Kościelec
czerwiec 20, 2022 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Ta góra będzie dla mnie symbolem. Wdzięczności ludziom, którzy umieją docenić wysiłek innych. Te dziesiątki podziwiających, dających piątki chłopakom, zostaną w mojej pamięci. Będę widział też moimi oczami Brata chłopaka z ZD, który nie mógł zrozumieć jak to możliwe, że Janek z ZD jest na tej górze. Będę pamiętał Ojca 9 letniego autysty, który ze łzami powtarzał przez cały dzień:” Mój też będzie chodził!”. Na koniec Kościelec będzie symbolem WIELKIEJ ZMIANY!
Gdy wchodziliśmy Asia bała się, a Kamil ciągle powtarzał:”Na dół nie!”. Gdy weszliśmy…schodziliśmy w dół bez kwoczenia, paniki i strachu. Zadawałem sobie pytanie: co się stało takiego na wejściu, że zejście stało się tak łatwe dla Asi i dla Kamila!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kościelec_(Tatry)
…a Janek miał dość naszej wspólnej opieki. Za każdym razem próba wsparcia kończyła się awanturą, bo on sam…i szedł sam na górę, gdzie nikt nie wierzył, że wejdzie…bo piramida, kominki, śliskie kamienie na ostrym stoku. Taki był nasz Kościelec 2 155 m npm, należący do Turystycznej Korony Tatr, ta “piramida” na zdjęciu obok Świnicy, na której też byliśmy…a mieliśmy nie być
https://www.zespoldowna.info/swinica.html
Dzień zaczęliśmy jak zwykle ostatnio, dobrze. Bez nerwicy na starcie i w pogoni za Kamilem już od początku. Zapowiadał się dobry dzień i nawet Janek całkiem szybko się rozkręcił.
Jak wyszliśmy z lasów na pierwsze polanki w Dolinie Suchej Wody, to Kościelec oczywiście nas przywitał. Janek skwitował, że był, ale pomylił się. Trzeba jednak przyznać, że obydwaj chłopcy znali ten szlak czarny z Brzezin do Schroniska Murowaniec. Kamil de facto przeszedł go sam, bo nie byliśmy w stanie utrzymywać jego tempa. Janek już był tak nastawiony na pieczątki w Murowańcu, że nic innego się nie liczyło…chyba że jedzenie i picie. Wpadliśmy do schroniska i było “walenie” pieczęcią do nowej książeczki GOT i książeczki Turystycznej Korony Tatr, a potem szybki skok na ławkę i było picie.
Wydawało się, że to wyczerpało chłopaków, Janka głównie, ale to była zmyłka. Janek nie mógł się doczytać wszystkiego czego chciał i nie było tego Kościelca na żadnej tabliczce, więc był zaskoczony. Jak tak mówił i pytał, to garstka turystów patrzyła na nas, tak dobrze.
Poszliśmy. Janek: “Tata mapa!”. Więc szukaliśmy tego żółtego w naszym kierunku . Janek od razu załapał, że to ten, bo jak to Kamil powiedział: “Byłeś!” więc znów mieliśmy teatr: Kamil jechał do przodu z koksem, nielicznych turystów mijał, a my próbowaliśmy…nie stracić go z oczu.
…a było pięknie i zimno, idealnie na takie wyprawy. Kolejne skrzyżowanie szlaków. Kamil czekał i wiedział, że tam. Janek poinstruował ojca:”Mapa!”. Potem sprawdził i wydal wyrok: “Niebieski!” …ale po drodze jeszcze musiał być czarny przez Dolinę Zieloną Gąsienicową, a dopiero potem ten niebieski.
Chłopaki załapały, gdzie idą na niebieskim. Janek od razu Karb, bo był, a Kamil od razu: “Tam nie!” pokazując na Kościelca bo pod nim przecież był. Kamil mówi jedno, robi drugie. Dostał potwierdzenie kierunku i pociągnął nas do przodu. Na pierwszym podejściu Janek przysiadł, bo tato patrzy na kwiatki. Tak tez można.
Szliśmy zimą tym szlakiem i był wspaniały. Wiosną jest jeszcze lepszy, choć w pewnym momencie przestraszyliśmy się tej chmury, która zawisła na Kościelcu-skoczni narciarskiej, bo tak tutaj wyglądał.
https://www.zespoldowna.info/maly-koscielec.html
Doszliśmy na Przełęcz Karb. Kamil próbował się upewnić, że jednak na Kościelca nie idziemy. Janek wyraźnie zmartwiony patrzył na górę, jakoś nie znajdował motywacji. Wtedy minęli dwaj turyści. Jeden z nich przywitał się z chłopakami dając im piątkę i patrzył na nich. Asia z Kamilem ruszyła, a on patrzył na Jaśka, uśmiechał się, Janek przedstawił całą rodzinę i ruszył. Gdy wracali okazało się, że ma brata z ZD. Zawsze słyszał, że jego brat nie da rady. Widząc Jaśka w tym miejscu, przewalało mu się w głowie i tak fajnie się uśmiechał do nas.
