“Krowia góra.”
październik 30, 2017 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Krvavec jest uważany, za najlepszy ośrodek narciarski w Słowenii, a w Europie znany jest z tego, że przylatują tutaj ludzie nawet ze Szwajcarii, gdyż z lotniska na szczyt góry to zaledwie 10 km! Dla nas wyprawa na Krvavec była jedyną opcją w sytuacji, gdy pogoda po prostu na jeden dzień mocno się popsuła w czasie naszych wakacji.
Kompleks Krvavca dominuje nad stolicą Słowenii i najbliższą okolicą. Jest specyficznym płaskowyżem na wysokości 1 500 m npm., który z oddali wygląda jakby miał za chwilę się osunąć na przylegającą do niego równinę. Prowadzi tam kolejka gondolowa i nam się udało bez kolejek, ze względu na pogodę, wjechać na górę i eksplorować jej wartości turystyczne
https://en.wikipedia.org/wiki/Krvavec_Ski_Resort
Dla Jaśka pozostanie w pamięci jako Krowia góra. Dlaczego? Popatrzcie sami.
Chłopcy standardowo razem wyruszyli do góry. Pierwszym celem była ta “malutka” górka w oddali…najbardziej złudna ze wszystkich….i po chwili zaczęło się: krowy, krowy i jeszcze raz krowy, coś fascynującego dla mieszczucha takiego jak Jasiek. Kamil przezornie w oddali od nich, natomiast Jasiek niekoniecznie.
Mijaliśmy kolejne pastwiska kierując się bocznymi szlakami do góry. Im wyżej, tym trudniej oczywiście i piękniej oczywiście!
…i wszystko byłoby piękne, gdyby nie załamanie chwilowe pogody. Nagle niczym himalaiści musieliśmy się schować przed wiatrem i odpocząć chwilę. Tematem nie było potencjalne śniadanie, ale że mamy obok placek krowy….które były wszędzie i ani zmiana pogody, ani wysokość, ani sam Jasiek nie były dla nich przeszkodą.
…i w ten sposób doszliśmy do naszej góry. Byliśmy zaskoczeni jej wyglądem. Bardzo ostre podejście, z boku pod sam szczyt, prawie 250 metrów, ułożona mozaika. Dopiero jak weszliśmy dowiedzieliśmy się, że to dla rowerzystów…a my idąc mieliśmy problemy ufff. Na samej górze odbyło się bez niespodzianek…czyli krowy. Jasiek wciąż: “Czy mogę pogłaskać?”
…a potem ostatnie podejście i bajkowe piękno WIELKICH I WSPANIAŁYCH GÓR!
Zejście to znów krowy: czarne, czerwone, białe. Za każdym razem: “czy mogę pogłaskać?”…a ja wciąż myślałem, jak dużo dzieci tracą, że nie mogą tak jak moja generacja spędzać wakacji na wsi, w górach, z psami, kotami, krowami, świniami, kozami, myszami, ….wszystkim.
Schodziliśmy specjalnym szlakiem turystycznym, łączącym planiny i trasy zjazdowe z wyciągami. Muszę przyznać, że była to jedna z bardziej widokowych tras jakie przeszliśmy właśnie ze względu na jej położenie, ale i poziom nachylenia jednak nie był łatwy do zejścia co widać…no i krowy.
Nasz spacer trwał 2:46 h i pokonaliśmy w tym czasie ponad 100 pięter, pokonując 6,6 km…co nie było najłatwiejsze do pokonania mimo wszystko. Nasz najwyższy szczyt Zvoh, jaki zdobyliśmy w trakcie tej wycieczki liczył 1 971 m npm. Jeżeli uwzględnimy dystans i przewyższenie, to było jedno z bardziej stromych podejść w czasie naszych wakacji…ale to była dobra rozgrzewka.