Komora, Solna hora, Jindřichova vyhlídka we wspaniałych Górach Opawskich!
maj 4, 2023 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Oglądaliśmy dramat i piękno Gór Opawskich nie raz. Za każdym razem, jak tam jesteśmy, oba uczucia nam towarzyszą. Janek pyta o drzewa, a tam ich nie ma, choć 7 lat temu jeszcze były.
Na jesieni przemierzaliśmy je pierwszy raz w tej części, przez czeską stronę Gór Opawskich i przez Solna hora, Kutný vrch, Končina. Wiedzieliśmy, że tam wrócimy i udało się. Stanęliśmy pod Komorą teraz, by po raz drugi “wejść” do gór jakich nigdzie nie ma, do lasów których nie ma, do wspomnień o których już nikt nie pamięta.
Zaparkowaliśmy w takim miejscu, gdzie można było zacząć i skończyć naszą wędrówkę. W planie było dojście do Solnej hory, a potem mieliśmy iść na Na Valštejně, by móc stwierdzić, że znamy już tą część naszych gór. Pogoda była idealna na chodzenie, ale nie było za ciepło. Na starcie wyglądało to tak jak zawsze. Kamil pierwszy, potem my…ale okazało się, że przed nami drogi, kilka dróg, a żadnej nie było na mapie, tak samo jak oznaczenia szlaku. Minęliśmy ten ostatni na znaku drogowym i koniec. Nie ma drzew, nie ma szlaku! Kamil się zatrzymał.
Przyznam, że czułem się zagubiony. Im wyżej tym mniej było na widnokręgu drzew. Wokół nas kilka dróg i to na każdy szczyt, przy tym wiało. Kamil w pewnym momencie nawet w kapturze szedł, ale nie ma lasu, jest wiatr. Chłopcy w rękawiczkach, jak na mrozie, ale szli, przy czym Kamil już w formie, nie dał się Jankowi wyprzedzić.
Wystartowaliśmy zielonym szlakiem i już na początku mieliśmy problemy z nawigacją. Dzięki temu Kamil często na nas czekał, gdyż kilka dróg na jednym skrzyżowaniu powodowało u niego istotne zagubienie. To pozostałości po zwózce tego co zostało wycięte. Pozwalało od razu na to, aby tworzyć własne drogi i przejścia. Tak Kamil szedł, my za nim.
Janek wiedział, że szukamy Komory, szczytu na jakim jeszcze nie byliśmy o wysokości 833 m npm. Miał być naszym 798 szczytem zdobytym. Niesamowicie dopingowało to Janka, tylko było pytanie, gdzie ten szczyt?
Kamil dyskutował. Przychodzi moment, gdy znów będzie miał problemy ze zrozumieniem zmiany temperatur i pór roku. Już teraz próbował wymóc na mnie, że ciepło nie przyjdzie, bo on woli długi rękawek, ale ustaliliśmy, że 23 czerwca to będzie mus, by ubrać krótkie spodenki. Janek za to nie czekał i szukał KOMORY!
Oprócz błękitnego nieba, tam nic nie było. Jak ogląda się tą pożogę, jest ona pięknem, ale i dramatem jakiego słowa nie opiszą. Janek za to stwierdził, że znalazł Komorę przy jedynym drzewie i czekał, trochę w stylu Kamila
Jak stwierdzić, że się jest na górze, gdy przed Tobą inna góra, z daleka Pradziad, obok Śnieżnik, a nie ma tabliczki, ba miejsca na tabliczkę! Pomógł GPS, który od razu podpowiedział, że minęliśmy szlak, ale jakoś doszliśmy do celu . Czyli Komora zdobyta!
Na Komorze byliśmy, a przed nami miała być Končina najwyższa góra tej części pasma o wysokości 888 m npm. Dlaczego o tym piszę? Po pierwsze bez lasu, ta góra wyglądała na bardzo wysoką. Po drugie zmęczyła nas tak, że Janek wspomagał Asię Był tym tak przejęty, że odpuścił sobie gonitwę na szczyt, a tam czekał na nas już Kamil.