Start na Kościelca jest “przygniatający”. Góra jest jak skocznia i ma się wrażenie, że coś z góry na Ciebie spadnie…a my zapomnieliśmy kasków. Szło się od razu bardzo mocno do góry, ale po skałach, schodkach fajnie. Kamil wciąż powtarzał z wyraźną paniką: “Na dół nie!” Asia patrzyła na górę z wyraźnym szacunkiem.
Doszliśmy do pierwszego trudnego miejsca. Dogoniła nas para. Asia z Kamilem, poradzili sobie świetnie, choć obydwoje byli przerażeni tym 3-4 metrowym kominkiem. Za to Janek dopingowany przez parę z dołu, krzyczał:”Nie mów mi! Ja sam idę!”…uparciuch do bólu i w dodatku perfekcjonista. To rękami sprawdzał obluzowanie kamieni, to nogą czy dobrze półka trzyma. Kolejne osoby dochodziły i widziały Janka, wyrażały podziw, duży podziw dla Młodego. Kominek zdobywa się stawiając odpowiednio nogi i robiąc odpowiednie uchwyty. On to ma w krwi!
Po wejściu ludzie z góry też mu bili brawo. Były piątki i pierwsze słowa: “Jesteście niesamowici, tutaj weszliście!”…a to był początek podejścia.
Zygzak do góry i znów wsparcie przyszło z dołu. Mijali nas Panowie. Od razu zareagowali na Janka cześć. Jeden się zatrzymał. przywitał się z Jankiem, ale patrzył na Kamila. Oni poszli. U nas Asia w panice i “kwoczyźmie”, bo ściana do wejścia, bo płaska, bo wysoko i sama zdenerwowana, chciała się uspokajać, matkując chłopakom…nic z tego. Dla Kamila takie przeszkody, co dla Asi na kilka kroków, dla niego na dwa i koniec. Dla Janka…”Mama przestań! Ja sam idę!” Asia musiała pokonać swoje lęki sama, a chłopcy…jeden nie zauważył, że przeszedł litą skałę, a drugi na niej jeszcze krzyczał:”Tato uważam, przestań!”. Mi się oberwało za kwoczyzm.
Minęliśmy pierwsze trudności. Kolejny zygzak też. Trzeba było się wspinać. Kto najlepiej sobie poradził ze ścianką? Ta która najbardziej nie wierzy w swoje umiejętności KOZICY! Tym razem chłopcy patrzyli co mama robi, a trawersowała ściankę szybko i sprawnie, a ścianka nie pozwalała na kwoczyzm, więc szybko to się przeszło. I znów piątki ze schodzącymi, którzy kręcili głowami, gdzie wy jesteście, bo Kamil jest charakterystyczny, a Janek jeszcze bardziej tym swoim “Dzień Dobry! Jak się masz? Na Kościelec idę!”. I szedł.
Kolejne ścianki, kolejne trawersy i skały. Asia spanikowana, jak wejdziemy na szczyt, ale na skraju progu stoi i patrzy na nas w dół…i tylko czekałem na to:” Shrek nie patrz w dół!”…ale znów byli ludzie, którzy nas dopingowali. Janek był w swoim gwiazdorskim żywiole. “Dzień dobry”, “Podaj rękę”, “Daj piątkę” stale się pojawiało, no i wchodząc przez ostatnie skałki na szczyt, nie pozwolił by Pan Mateusz nie podał mu ręki…a były znów gratulacje.
Weszliśmy, a ludzie patrzyli na nas tak dobrze, tak nas wspierali, choć sami jakoś raczej bali się tego miejsca i zastanawiali się jak zejdą. Kościelec robi wrażenie. Z jednej strony Świnica, z drugiej Granaty, a w dół…”duży dół”.
https://www.zespoldowna.info/granat-skrajny.html
My za to mieliśmy szczęście bo byli ludzie, którzy nas wspierali i słońce, które na zejściu postanowiło być już z nami cały czas. Pojawił się Pan, który nas mijał, a teraz postanowił już schodzić. Ma syna autystę. Był wzruszony, ale dał radę powiedzieć:”Mój syn też będzie chodził!” Jak to napędza, jak daje siły. Patrzyliśmy w dół…i nikt nie miał problemów by zejść. Byłem instruktorem i zejście po skałkach, ściankach, kominkach nie było problemem.
