“Korona Gór Suchych” z Guciem na początek roku!
styczeń 4, 2021 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Wielki Szyszak wyszedł dobrze, więc Ola mama Gucia postanowiła sprawdzić, jak to naprawdę jest w tych górach. Dobrze wyposażeni wszyscy na specyficzną pogodę Gór Suchych, bo to nasz był wybór, postanowiliśmy przywitać wspólnie nowy 2021 rok, dobry rok wspólna wędrówką.
Ola była pod specjalną ochroną, stąd wszystko miało być po połowę mniej niż na Wielki Szyszak. Stąd nie mogło być inaczej musieliśmy jechać w Góry Suche, na pewno zimową porą nasze ulubione góry. Dla niej tez wybraliśmy aktywną, ciekawą trasę by mogła zmierzyć się z górami, ale i ocenić możliwości jej dzielnego syna Gucia.
https://www.zespoldowna.info/wielki-szyszak.html
Tato Gucia Jaromir znał już nasze możliwości i cieszył się na wspólną wyprawę. Nie brali wszyscy pod uwagę jednego: w tym dniu jedynym liderem będzie Janek…a to oznacza coś “gorszego” niż bieganie po górach za Kamilem. Na nasze przejście wybraliśmy nasz ulubiony wariant, który ja nazywam 4×9 czyli przez Włostową 903 m npm, Kostrzynę 906 m npm, Suchawę 928 m npm i na końcu na Waligórę należącą do Korony i Diademu o wysokości 933 m npm.
https://www.zespoldowna.info/4×900-czyli-podroz-do-serca-sudetow.html
Drugi istotny temat na start, jak to w Górach Suchych, zaczyna się od podejścia, istotnego podejścia. Może zmęczyć na starcie i będzie się to odczuwać do końca wycieczki
To zaczynamy od tego, że Janek znając już te góry jak własną kieszeń, “zaserwował” skrót na szlak, który wykończył wszystkich tylko nie jego. No dobrze, że były drzewa ratujące co po niektórych. Można było odpocząć i wyrównać oddech, a Janek oczywiście widząc to, tylko przyspieszał, a co!!! Gucio dzielnie atakował górę i nie dawał się, tylko gonił Janka PRZYWÓDCĘ!!!
Włostowa ma tą jednak “przyjemność” dla jednych, “skazę” dla drugich, że podejście się “nie kończy” Jak już się myśli, że to już to bo skałki, bo drzewo fajne, i widać trochę wypłaszczenia, można popatrzeć, to w istocie jest przerwa przed dalszą wspinaczką na to by złapać oddech. I to było ważne. Janek dał odpocząć pokazując Stożek Wielki, nasz “mityczny” wręcz szczyt w Górach Suchych. Gucio tak jak Janek regeneracja w 3 sekundy i obydwaj poszli do przodu, bo to była dopiero połowa podejścia.
Wykorzystaliśmy to także na ubranie raczków. Nie było śniegu, ale był lód i zmarznięta ziemia. Bez raczków nie było szans na wejście.
Janek ciągle chciał pokazywać, że król jest jeden i tak było. Nikt nie miał tyle sil co on, a tutaj było kolejne ostatnie podejście przed nami. Jak zwykle Włostowa o tej porze w chmurze i mgle i wilgoci tworzy obrazy jakie znamy tylko obrazów malarzy. Biel wszędzie.
Zdjęcie i zejście. No właśnie. Góry Suche są to takie góry, gdzie jak się spocisz pod górkę, to zaraz musisz się zapiąć, bo schodzisz w dół i może być bardzo zimno. Znów ktoś się zdziwił, że można podchodzić pod górkę, schodząc, ale kolejna dziewięćsetka czekała na nas
Odpoczynek, wspólne zdjęcie i znów podejście na Kostrzynę.
Zaraz potem znów zejście, by podejść na Suchawę. Od tego momentu już żartów nie było. Lód lodem poganiał i bez raków nie byłoby szans na przejście. No i Janek gonił nas do przodu, bo on zdobywał szczyty.
Suchawa jak zwykle była najbardziej wilgotna, ale i znów “wypociła” nas swoim zygzakowatym podejściem. U Janka tez już było widać, że spocony. Przez to wszystko Suchawa zawsze wydaje się najbardziej zimna. My jeszcze wchodziliśmy na nia w trybie “Tolkiena”, świata skutego lodem, szarością.
Na Suchawie było śniadanie i to nam się udało. Odpoczęliśmy w “odczuwalnym zimnie”, by po kilku krokach stwierdzić, że jest cieplej. Jednak to co nas zaskoczyło, to obecność turystów pod Suchawą. Większość jednak bez raczków testowała, gdzie mogą wejść…ale na Suchawę nie dawało się. Zatem my szybko na Waligórę…z ludźmi, którzy w raczkach lub bez chcieli tam wejść. My sunęliśmy podejściem mijając korek “bezraczkowych” turystów. Zdobyliśmy Waligórę i szybko z niej, bo turystów przybywało.
Janek na dole wsparł Gucia, który potrzebował drugiej przerwy. Znaleźliśmy takie miejsce już na grani “zielonego szlaku” pod Kopicą. Odpoczęliśmy i znów do przodu.
Byłem mocno zaskoczony, bo po po raz pierwszy pojawiły się tabliczki oznaczające szczyt na tej grani. Nigdy tego wcześniej nie widziałem tutaj. Dało to radości i okazji by porobić zdjęcia zdobywców…czasami mocno sennych. Powrót jednak był wyzwaniem. O ile “góra dół, góra dół “ była akceptowalne bo szliśmy zdobyć główny szczyt, to w drodze powrotnej było to zaskoczeniem przynajmniej…a było “góra dół, góra dół” oczywiście.
W ten sposób zdobyliśmy na tej grani 3 szczyty i to pomimo niskich wysokości, interwalowo zdynamizowały naszą wyprawę! Oj szło się, szło się pod te górki. Nie można było jednak narzekać bo Janek był pierwszy!
Janek na sam koniec wzmocnił Gucia jeszcze raz i udało się dojść do parkingu.
Wycieczka była dla nas przednia. Oczywiście najlepsza dla tych, którzy nie odczuwają trudów gór i szybko się regenerują. Nic tam. My zaczęliśmy super Nowy Rok mając nadzieję, że będziemy wędrować tak przez cały rok spotykając na swojej drodze tylko dobrych ludzi. Dziękujemy Oli, Jaromirowi i oczywiście Guciowi za ten dzień.
Moi Drodzy , mój syn Gustaw to naprawdę dzielny mały człowiek! Dotrzymać kroku Mistrzowi Jankowi nie jest łatwo, ale za to jak smakuje taki sukces! Dziękuje Pieniakom Szalonym i Wielkim za pasję którą zarażają innych , za dobre słowo i cierpliwość znoszenia mojego marudzenia na trasie. Wszystkim polecam góry zimą, jest bajecznie pięknie i nie do podrobienia . Olka Ciechanowicz wierna fanka
To w środę Olu na Śnieżnik naszą ulubioną trasą. Cieszę się , że ostrzysz raczkii!
Dziękuję że byliście z nami.