“Korona Gór i Ścian Stołowych”.
lipiec 9, 2018 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
Bardzo”pokrętny” ten tytuł…wiem bo nie ma czegoś takiego. Mogłem też tak zatytułować ten wpis: na śniadanie, lunch, obiad i kolację…szczyt na każdą porę…ale i dla każdego i z różnym stopniem trudności, ale … fenomenalne i piękne, dzięki Włóczykijowi Sudeckiemu mogliśmy tam trafić, bo sami z siebie to byśmy nie pojechali.
Brakuje nam do powyższej książeczki kilka szczytów po stronie czeskiej. Wybraliśmy te, które Polacy nazywają, że leżą w Górach Stołowych, a Czesi, że w Skalnym Mieście, Na Ścianach. Jak zwykle Janek obudził nas o głębokim świcie, więc przy pierwszej górce byliśmy bardzo wcześnie: “Na Śniadanie” Jej nazwa jest bardzo dobrze brzmiąca dla Polaka gdyż wymawia się tak: Ciap i jest najwyższym szczytem Adrszpasko-Cieplickich Skał (pięknego Skalnego Miasta) o wysokości 786 m npm. (cz. Broumovská vrchovina)
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C4%8C%C3%A1p_(G%C3%B3ry_Sto%C5%82owe)
Jednakże Čáp to po polsku Bocian i świetny szczyt na start dla początkujących i tych lubiących labirynty, skały i wieże!!!
Zatrzymaliśmy się w osadzie Skaly, tuż obok zameczku…
Janek poprowadził do skrzyżowania szlaków, Kamil posłusznie za nim. Mija się w tym miejscu fajne domy, jeszcze z przed wojny, pięknie wyremontowane, pełne życia odpoczywających Czechów.
Janek powoli się rozkręcał, ale … to był pierwszy raz w jego nowych, twardych, “dorosłych” butach do chodzenia po górach. Dziękujemy Pani Paulinie z Salomona za wybór, bo był fantastyczny i Janek szybko je “rozchodził”.
Mijając domy zauważyliśmy nietypowe oznaczenie szlaku. Piękne kolorowe, drewniane tablice nie przypominały standardowych drogowskazów. Janek je sczytywał świetnie…choć nie widzieliśmy tego, co powinniśmy zobaczyć od samego początku. To oni, kolarze odwrócili nasza uwagę. Okazało się, że był wyścig MTB, a my szliśmy trasą wyścigu, ale nic się nie stało! Janek tylko szybko musiał nauczyć się, że idzie się bokiem, bo jechali jeden za drugim, coś nowego dla nas.
W końcu zeszliśmy w las i tam zaczęły się niespodzianki.
Po pierwsze padalec. Janek prawie stanął na niego, a potem nie chciał go zostawić
No i ta druga ważniejsza: BOCIAN I ZIELONY SZLAK! Wtedy dowiedzieliśmy się, że Čáp to Bocian …nie byliśmy tacy mądrzy na początku. No i ta trzecia: SKAŁY. Nie myśleliśmy wcześniej, że je spotkamy, byliśmy nie przygotowani, ale niespodzianka była rewelacyjna. Najpierw MOST!
…a potem Jaśka nie mogliśmy doścignąć, zasuwał po skałach, że aż miło, a jak zobaczył wieżę, to nie można było go zatrzymać w ogóle. On specjalista od wież tego nie odpuści! Widoki jedne z lepszych jakie widzieliśmy, i na Karkonosze, na Skalne Mesto…wszędzie można było sięgnąć wzrokiem
Od parkingu na szczyt było zaledwie 1,4 km. To wyjaśniło dlaczego nagle jak schodziliśmy to mijaliśmy praktycznie jedynie rodziny z początkującymi “góralami”
Zejście było bardzo szybkie bo Janek chciał zdobyć Wielką Skałę, więc zeskakiwaliśmy ze skał, biegliśmy i było bardzo szybko…a potem Janek testował nowe buty na skale.
To było na “śniadanie”. Niecałe 10 km dalej czekał nas “Eustachy” czyli po czesku Ostaš o wysokości 700 m npm, przypominający polskie Błędne Ściany. Wciąż byliśmy w Broumovské stěny, czyli Broumowskich Ścianach. To miał być nasz szczyt na lunch, albo na drugi stopień doskonałości na górala. O ile na Bocianie dominowały dzieci małe, to tutaj byli już uczniowie
https://pl.wikipedia.org/wiki/Osta%C5%A1
https://pl.wikipedia.org/wiki/Broumowskie_%C5%9Aciany
To zdjęcie zobaczycie w każdej relacji z tego miejsca i bez względu jak się nazywa, to robi wrażenie
…ale od początku. Po pierwsze jest parking płatny na wejściu do kompleksu…co niektórzy oszczędzają i parkują niszcząc przyrodę. Po drugie trasa jest tak przygotowana by po podejściu jakieś 500 metrów, od razu wejść do krainy skał.
