaj nie szliśmy. Minął nas turysta i to dało do myślenia patrząc na jego sylwetkę przed nami, ale poszliśmy w piękny koniec lata.
Już te pierwsze podejście podzieliło nas. Asia z Kamilem żwawo do przodu. My z Jankiem swoim tempem za nimi. My podziwialiśmy kwiaty, oni czekali na nas co pewien czas, wyżej i wyżej.
Podejście na Niskie Ostredoki ma obecnie jedną niesamowitą zaletę. Owszem męczysz się, ale po klęskach nie ma lasu od Bystrej, od wschodu. Zdobywa się wysokość łąkami złotymi, kolorowymi i jest to taki klimat, że warto tam być tylko dla tego. My tam doszliśmy Asię i Kamila. Gdy myśleliśmy, że najmocniejsze podejście za nami, okazało się że było przed nami…ale w kwiatach. I tak robiąc te zdjęcie, myślałem że jeszcze 2 lata temu nie uwierzyłbym, że wejdziemy pod tak stromy stok. Nie wysoki bo ok 1 200 m ale…chłopcy dali pokaz przygotowania fizycznego i nie było potu
Trawers wschodni skończył się naszym sukcesem i tym razem to Janek pociągnął wyprawę do lasu, który ostał się po katastrofie na zachodniej stronie grani. Nie byliśmy jeszcze wysoko, ale patrząc do tyłu już widać gdzie jesteśmy.
W lesie Janek nie dał nam szans. Przejścia pod drzewami dla nas dwóch: Kamila i mnie, były koszmarem. Trochę nadrabialiśmy gdy trzeba było przechodzić nad, ale las skończył się i zaczęła się kosówka. Tam Janek już nie rządził a Kamil się z nim wymienił i przyspieszył. I znów wschodni kierunek na grań Bystrej i tylko ochy jak tam pięknie.
W końcu weszliśmy na grań na Niskim Ostredoku. Była ścieżka, pojawiły się szczyty. Nie umieliśmy ich jeszcze nazwać, tudzież nazywaliśmy je mylnie, ale zbliżały się do nas, a my do nich i pojawiły się pierwsze skały. Trening Krywania, Koprowego Wierchu przydał się.
Opisując naszą wyprawę, jak trafiam na takie zdjęcie jak to powyżej, nie mogę uwierzyć wciąż, że tam byliśmy. Wielkość, olbrzymy gór, które już zdobyliśmy, na które weszliśmy, jak nic ukształtowały moje myślenie i te słowa nie pojawiły się z sufitu: TO CO NIEMOŻLIWE, STAJE SIĘ JUŻ DZIŚ MOŻLIWE. Albo te PEWNE RZECZY SĄ NIEOSIĄGALNE, GDYŻ RACJONALNIE TEGO NIE WYTŁUMACZYSZ…ale będąc nieracjonalnym można to wszystko zdobyć, jednak. Tak myślałem idąc za chłopakami, myśląc o dobrych słowach naszego lekarza Dr.Olka Basiaka i jego wierze w możliwości Janka.
Pierwsze skały za nami i stanęliśmy wobec pierwszej górki. Wyglądała dość niepozornie, ale im byliśmy bliżej tym trudniejsza nam się wydawała. Miał to być nasz pierwszy sprawdzian. Ostredok Niski był urozmaicony w skali trudności. Były skałki, gdzie Janek pomagał Kamilowi już ubranemu w rękawiczki. Bez nich byłoby mu trudno. Było mocne podejście, ale i była fajna ścieżka. Była już wysokość i nagle sam się złapałem na tym, że na pytanie jak wysoko jesteśmy, które padło od Asi, łatwiej mi było powiedzieć Babia Góra, gdyż wszyscy to rozumieli, niż tysiąc …..
Po pierwszych skałkach, gdy już znów myśleliśmy, że coś zdobyliśmy, były kolejne przewyższenia na krótkim dystansie wymagające zygzakowania, tudzież wspinania się. Pojawił się też wiatr, który od tej pory miał być naszym nieodłącznym towarzyszem wyprawy
Skały dały frajdę całej rodzinie i gdy myśleliśmy ,że to było niezwykłe to obraz jaki był przed nami się pojawił, pokazywał jak niezwykłą drogą będziemy szli. My już z potem, a to okazuje się, że to początek tak naprawdę. Ten “grzebień” to Pośrednia Magura, za nią trochę w drugim planie Jarząbczy Wierch, potem Raczkowa Czuba czyli Jakubina a obok obserwujący nas piękny Starorobociański Wierch. Zachwyt i wyzwanie. To był de facto początek a byliśmy dopiero na naszym pierwszym szczycie Niżna Magura o wysokości 1 980 m npm.
Wiatr. Gdy rozpoczęliśmy naszą wędrówkę wiało fajnie i chłodząco. Im byliśmy wyżej i dalej w dzień wiatr się nasilał, stawał się pędzącym fenem i trzeba było raz mieć windstopera, a raz nie. Raz było gorąco, a raz zimno…a przed nami były pierwsze problemy techniczne:
-wysokość z serii “Shrek nie patrz w dół!”
