Koło Obserwatora dwudziesty siódmy, Wojkowa dwudziesty ósmy, Grodna dwudziesty dziewiąty szczyt do Korony Sudetów Polskich
kwiecień 22, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Jak okiem sięgnąć zima. Jak patrzymy w góry u nas, to tylko chmury, no może nie do końca. Był jeden jedyny skrawek Sudetów z odrobiną słońca. Nad Bogatynią świeciło i my tam pojechaliśmy by poznać tajemnice Koła Obserwatora. To miał być nasz 826 szczyt razem.
I było bajkowo, piękne chmurki, słońce … tylko dlaczego tak zimno! Koło Obserwatora dominuje nad Bogatynią. Dla nas zaskoczeniem było to, że to łąka, pastwisko i jakoś trudno tam wejść. Kierowaliśmy się na “druty” i to pomogło, bo żadnej ścieżki tam nie było. Chłopcy wchodzili ubierając się, dopinając. W końcu słońce świeciło, a tu im wyżej tym bardziej przeraźliwe zimno wchodziło w nasze ciała. Janek trochę romantykiem stał się, bo zaskoczony był tym, że oglądam pięknie kwitnący głóg i padło: “Piękne kwiatki tato”…ale chłód gonił!
Weszliśmy na szczyt, tak nam się wydawało, a tam widoki na Góry Izerskie, te od
. Cóż ani śladu tego co szukaliśmy, ba nawet za bardzo nie wiedzieliśmy czego szukamy. No właśnie oprócz tego, że to punkt do Korony Sudetów Polskich. Niczego nie wiedzieliśmy o tym miejscu…dopóki nie zaproponowaliśmy naszego szlaku tutaj aż po “wysokie” z tej perspektywy, szczyty pogranicza polsko-czeskiego przez Jasną Górę na Vyhledy i dalej. Warto tam się wybrać, już wiedzieliśmy. W końcu znaleziony został postument w lesie, tak charakterystyczny punkt tego miejsca!…ale to wciąż nie było najwyższy punkt.https://www.zespoldowna.info/smedavsk-hora-frdlantsk-cimbur.html
Dopiero troszeczkę dalej przy kamieniach, gdzie pięknie kwitł głóg znaleźliśmy TO. Pierwszy tego dnia. Widok z niego iście “obserwatorski” na Bogatynię i dalej z jednej strony, a na Góry Izerskie z drugiej. Chłopcy jeszcze nie wystartowali a już dowiedzieli się, że jadą dalej. Zaskoczeni kompletnie.
Przed nami był 827 i 828 szczyt do naszych zdobyczy. Zaczęliśmy jednak od kompletnej niespodzianki. Wieś Augustów i najpierw ten domek jak z bajki, a potem Słupiec. Góra z bazaltu.
Był na starcie opór i “hamowanie” bo zimno, ale jak się okazało, że na szczyt można wejść, to pojawiło się zainteresowanie. Jak była już “perć” to była nawet przygoda.
Kurcze i to miejsce z tymi widokami…nas tym razem przestraszyło. W Izerach śnieg i te stogi pokryte równym białym puchem, co oczywiście Janek musiał pokazać i zrobiło się jeszcze zimniej. Kamil wyluzował w swoich nerwach, bo okazało się że idziemy w dół, ale wciąż coś powtarzał, przeżywał i powtarzał. Miało być cicho, a było głośno. Na niego też wpływają takie zmiany pogody.
Wystartowaliśmy dalej skrótem. Jankowi przebiegła sarna przed nosem i zanim się zorientował to stwierdził, że to jednak nie sarna. Kamil szczęśliwy, że z traw wyszliśmy na “ubity trakt” gonił do przodu, a zygzaków zrobiliśmy kilka i się nie zgubił, jak to Kamil. Drogi świetnie oznaczone, ale nie na Wojkową nasz drugi szczyt na tej trasie, najwyższy Pogórza Izerskiego. Można było wybrać się na kilka zamków, leśniczówek, ale Wojkowej jak nie było, tak nie było.
Chłopcy w świetnych humorach…tym razem…szli zgodnie za daleko. Okazało się, że szczyt jest po prostu prosto :), a nie gdzieś tam drogą. Weszliśmy i z dala widać było białą kartkę i kamień na pniu. Zdjęcie i jeść śniadanko. Widoki znów wspaniałe…ale tak było zimno, że śniadanko postanowiliśmy jednak zjeść przy aucie, bo jak tu jeść w rękawiczkach.
To było jedne z najszybciej zjedzonych śniadań i to bez rozkoszowania się. W zimie i na minusach nie było tak źle jak tutaj, a przecież nawet mrozu nie było. Chłopcy nie protestowali. Oczekiwali ostatniej zdobyczy tego dnia:”Tato kiedy zamek i sowa?”. Janek świetnie pamiętał Grodną, gdy zdobywaliśmy ją do Włóczykija i te wspaniałe spotkanie z sową. Mówił o tym cały czas, więc przejechaliśmy do Marczyc wzdłuż Gór Izerskich i na skrót na jej szczyt, na zamek.
https://www.zespoldowna.info/predni-zalkumburk-zvicina-grodna.html
Tutaj to nawet można było się zmęczyć, bo Grodna to wyniosła górka. Jednak Kamil wbiegł bez zadyszki. Janek trochę marudził, ale jak to on, bez marudzenia dzień stracony. Jednak zamek robił swoje, motywacja była!
My poszliśmy patrzeć na Karkonosze, Sosnówkę, a Janek zniknął. Nagle:”Tato chodź Pan Zygmunt jest?” Kto zaś, my nie wiedzieliśmy, ale Janek wiedział bo on umie poznawać ludzi. Nawet poprosił o pieczątkę, co wykorzystał z dużą frajdą.
Potem była jeszcze jaszczurka i w dół na obiad przecież. W taki dzień bez Młyna u Pana Krzysia nie przejdzie.
W taki sposób zszedł nam cały dzień. Byłoby koszmarnie spędzić go w domu z tak rozstrojonymi pogodowo chłopakami, a tak dzięki Koronie Sudetów Polskich była motywacja, która nie zmuszała do zdobywania nie wiadomo jakich wielkich szczytów, ale dawała poznanie nowych miejsc i radość bycia razem. Warto było spędzić ten dzień w ten sposób. Cóż zostały nam jeszcze 3 szczyty z 31 z Korony Sudetów Polskich, a przecież przed chwilką zaczęliśmy ich zdobywanie :). Niech trwają, będzie zawsze raźniej, polecam.