Dla Janka istny poligon i od razu uprzedzam, nasze dzieci mogą to lubić bardzo! Skał jest dużo, różnych i trening dla nich to wyśmienity.
Sam szczyt jest na samym końcu. Było to świetne uwieńczenie dobrego, trudnego technicznie przejścia. Szczyt był stworzony dla Jaśka i jego rówieśnicy tam też dominowali. Taki sobie szczyt na launch, dla uczniów
Bocian to było 3,4 km trasy. “Eustachy” dodał kolejne 3,4 km i zaczęli się co niektórzy robić głodni po 6,8 km. Przed nami był jednak kolejny szczyt, bardzo nietypowy, bo nie najwyższy, ale charakterystyczny: Koruna o wysokości 769 m npm. I znów niby niewysoko, ale widok Koruny potwierdził nam jedno: nie spotkamy tutaj zbyt wiele małych dzieci i uczniów a raczej tych od sprawnej wspinaczki. Dzięki uprzejmemu gospodarzowi zajęliśmy dobre miejsce na parkingu, Janek odpoczął chwilkę w wiacie i poszliśmy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Koruna
Popełniliśmy przy tym jeden błąd jak wszyscy Polacy. Zaparkowaliśmy na skrzyżowaniu szlaków, a Czesi w tym czasie podjeżdżali dalej i parkowali w lesie na specjalnej polanie tuż pod podejściem na górę. Poniżej.
Koruna od razu przypomniała mi Ślężę. Niby niewielka ta góra, a namęczyć się można. Janek w pewnym momencie odpuścił, było tak stromo, jak nie na małą górę. Poradził sobie przy tym znakomicie, bo zagadał polską parę z psem i załapał się na małe holowanie
Koruna od samego początku była inną górą, choć skał było bardzo dużo i tylko dużych. Podejście miała mało przyjazne, strome. Po wysiłku jaki należało włożyć, wciąż głazy mijaliśmy, ściany głazowe mijaliśmy…a wciąż nic.
Koruna jak się okazało to wielka wydłużona ściana. Chcąc dojść do szczytu, w pierwszej kolejności trzeba było tą ścianę obejść, a potem idąc wzdłuż niej po skałkach i zapadlinach dojść do najwspanialszego szczytu w historii wspinaczkowej Jaśka. Koruna to jedyny szczyt z huśtawką na górze
Zejście było trudne. Wtedy okazało się, że jednak zdobyliśmy pewną wysokość i że jesteśmy głodni, a była to już pora na obiad. Koruna nas zaskoczyła, swoim kształtem, trudnością i niespodziankami. Wyczerpani poszliśmy jeść. W końcu już za nami było 6,4 +6,5 czyli 12,9 km.
Wchodząc na wszystkie szczyty pilnowaliśmy pieczątek. Jednak to ani te pieczątki, ani te szczyty nie były naszym głównym celem. Szczeliniec Wielki miał być naszym celem na kolację, że tak powiem. Zdobywając Koronę Sudetów, nie mieliśmy książeczek Korony Polski, Diademu… zatem po obiedzie wchodziliśmy na Szczeliniec Wlk. najwyższą górę Gór Stołowych w Polsce ale i “ścian stołowych” w Czechach. Mamy na niego nasz ulubiony szlak od Pasterki-Karłówka i postanowiliśmy się z nim zmierzyć. Od razu wspomnę, że to nie był ten Janek i Kamil co rok temu wchodzili tą trasą z nami.
http://www.zespoldowna.info/szczeliniec-drugi-z-dwoch.html
Janek wszedł bez zadyszki pierwszy po prawie 18 minutach. Dodatkowo “podciągał się” na jednej nodze na stopnie o wysokości nawet 40-50 cm. To był sprint, po prostu…a mówi się, ze powinno nam to zając 30 min
Była godzina 18, gdy byliśmy na górze…bez turystów, bez hałasu nawet udało nam się zrobić zdjęcie “naszej Koruny” z góry
Przy zejściu Janek zaczął zeskakiwać ze skał z ugięciem nóg w kolanach. Niby to nic, ale on wcześniej tego nie robił. Może to twarde buty, może on sam już tak się zmienił, ale to było już bardzo sprawne spadanie w dół
12,9 km było przed Szczelińcem. Dołożyliśmy 1,4 km i okazało się, ze zrobiliśmy 14,3 km w tym dniu…i dużą ilość pięter do góry. Najważniejsze jednak były pieczątki oto one:
Na koniec dnia popatrzyliśmy na wszystkie nasze góry z Pasterki i wiemy, że to był bardzo ciekawy, odkrywczy dzień. Każdy z Was może sobie wybrać dla siebie jedną górę, każda jest inna choć wciąż o skały chodzi. Ja polecam…a tak wygląda masyw Szczelinca z Pasterki, skąd można też dojść do Koruny.