Lackowa.
sierpień 20, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Lackowa to dla nas góra sentymentalna. Przez wiele lat jeździliśmy do Domu na Łąkach, by znaleźć spokój w Beskidzie wśród ludzi nam przychylnych i akceptujących inność Kamila. Agnieszka i Andrzej potrafili stworzyć Na Łąkach pod Lackową taką oazę, gdzie było nam dobrze. Tam też pierwszy raz wchodziliśmy na Lackową i była to wyprawa z serii “płacz pod ścianą do góry”. Zawsze będę pamiętał to ostrzeżenie: “Lackowa to 260 metrów drogi, podczas której pokonujesz 240 metrów do góry”….niby nic, a zawsze tak samo bolało
Lackowa to tylko 997 m npm i z bliska w szczególności przy pięknej pogodzie, a my mamy szczęście do pogody mimo wszystko, wygląda przyjaźnie, niedotkliwie tak bym to określił . Znajduje się w regionie między Krynicą Górską a Wysową. U jej podstawy znajduje się wioska Izby i tam polecam trafić na start.
“Lackowa należy do Korony Gór Polski. Zachodni stok góry, którym biegnie czerwony szlak turystyczny, jest najbardziej stromym w Beskidzie Niskim i jednym z najbardziej stromych w polskich górach (poza Tatrami) odcinkiem znakowanego szlaku.”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lackowa
Jak się odejdzie od niej na “kawałek” zaczyna budzić respekt.
…a z daleka widać jak jest wyniosła i dominująca, i zwodnicza w szczególności, gdy pogody już nie ma.
Dlaczego zwodnicza? Cóż wszystkim się wydaje, że wejście od tej prawej strony jest łatwiejsze, jak się patrzy na zdjęcia. Ja nie polecam, tam jak się nie ma kondycji lepiej nie próbować, to jest ta zachodnia strona góry. My proponujemy wszystkim inne podejście, będąc już na Lackowej kilka razy. Jedna uwaga: zawsze omijajcie góry o nazwie Ostra, Stożek, jak nie jesteście przygotowani. Obok Lackowej są takie góry i nie są łatwiejsze od niej bynajmniej.
Po kilku dniach deszczu, miało być okienko pogodowe…choć z silnym wiatrem nawet do 30 km na godzinę. My postanowiliśmy po raz pierwszy całą rodziną, z Jaśkiem ją w końcu zdobyć.
Podpowiedź: by wyprawa była przyjemną chwilą, warto trafić na Przełęcz Puławskiego, niekoniecznie korzystając ze szlaku. Tak to mniej więcej wygląda na mapie.
Parkujemy przy rozdrożu, które wygląda jak poniżej albo jak nie ma zbyt obszernych strumieni to nawet pod piękną Łemkowską Cerkwią w Bielicznej.
Ja naszą wyprawę nazwałbym drogą przez 6 strumieni. Szlak, tudzież drogi zamieniły się w rzeki, co jest częste w tym regionie i testowaliśmy nasze buty na odporność na wodę, wilgoć i zdolność przeskakiwania z kamienia na kamień co u niektórych skończyło się dużą ilością wody w bucie…ale nie będę wyprzedzał faktów.
Na ostatnim zdjęciu widać zresztą jak wyglądała droga po opadach…regularny strumień…ale daliśmy radę. Janek pod kontrolą, bo chciał rzekę forsować wpław, bokiem jakoś przeszedł w miarę suchy. Spodobały mu się skróty i nawet dzielnie sobie radził w ich wyszukiwaniu.
Furorę robiła konieczność budowania przejść z kamieni. Kamil po prostu przeskakiwał, gdy był to strumyczek, ale w kilku przypadkach budowa przeprawy zajmowała chwilę i to było to!!! Rzucanie kamieniami do wody.
Hitem wędrówki były ślimaki, wielkie ślimaki Musiałem robić zdjęcia, bo taki był nakaz, aż weszliśmy na łąkę pod Lackową, piękną, pełną kwiatów i pomimo wiatru w tym momencie słoneczną…nie ma tam szlaku!
W tym momencie nie było widać, że Lackowa jest tak trudna…bo ona tego nie pokazuje. Wielu ludzi zdobywających Koronę jak my zostawia sobie ją na koniec z różnych powodów, a potem się dziwi…cóż my się nie dziwimy.
Wejście do lasu jest przyjemne, łagodne, chłopcy mocno parli do przodu, Jasiek kierownik pokazywał jak iść, choć pod każdym podejściem zostawał za Kamilem tak jakby nie miał energii…
Tłumaczyłem też to sobie tym, że Lackowa jest bardzo zróżnicowana przyrodniczo. Na początku lasu mamy brzozy, olchy, potem świerki, a potem buki. Patrzył na te drzewa i kłócił się jak zwykle czy to jest klon, czy też nie….a to były buki.
…a w pewnym momencie Kamil się zgiął w pół. Był to dla nas sygnał, że minęliśmy przełęcz Puławskiego i zaczynamy podejście pod górę. Przypomnę, że wybraliśmy łagodniejszą drogę, a i tak wymaga ona pewnego wysiłku by wejść.
Na odcinku ok. 1 km mamy sumę podejść na poziomie 300 metrów. Jest to ten odcinek na mapie.
Są jednak plusy tego podejścia: słupki graniczne, gdzie można odpocząć i pomarudzić, kamienie które pozwalają na odpoczynek i skakanie z nich. Tak się idzie aż do “rogu” a potem Lackowa jest miła i łagodna.
Jaśkowi spodobało się to, że mieliśmy górki i pagórki, że było wilgotno, wietrznie ale słonecznie i że Kamil nie uciekał, był w zasięgu. Od “rogu” był to ten fragment trasy, który Jasiek po prostu lubi najbardziej…bardzo zmienny i dynamiczny, z przeszkodami.
Do Lackowej mam sentyment, bo to jest unikatowa góra pod każdym względem… ma najbardziej oryginalną pieczęć w polskich górach, ma dwa oznaczenia szczytu, jest trudna, jest sentymentalna…
…a Jasiek tą pieczęcią o wadze kilograma prawie z lubością “pieczętował” nasze książeczki…polecam, można się zdziwić
Gdy wchodziliśmy na górę nie spotkaliśmy nikogo, przy zejściu 4 osoby, świadczy to o tym jak mało ludzi wie o tej atrakcyjnej górze, a szkoda.
Powrót był zdecydowanie pod dyktando Asi. Uciekła nam, musieliśmy gonić ją. Zejście z “rogu” było trudne dla kolan, Jasiek nie był skory tym razem do szaleństw, wręcz wymagał wsparcia ręki ojca.
Mieliśmy dzięki temu okazje powąchać kwiatki…przejść przez strumyk, a po co skakać…
…i zbiec po łące by dogonić rodzinę mknącą w dół bo okienko pogodowe po prostu się kończyło.
…a wciąż trzeba było przeskakiwać strumienie, które nie wiedzieć czemu były teraz bardziej zasobne w wodę niż podczas wejścia.
8, 5 km na Lackową i z powrotem było jednym z najbardziej atrakcyjnych, jakie ostatnio zrobiliśmy według mnie. Dużo się działo, a i sama góra jest wymagająca. Ja polecam i zachęcam…zawsze można potem odpocząć w Domu na Łąkach u Agnieszki i Andrzeja…i po marzyć patrząc na Lackową i te łąki.