-ścieżka na 20 cm ze skałami i powietrze z lewej i prawej
My znów baliśmy się bardziej o chłopaków, niż oni o siebie. Kamil niezwykle ostrożnie, fenomenalnie, ostrożnie przechodził te odcinki. Janek bohater nie myślał o problemach tylko on idzie i szedł…a po naszej prawej i Starorobociański i Bystra.
Jak stałem z Jankiem pod tą stertą kamieni, Janek powtarzał Krywań. Zgadzałem się z nim: to było jak na Krywaniu, ale podchodziliśmy pod już drugi duży szczyt, chyba najbardziej charakterystyczny dla Otargańców, który dał im taki charakter, gdy się patrzy z przed gór. To był już Ostredok albo Pośrednia Magura o wysokości 2 050 m.
Zdobyliśmy naszą pierwszą górę w grani. Musieliśmy odpocząć. Gdy usiedliśmy, minęło nas 3 turystów schodzących, a tak szliśmy sami. Przeszliśmy zaledwie 6 km a zabrało to nam 4 h!!! Często w tym czasie robiliśmy 14 km wyprawy…a tutaj wciąż na początku i zmęczeni.
Dlaczego warto wejść na Otargańce? Chociażby dla tego widoku, dla tych przewyższeń. Byliśmy na szczycie jednej góry, a na drugiej jakaś osoba. Przez cały dzień nie spotkasz nikogo, ale możesz zobaczyć te punkciki gdzieś tam daleko.
Pojawiła się w końcu dość blisko nasza Jakubina, jak się okazało “kobieta” z charakterem. Wolimy słowacką nazwę, niż tą polską RACZKOWA CZUBA. Jakoś nie pasuje dobrze do tak dostojnej góry. Kamil na tym etapie nie dawał nam szans. Szedł jak burza, nie obawiał się kamieni, a nie było “powietrza”, więc bez hamowania do góry. Jak tylko pojawiły się wąskie ścieżki, bez ograniczeń, spadające stromo w dół, kolejność ulegała zmianie. Kamil ostrożny, dokładny, powolny w swoich ruchach. Janek choć dokładny, ale za to za bardzo przebojowy, wierzący w siebie bez ograniczeń.
Popatrzcie na to zdjęcie powyżej. Tutaj należy się bać…a Janek…SAM, SAM, DAM RADĘ!!! i dał!!!…a potem znów był krzyk “Krywań!”, bo Wyżnia Magura o wysokości 2 095 m npm, wyglądała jak “miniatura” Krywania.
No i dowiedzieliśmy się skąd są robione zdjęcia Otargańców, a konkretnie Pośredniej Magury. To te zdjęcie powyżej i ten grzebień…a Janek szedł pierwszy.
Drugi z dwutysięczników zdobyty. Już podeszliśmy do góry jak na Rysy, a byliśmy dopiero w połowie naszej grani. Mój Bohater Kamil był niezwykły. Myślę, że dla niego to była najtrudniejsza wyprawa. Wiatr się nasilał, ciśnienie pływało i to znacząco, a mój Kamil walczył z tym i widać to było. Rok temu na Barańcu nie był w stanie nie reagować na wiatr, dzisiaj był WSPANIAŁY jak walczył ze swoimi słabościami.
Odpoczywaliśmy patrząc na nasze kolejne cele na następne wyprawy Rohacze. Od tej pory to one przykuwały naszą uwagę…choć piękna Jakubina już piętrzyła się przed nami. Trzeba było zejść by wejść, potem znów zejście i wejście na Jarząbczy Wierch. Oba szczyty już typowe dla pięknych, złotych, czerwonych Tatr Zachodnich.
Kto w tej rodzinie lubi wyzwania najbardziej? Janek! To co zrobił na podejściu na Jakobinę nadaje się na relację z wyścigu kolarskiego a nie na przejście po górach. Popatrzcie na to sami.
Schodzimy z Wyżniej Magury znów kamieniami i skałami, nie jest to łatwe. “Peleton” z tego powodu trzyma się razem.
“Wyjechaliśmy” na prostą i Janek ucieka. My podkręcamy tempo, by dogonić uciekiniera, a on odchodzi dalej i szybciej. Kuuuurczaki pieczone!!! Asia do mnie: “Łap go!”…próbuję…i udało się zgubić Asię i Kamila, a Janek…idzie swoim tempem. Jakubina to góra, która ma 2 194 m npm!!! To nie “wypierdek”, mamy w nogach już ponad 1 300 m podejścia w górę, a “Zawodnik” odpala petardę i jedzie do góry. Nadzieja jest tylko w Kamilu…ale w końcu Asia pociągnęła nas do Janka…na chwilę.
Gdy już był Asi, Kamil został na podejściu, Janek odjeżdżał.