Asi panika wyparowała. Kamil jakoś nie bał się wysokości i szedł. A Janek? “Czy mogę skakać?” i ja wymiękłem…bo kolejne osoby nas wymijały i wszystkie się z nami witały, dawały piątkę chłopakom i patrzyli z niedowierzaniem na nas, bo schodziliśmy.
A Janek w takich momentach gwiazdor. Dwie Panie za nami schodziły, więc on prowadził instruktaż zejścia, oczywiście po swojemu i najtrudniejszym wariantem. Dostałem plusa od nich za to, że jestem cierpliwym ojcem. Nie mogłem się przyznać, że tylko przez nie jeszcze nie wybuchłem, bo Janek oczywiście wszystko to co najbardziej ryzykowne, ale dla niego najlepsze.
No i doszliśmy na zygzaczki. Kamil patrzył przed siebie. Zazwyczaj nie czuje się pewnie w takiej przestrzeni, a tutaj duży luz. Co się stało? Dlaczego to zejście stało się tak łatwe, choć miało być “nie do zejścia”?
Tym razem kwoczyzmu jakoś nie było na płytach. Janek oczywiście po swojemu, bo Panie szły za nami. Kamil dwa kroki i nawet nie zauważyłem jak znalazł się na drugiej stronie, a rodzina podziwiała góry i wskazywała gdzie byli, gdzie będą
Znów kolejni ludzie i to z daleka gratulowali nam wejścia. Panie za nami, wciąż nas motywowały do dzielności, ale miejsce było tak wspaniałe, że nie odmówiliśmy sobie odpoczynku, patrząc na Granaty…zostały nam dwa do zdobycia.
Kolejna ścianka i jakoś bez problemu po tym postoju. Kominek i jakoś znów bez problemu, wystarczyło odpowiednio stawiać nogi. Zejście najmniejszego znów spotkało się z aplauzem, że dał radę! On z godnością się przywitał piątką i poszedł dalej jakby nic.
Dochodziliśmy do Karbu. Nic tak mnie nie zaskoczyło jak to, że idziemy dalej Kościelcami do samego Czarnego Stawu. Uśmiechałem się, bo rodzina nabrała ochoty na trudności do końca, ale miało być krócej. Kamil pokazywał dobrze, gdzie mamy iść. Janek walczył, by wrócić na niebieski…ale skałki na podejściu na Mały Kościelec zrobiły swoje.
Popatrzyliśmy do tyłu. Nie chciało się uwierzyć, ze byliśmy tam na tej górze za nami. Ona wygląda na tak niedostępną, ale dzięki wielu spotkanym ludziom, nawet tego nie odczuliśmy. Dziękuję Wam za to że byliście z nami, choć nie znamy się, to zostaniecie w naszych głowach, za to że jesteście ludźmi umiejącymi docenić wysiłek każdego w zdobywaniu tego co wydaje się być nieosiągalne.
Mały Kościelec “przebiegliśmy”. Znów było tak fajnie, że trzeba było popatrzeć i odpocząć. Wchodziła Pani, wbiegał Pan, każdy z nami się witał, dawał piątkę, a my w dół. Bardzo mocno, znów w dół. Zimą było to wyzwaniem. Latem niestety też.
Janek jak zobaczył Staw, motywował wszystkich, że to już…”Czy mogę skakać?” i nie wydawało się, że jest jakiś zmęczony.
Obydwaj zadowoleni patrzyli na góry i tam znów patrzyliśmy na te miejsca gdzie już byliśmy. Odpoczynek znów się przydał. Chłopcy pogonili do przodu. Janek witał wszystkich. Jakaś rodzina dyskutowała czy mają wchodzić na Mały Kościelec czy też nie. Janka “Dzień Dobry” wytrąciło ich z dyskusji. Popatrzyli na niego, na Kościelca i zapanowała cisza…jak ten Kościelec zmienia perspektywę ludzi.
A my dogoniliśmy Tatę 9 letniego autysty. Co “próbowali” nas odstawić, to Kamil był ciągle z nimi, a my trochę za nimi. Janek witał się i żegnał. Czułem, że “przykleiliśmy się” mu na dłużej, niestety.
W końcu doszliśmy. Te ponad 20 km jednak dało nam popalić…mi najbardziej na to wyglądało, jednak po takiej dawce emocji o tym się nie myśli do czasu, gdy następnego dnia trudno wstać
Zdobyliśmy kolejny szczyt do naszej Korony Tatr. Zostało 9 szczytów. Kiedyś mogliśmy tylko na nie patrzeć z daleka. Dzisiaj jesteśmy bliżej i bliżej nich, tam gdzie nie mieliśmy prawa być…a nasz endokrynolog już protestuje, bo brakuje mu słów by pisać o tym co robimy, bo to też dobry człowiek.