Szczyt nie okazał się szczytem. Trzeba było iść dalej. Kamil był zaskoczony, bo myślał że znów będzie mnie męczył na temat pogody w czasie odpoczynku, a tutaj trzeba było iść, bez odpoczynku! Jednak nie rezygnował i zaczął gadać w kółko o tym, by jednak zatrzymać wiosnę, żeby było zimno, bo on ma plan na swoje bluzy i długie spodnie. Janek nie gadał, tylko poszedł do przodu. Gonił, bardzo szybko i byliśmy ciekawi, gdzie i po co? Już jego nie było widać!
Chłopak nas zaskoczył i na tym polegają góry. Janek zniknął gdzieś obok szlaku. Kamil zaskoczony stał jakby wryty i strasznie się denerwował. Cóż Janek zszedł ze szlaku, bo wiedział gdzie jest szczyt! On to pamiętał z poprzedniej jesiennej wyprawy i czekał trzymając się słupka geodezyjnego. Dla Kamila było to zupełnie niezrozumiałe.
Janek dumny jak paw, czekał na zdjęcie. Z tyłu Pradziad, Vysoka hole w śniegu. Zaraz obok Śnieżnik, niesamowite miejsce do oglądania wspaniałych gór…ale bez drzew wieje, powiedziałbym bardzo wieje. Schodziliśmy w dół i to szybko! Daleko przed nami Biskupia Kopa, która niczym okręt podwodny “chowała” się w toni traw. Chłopcy już wiedzieli, gdzie iść. Kamil nie pozwalał młodszemu na fanaberie.
Jednak to Janek czyta znaki, a Kamil nie. Ten pierwszy z zaskoczenia zahamował przy jedynym drzewie, ale ze szlakowskazami, a Kamila trzeba było “łapać” bo dobrze mu się szło, jak kiedyś. Janek poczytał i wiedział, że idzie na Kutny i Solną. Kamil jednak jak zobaczył żółty szlak to szybko “zawinął” i trzeba było go znów łapać.
Chłopcy tak szybko minęli pierwszą, napotkaną pozostałość lasu, że zapomnieli zahamować przy Kutnym, bo Solna była widoczna z daleka. Asia spytała czy aby trzeba tam wchodzić, bo spadek jak zwykle w tym miejscu jest idealny na szalony zjazd rowerem . Trzeba było schodzić i wchodzić. Janek postanowił pomóc mamie, a ja miałem gonić Kamila.
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że ten szczyt po prawej stronie na nas czeka. Patrzyliśmy na niego, był trochę daleko, ale nie był w naszych planach. Szykowaliśmy się na 20 km, ale przez “czerwoną wieżę” Na Valštejně, , a nie przez górę.
Kamil za to tym razem zatrzymał się przy szlakowskazach w połowie podejścia. Mijaliśmy niebieski szlak i pierwszych turystów tego dnia. Ja twierdziłem, że spotkamy ich ….4 sztuki, a Asia przypominała, że to długi weekend i będzie ich więcej. My dyskutowaliśmy, a Kamil tym razem wiedział, gdzie się zatrzymać. Solna hora została zdobyta!
Na tej górze się świetnie je, zatem śniadanie było przednie. Już mieliśmy schodzić, gdy Pan Roman zrobił nam niespodziankę. Wbiegł, poprosił o zrobienie mu zdjęcia, a on zrobił nam. To była czwarta osoba tego dnia
Na zejściu było:”Tato Biskupia!”Oczywiście, najlepsze miejsce do jej oglądania ale i Srebrnej Kopy też!
Pojawił się jednak problem. Mieliśmy iść żółtym szlakiem na górę Na Valštejně. Taki był plan. Jednak nie było widać już szlaku, nie było drzew, a przed nami widać było pastwiska z charakterystyczną biało-czerwoną wieżą telekomunikacyjną.
My gadaliśmy, gdzie iść a Kamil skręcił w “stary szlak”. To spowodowało, że podjęliśmy decyzję, ze skręcamy w inną stronę. Mieliśmy iść przed siebie i jakoś dojść do parkingu. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że czeka na nas Jindřichova vyhlídka .
Pierwsza niespodzianka: “Tato to jakieś żaby?”, wołał Janek. Bez okularów nic nie było widać. Zdjęcie i duże powiększenie, i to na pewno nie był skrzek, a tym bardziej żaby.
