Kłodzka Góra 3, Szczeliniec Wielki 3
styczeń 16, 2020 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
W tym dniu mieliśmy niezwykłe szczęście. U nas w domu paskudna pogoda. W Górach Bardzkich piękne słońce a na Szczelińcu świetne warunki śniegowe i po prostu rewelacyjnie!
Tym razem zgodnie z programem naszej trzeciej tury Korony Gór Polskich, postanowiliśmy podejść na Górę Kłodzką od wsi Podzamek poza szlakami. Po pierwsze wszystkimi szlakami już przeszliśmy, po drugie Góry Bardzkie mają bardzo dużo skrótów, ścieżek i warto to wykorzystać. Podzamek jest właśnie w takim miejscu, gdzie warto zacząć zdobywanie Gór Bardzkich i jej Wschodniego Grzbietu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C3%B3ry_Bardzkie
http://www.zespoldowna.info/gory-bardzkie-dla-kazdego.html
http://www.zespoldowna.info/klodzka-gora-2.html
Podjechaliśmy na koniec wsi, tam na końcu drogi asfaltowej, dzięki jednemu z gospodarzy zaparkowaliśmy auto i mogliśmy pójść w górę. Wiedziałem, że to będzie to. W dolinie otoczonej górkami wiosną musi być niesamowicie, tak jak u nas. Wszędzie były chmury, a u nas słońce przebijało się i było coraz jaśniej
Janek oczywiście pierwszy, nie może być inaczej. Było raczej wcześnie jesiennie niż zimowo.
Jak tylko weszliśmy do lasu, spotkaliśmy zimę. Świeża dawka śniegu leżała na drodze. Janek to rozwalał lód pod nim, to testował się na kłodach.
Nie mieliśmy wytyczonego szlaku. Chcieliśmy jedynie dojść do żółtego szlaku albo w okolicach góry Jedlak, albo gdzieś na pętli rowerowej. Idąc nie poszukiwaliśmy jakiegoś specjalnego wariantu, gdyż nawet nasza nawigacja tego nie pokazywała. Zatem co miało być to miało być i tak się stało. Po tym jak stale szliśmy przed siebie, doszliśmy do “czerwonej pętli kłodzkiej” szlaku rowerowego. On nas doprowadził do naszego żółtego. Już w słońcu szybko i bardzo fajnie zdobywaliśmy wysokość. Nie było to męczące, ale bardzo widowiskowe.
Zaskoczyło nas to, że szlak był mocno rozjeżdżony. Tak jakby duże terenówki jeździły po nim. Ciągle “jechały” w tym samym kierunku co my, do szczytu.
Kolejna niespodzianka to brak drzew tuż pod kopułą szczytu. Góra Kłodzka, skrzyneczka z pieczątką, znajdowała się w młodniku i to gęstym, przez którego trzeba było się przedzierać…a tu pusto…i niespodzianka jak na Jagodnej! My wchodzimy na szczyt, a tutaj się okazuje, że za chwilę będzie wieża widokowa, gdyż fundamenty już są, a skrzyneczka została przesunięta!!! Wszystkie ślady zatem powiązały się w jedną całość.
Tak samo było na Jagodnej, a potem okazało się, że wystarczyły 2 tygodnie i po naszym wejściu na tą górę wieża już stała!
Zaskoczenie pełne…ale tutaj trzeba będzie jeszcze poczekać na nią.
https://24klodzko.pl/wieza-widokowa-na-klodzkiej-gorze-juz-w-budowie/
Zrobiliśmy zdjęcia, pieczątki i odpoczęliśmy. Janek świetnie już pamięta, że to nie Kłodzka Góra jest najwyższa, więc “wydzierał się”, że idziemy na Szeroką…no i poszliśmy na ten szczyt, największy w Górach Bardzkich. Znów, chłopakom nie trzeba było powtarzać, gdzie i jak należy iść. Janek poprowadził nas na szczyt Szerokiej Góry.
Powrót był domeną Kamila, on wiedział jak wrócić na Kłodzką Górę.
Janek jednak nie pozwolił schodzić Kamilowi samemu. Szybkie dojście, manipulacja: tato woła, był już pierwszy i nic oczywiście nie słyszał, bo po co.
Zejście było fantastyczne, pełne słońca. Chłopców nie trzeba było informować gdzie iść i jak.
Na końcu już nie było śniegu, była brązowa słoneczna jesień. Dla mnie to był najlepszy szlak na Kłodzką Górę. Dynamiczny, różnorodny i ciekawy…a dla tych którzy lubią pałace i zamki polecam jeszcze na początku wsi fajnie wyglądający pałacyk.
Oczywiście 2 h spacer nie mógł nas zmęczyć, zatem jak zwykle po Kłodzkiej czas na Szczeliniec. Tam jest tylko jedna droga dla nas, która w lecie nie trwa więcej niż 20 minut…więc jedziemy. I tutaj było pełne zaskoczenie. Minęliśmy Kłodzko, pogoda się zmieniła. Ciężkie śniegowe chmury były nad nami. Zaczął padać śnieg…a my jedziemy. Już pod Karłowem tak było dużo śniegu, że nie było aut. Podjechaliśmy pod Pasterkę na nasz ulubiony szlak żółty na Szczeliniec. Ubraliśmy raki…i tutaj ja nie dałem rady. Oni jak kozice do góry, a ja powoli, bardzo powoli za nimi przez pięknie ośnieżone skalne półki.
Spotkaliśmy się ostatecznie na Szczelińcu. Nigdy nie mieliśmy przyjemności by spotkać tak niewielu ludzi na szczycie. Udało się zrobić bez problemu zdjęcia, ba nawet słynna brzoza mogła zostać sfotografowana bez asysty.
Na górze “mleko” więc nic nie było widać. Odpoczęliśmy (ja) i trzeba było schodzić w dół.
Tytułem dwóch prędkości, Rodzina się pożegnała ze mną i poszła, a ja powoli za nimi dochodziłem. Nie mogłem narzekać, bo było łatwo, spokojnie i po prostu pięknie. I tak sobie myślałem, gdzie te czasy gdy stękaliśmy podchodząc tutaj…minęły bezpowrotnie mam nadzieję
To jest świetna rehabilitacja. Mamy już 11szczytów do Korony Gór Polskich. Fakt tych łatwiejszych, teraz przyjdzie czas na te ciut trudniejsze.