Kowadło z Mikim KGP po raz 5
styczeń 12, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
To była nasza ostatnia wycieczka podczas długiego weekendu. Chłopcy nie mogli się nacieszyć wędrowaniem i swoim towarzystwem, a nam razem też dobrze, zatem Kowadło wydawało się idealną górą na wspólne zdobywanie. To miał być już szósty szczyt do Korony Gór Polski, a przecież zaledwie minął miesiąc. Pogoda miała być zupełnie inna niż na Biskupiej Kopie. Miało być ciepło i wietrznie.
Nasze wejście zaplanowaliśmy od Czech, z tym że nasz wariant od Żulowej musieliśmy zmienić, gdyż powódź zniszczyła mostki na szlaku. Podjechaliśmy do Skoroszczyc i tam nie było już problemów. Dzień wstał pięknie i byliśmy gotowi do działania.
Na starcie było ślisko, śnieg miękki. Kamilowi to nie przeszkadzało i gonił do przodu. Tym razem próbowałem iść z nim, nie martwiąc się o Janka. Jego pilnowała Pańcia i szczekała jak szedł za wolno.
Miki towarzyszył Jankowi od początku. Sprawdzał, ile śniegu jest na drodze i by nie było za dużo. Pańcia ciągnęła Towarzystwo do przodu, że aż miło. Szlak, a właściwie droga jaką wybraliśmy jest najlepsza właśnie zimą. Idzie się stale powoli do góry i nie ma tutaj żadnych trudności. Stąd spacer był bardzo spacerowy już od samego początku :) No bo jak przekonać Janka, że tak łatwy szlak należy przejść, a nie człapać.
Jak zwykle mieliśmy szczęście “pogodowe”. Za nami chmury, przed nami chmury a nad Kamilem słońce. Było bardzo miło. Kamil jakby chciał nas trochę pogonić, ale Janek miał swoje tempo i nie szło nic z tym zrobić.
Pańcia dawała rady nawet ze śniegiem jej wielkości. Miki z Kamilem wyskoczyli do przodu i przy swojej wzajemnej akceptacji, nawet udało im się przejść szybciej kawałek drogi…Janek bz. czyli człapanie w parku :)
Kamil pierwszy doszedł do Sedlo Peklo. Musiał poczekać na nas. Zapowiedziałem, że spacerek się skończył i będzie pod górkę. Nie zrobiło to na dzielnej ekipie wrażenia. Pańcia jedynie musiała być zaopiekowana, gdyż śniegu było więcej i więcej.
Janek nie mógł się z tym pogodzić, więc smycz chociaż chciał mieć. Chłopcy żartowali i robili kawały. W końcu zostałem “orłem” i niech tak będzie. Podchodziliśmy już na szczyt. Znów gdyby nie Kamil, długo by to trwało. Pociągnął tym razem on ekipę.
Zdziwiliśmy się, bo nie byliśmy tam sami. Pan Patryk z Nysy tez się zdziwił, że można wejść tutaj inną drogą niż od Bielic. Janek miał swoje 5 minut popisów, które zrobiły wrażenie. Choć na szczycie okrutnie wiało, Janek zdążył się zaprzyjaźnić z 5 Paniami, 2 Panami i jedną Rodziną. On to ma możliwości.
Kamil z Mikim pobiegli w dół. Nie dało się tutaj ani zjeść, ani odpocząć. Chłopcy postanowili znaleźć lepsze miejsce po prostu. Sedlo Peklo takim miejscem było. Odcięte od wiatru, dało nam wytchnienie na powrót.
Wciąż towarzyszyło nam słońce, ale z dala szły fenowe zwały chmur. Nie wróżyło to niczego dobrego. Kamil szedł, Miki szalał w śniegu, Janek mógł pilnować Pańci i wydawało się, że jest ok.
Tato Mikiego jeszcze próbował zrobić kulę na bałwana, ale nie udało się. Wiało coraz mocniej i trzeba było schodzić. Dla chłopaków to chyba najlepszy moment. Janek z wrażenia zapomniał o Pańci, tak się wygłupiali i planowali kolejne wyprawy. Było to miłe, patrząc na ich dysputy jakie prowadzili.
Śnieg już się topił, a wiatr porywał głowy. Chłopcy tylko mieli jeden problem: gdzie będziemy jeść! Wszystko jednak było zaplanowane i dobry obiad czekał już na nich. Nasz szybki spacerek, jak zwykle był pogodowym sukcesem. Gdy tylko weszliśmy do auta, wyjechaliśmy z doliny, fenowe chmury zawładnęły naszymi górami, na których jeszcze chwilę temu byliśmy. Widok był fantastyczny…i dobrze, że już go oglądaliśmy przez auta szybę. Nasze zdobywanie znów się udało tak, że Miki z Jankiem od razu zaplanowali kolejne wyjście. Nic tylko miód na nasze serca.