Z jednej strony zainteresowany, z drugiej przerażony. Janek wybrał w końcu górę: “Tato gdzie idziemy? Pokaż mapę?” No właśnie, gdzie my idziemy, tak sobie pomyślałem. Najbliżej była Skałka, ale tam nie było żadnego szlaku, drogi. Szliśmy. Kamil czekał na nas na skrzyżowaniu jak zwykle…
…a potem pojawiło się podejście. Góra znikąd. Janek pomagał Asi, a ja miałem wrażenie, że takie kamienie to już kiedyś widziałem na Srebrnej Kopie!
Druga niespodzianka tego dnia. Wchodziliśmy bez szlaku na górkę, która była wybitna i od razu zaskakiwała tablicą pamiętającą bardzo odległe czasy, czasy Niemców Sudeckich. Zaintrygowała nas, ale po drugiej stronie było jeszcze lepsze miejsce
Tych, którzy chcą obiadować patrząc na Góry Opawskie zapraszam w to jedyne miejsce. To była trzecia niespodzianka! Czwarta, że szczyt miał swoją nazwę i kamień, ze swoją historią! Powrotu do Czechosłowacji, po czasach życia w tym miejscu Niemców.
Janek był przejęty literami na fotelach, których nie umiałem wyjaśnić. Kamil wiatrem, który go poruszał. My byliśmy zaskoczeni miejscem w jakim się znaleźliśmy. Gdy tylko wróciliśmy do domu, szukaliśmy informacji o tym, co mogłoby opisać je. W wikipedii nie było. Przeszliśmy na poszukiwania po czesku i dopiero wtedy zaczęły się pojawiać informacje. Pierwsza, że w tym miejscu w XIX wieku Niemcy, którzy zamieszkiwali te rejony zbudowali chatę turystyczną, która zaczęła funkcjonować w 1902 roku, ale wraz z nimi zginęła w 1945.
https://www.valstejn.cz/2017/06/25/turisticka-chata-na-jindrichove-vyhlidce/
Co więcej, okazało się że najwięcej informacji znaleźliśmy na naszej mapie mapy.cz.
https://pl.mapy.cz/turisticka?source=base&id=2010288&gallery=1&x=17.4731527&y=50.1997816&z=16
Kolejna niespodzianka, jak się popatrzyło na to zdjęcie:
Zwróciliśmy uwagę na ten wielki i wspaniały las, który jeszcze 8 lat temu tutaj był. Potem popatrzyliśmy na to zdjęcie chaty i zastanawialiśmy się, gdzie ona tutaj była, w tym lesie?
Siedząc na szczycie nie wiedzieliśmy, jak wiele tajemnic chowa to miejsce, ten widok. Zaskakiwały nas za to, trzy wały ułożone z kamieni od szczytu w dół. Nie umieliśmy powiedzieć dlaczego one tutaj są, ale postanowiliśmy nimi zejść, choć nie wiedzieliśmy jak długie są. Tak byliśmy tym zaintrygowani, że nawet nie spodziewaliśmy się, że nasza droga do której powinniśmy dojść znajduje się na szczycie góry na przeciwko…ale najważniejszy był wał, by go zdobyć i nim zejść
Doprowadził nas do drogi, która o dziwo kończyła się w lesie!
Zrobiło to nas szokujące wrażenie. Jak te góry musiały kiedyś wyglądać!!!
Na górze była jednak znów pustka.
W pewnym momencie natknęliśmy się na samotny pień, a tam okazało się że doszliśmy do niebieskiego szlaku! Powrót miał być już łatwy. Po drodze jeszcze dyskutowaliśmy czy to traszka czy też nie, ale w ciepełku się miło wracało, prosto do naszego punktu startu.
To był niesamowity wypad. Na pewno pełen emocji. Dwa nowe szczyty do kolekcji i już mamy 799, ale wiemy że tutaj wrócimy. Zaskoczyły nas znów góry, ich historia, szczególnie skomplikowana w tych regionach. Jednak choć przyroda w swoim dramacie budowała nastrój, to ten był dla nas mimo wszystko pełen pozytywnych myśli. Pustka gór dała nam mieć te góry dla siebie. Wiemy, że wrócimy, zobaczymy znów coś nowego i Wam to polecamy. Warto się dzielić pięknem i emocjami. To był wspaniały dzień.