Lubań.
wrzesień 11, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Energia pozytywna, jaką dają nam nasze wakacyjne wędrówki, wyzwala w nas możliwość na coś niezwykłego, jedynego w swoim rodzaju. W tamtym roku przeszliśmy ponad 19 km w ciągu 7 godzin, pierwszy raz w życiu, po wspaniałych Górach Bielskich i zdobywaliśmy Smreka, Kowadło. To było niezwykłe doświadczenie dla nas, ale w tym roku mieliśmy ochotę na więcej.
http://www.zespoldowna.info/nie-bede-czlapal-na-koniec-wakacji.html
Lubań niestety stał się rozgrzewką przed tym wydarzeniem. Fajny, ale krótki. Wybitny, ale tylko w samej części szczytowej. Wysoki…. 1 225 albo 1 211 m npm, ale nie odczuwało się tego znacząco. Był dla nas po prostu sobotnią ROZGRZEWKĄ, przed niedzielą.
Taki był nasz plan, który uwzględniał także to, że do 13:00 musieliśmy skończyć przejście z powodu deszczów.
Start zaplanowaliśmy przy górze Wdżar, wygasłym wulkanie na przełęczy Snozka na wysokości 653 m npm, a mieliśmy zdobyć najwyższy szczyt Lubania do naszej książeczki Diadem Gór Polskich. No i tutaj ciekawa historia, gdyż na wszystkich mapach Lubań ma 1 211 m npm, a gdy się jest już na górze to mamy dwa szczyty ten wyższy o poziomie 1 225 m, gdzie stoi wieża i ten niższy o wysokości 1 211 m.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Prze%C5%82%C4%99cz_Snozka
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Luba%C5%84_(szczyt)
My zaczęliśmy od tego, że jak podjechaliśmy na parking, to była mgła, szczytu nie było i Jasiek wskazał, że skoro szczytu nie ma, to nie idziemy. Proste, proste…ale nie ulegliśmy tej perswazji i wyruszyliśmy.
9 stopni, mgła i jak tutaj się ubrać, jak tutaj iść na górę, każdy powód był dobry by ten start opóźnić…ale jak się okazało, mgła i zimno było tylko na parkingu a wyżej już nie było powodów by nie iść, było fajnie jak zwykle.
O dziwo, Kamil dostał przyzwolenie na prowadzenie od Jaśka i to był błąd, bo rozgrzewka zmieniła się w prawie bieg pod górkę. Ja nie wiem co chłopcy mają, czy to naturalne, czy suplementacja, ale oni po prostu chodzić nie umieją, tylko biegać po górach, a Kamil z tą swoją wytrzymałością utrzymywania jednolitego wysokiego tempa może “zniszczyć” każdego .
Ja już w tym momencie byłem rozebrany, spocony a i tak nie mogłem ich dogonić, więc trzeba było hamować chłopaków pod górkę…i to była szansa dla Janka, zmiana lidera.
Luboń był już widoczny, za Jaśkiem z wieżą, Janek był rozgrzany, więc tempo już nadawał on. Gorce, bo Lubań do nich należy, są specyficznymi górami. Nie są trudne, powiedziałbym że jedne z łatwiejszych, z tym, że mają bardzo długie, jednostajne szlaki. Taki był nasz niebieski pod górkę. Ciekawy, bo szliśmy niejako rynną pod górę, ale był monotonny dla nas. Na pewno jako Góra na Start nadaje się znakomicie.
No i cóż ja mogę powiedzieć więcej? Powtórzę się: nasze podejście polegało na stałym hamowaniu chłopaków, bo szli za szybko dla nas. O ile Kamil reagował, to Janek już nie bardzo, bo odpowiadało mu to, że idzie pierwszy. Nawet wiedział, gdzie skręcić, gdy Kamil się pomylił, zatem same pozytywy.
W efekcie Janek poszedł na szczyt sam całkowicie, zgodnie ze szlakiem, a my za nim. Jaki był dumny gdy siedział pod znakiem oznaczającym kulminację Lubania i widział nas człapiących pod górę, a ten fragment zmuszał do wysiłku, było to bezcenne!
Lubań w mojej głowie zostanie z dwóch powodów:
-biwak na szczycie z dostępem do wody
-najlepsza wieża Beskidów i Gorców na pewno!
Janek jak ją zobaczył, to już się nic nie liczyło tylko: “WIEŻA, TATO WIEŻA!”
Bardzo wysoka, solidna z pięknym widokiem na góry…warta wejścia na pewno!
I tutaj widać, kto musi wchodzić na wieżę, a kto nie musi. Gdyby tak wymyślono książeczkę pt. wszystkie wieże gór polskich to my dwaj byśmy w naszej rodzinie na pewno ją zdobyli
Jak rozgrzewka to rozgrzewka. Chwilkę odpoczęliśmy, bo byliśmy jednak mało zmęczeni i rozpoczęliśmy nasz skrót, zielonym szlakiem w dół, zanim spadnie deszcz.
Kamil znów dostał szansę i znów zniknął…a my goniliśmy go dzielnie.
Dobrze, że schodziliśmy skrótem, to Kamil niepewny drogi pozwalał się dogonić.
Zejście wydawało się być bardziej ciekawe, bo było dużo strumyków, przez które trzeba było przejść. Na łąkach pod lasem były krowy i czas uciekał szybciej!
Jednak efekt wow! to było pojawienie się góry Wdżar bez mgły. “Co to jest?”…to jest festyn strażacki i to było drugie wow! gdy mgły nie było!!!
A na sam koniec grupa miłych osób zadała nam pytanie: “O której to wyszliście, że już jesteście z powrotem?” a była to godzina 11:30, a my znów w swoim tempie, pobiliśmy oczekiwany czas przejścia, wliczając w to przystanek na wieży. Rozgrzewka była dobra, co potwierdziła niedziela