…i zatrzymał go wiatr. Na Jakubinie wiało bardzo. Na pewno dużo ponad 70 km/h. Nawet radosne TOGETHER I CAN, które Janek zazwyczaj wykrzykuje na górze, nie było radosne. Wiatr nas przesuwał, więc musieliśmy zejść. To była dla Janka pierwsza taka sytuacja. …a Kamil walczył, był niezwykły. Widać było, że wiatr działa na niego negatywnie, ale stał, dawał radę i trzymał emocje na wodzy.
Szybkie zejście. Wiatr miał swoje 10 sekundowe przerwy. Musieliśmy to wykorzystać, a czekał na nas jeszcze Jarząbczy Wierch kolejne 2 137 m npm przed nami. Ostatni już 4 dwutysięcznik w tym dniu. Gdyby nie wiatr zwiewający z grani, ja bym w tym miejscu już został. Popatrzcie na Rohacze, na Dolinę Jamnicka na dole prawie pionowy spadek z Jarząbczego. To tutaj są największe lawiny w całych Karpatach.
Nie mogłem się nadziwić zachowaniu Kamila. Jak on dawał radę z wiatrem. Powiewy spychały delikatnie Janka z pionu, a Kamil mimo wszystko stał, ciągle taki sam, ciągle walczący z górą, swoimi słabościami. Nie poznawałem mojego syna, który przy najmniejszej zmianie ciśnienia, zmieniał się drastycznie, cierpiał na migreny i nie mógł opanować siebie. Tutaj ostoja i nawet pomagał Jankowi na skałkach…a ten gdyby nie Asia i wiatr już by z pewnością byłby na zejściu z Jarząbczego tak się wyrywał…a tak szliśmy w dół i w górę na nasz ostatni szczyt, pięknym szlakiem.
…i Janek i tak musiał być pierwszy, tylko gdzie ten szczyt? Na początku myśleliśmy, że to będzie to przewyższenie…ale nic nie było, choć był to na pewno szczyt i jego kulminacja.
Potem pojawił się słupek poniżej szczytu, no to w dół.
Zdobyliśmy go i całą grań. Nigdy do tej pory nie przechodziliśmy 9 km w ciągu 6:12 h. To te przewyższenia zrobiły swoje, choć nie rekordowe, to jedne z najtrudniejszych w naszych wyprawach. Nie było czasu na delektowaniem się sukcesem. Trzeba było uciekać “pionową” ścianą w dół od wiatru, który stawał się co raz silniejszy. Kijek odfruwał na podmuchach!!!
Im niżej tym było lepiej. Pojawili się turyści tacy jak my, targani wiatrem, musieli wejść na górę by uciec od wiatru, a my musieliśmy zejść. To zejście pokazało na co zdobyliśmy się i jak wysoko weszliśmy.
Uciekaliśmy bardzo szybko, ale było bardzo stromo. Wydawało się, że jedyną ucieczką jest zejście do Doliny Jamnickiej. Janek był świetny, doszedł szybko do zejścia z grani zielonym szlakiem, przeczytał upewnił się i schodziliśmy “czymś pięknym” choć tak trudnym w tym momencie. Przed nami Łopata, Wołowiec a potem sterczące Rohacze.
Tylko do kosówek, to była jedyna myśl zakładając, że ten wiatr tam nas ominie. Choć nie była to w 100% prawda, to jak się okazało dopiero tam mogliśmy odpocząć…patrząc tym razem na Barańca i Smreka.
Schodziliśmy żlebem, jakiego nie znaliśmy do tej pory. Gdy popatrzyłem w górę byłem zszkowany tym co zobaczyłem. Tam na górze przed chwilą byliśmy my.
…a na dole w kosówkach wiatr na tyle przestał wiać, że mój Kamil stwierdził, że go nie ma i się rozebrał z windstopera. Takiej sytuacji jeszcze nie przeżyłem, jak 25 lat. Popatrzyliśmy jeszcze na grań i uciekaliśmy do lasu.
Asia zazwyczaj powtarza, że nie mogę wyprzeć się synów bo są tacy sami jak ja w górach. Zatem moją ulubioną czynnością w górach to dotykanie wody, mycie się w strumykach to daje życie. Kamil i Jasiek nie ominą zatem strumyka by to samo zrobić
W końcu doszliśmy do Doliny Jamnickiej. Tam Janek rozpoczął gonitwę “kolarską” do przodu, a Kamil autysta, rozpoczął dokuczanie i żartowanie z Jankiem! To już zaczyna być standardem!!! Oto co daje brat bratu
Jest tylko jeden minus tej współpracy. Przez niemalże 7 km powrotu do Wąskiej Doliny (Uzka Dolina) trzeba było “biec” za braćmi, bo to jeden goni, a to się wymienią i drugi goni. Obaj weseli, śpiewający i gadający, a Ty człowieku człapiesz. To czasami jest nieludzkie po prostu!
Jak zakończyć ten opis? Wystarczy popatrzeć na te mapki i przekonać się, że to co jest niemożliwe staje się możliwe, gdy przestaje być racjonalne po prostu
Filmiki z tego przejścia znajdziecie tutaj: https://www.instagram.com/joannapieniak/?hl=pl