Lubomir 2.
marzec 8, 2019 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Gdyby obserwatorium astronomiczne było czynne dla ludzi na szczycie, to Lubomir byłby najchętniej odwiedzaną górą w tej części Polski, a tak nikt o nim nie wie, ba nie odróżnia od innych gór Beskidu Wyspowego…ale w Koronie jest jako Beskid Makowski.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lubomir_(szczyt)
Na Lubomira mamy swoją ulubioną trasę, zielonym szlakiem od Kobielnik. Na końcu drogi jest dom, z miłym gospodarzem, który w lecie pokazał nam swojego konia, a tym razem mogliśmy zaparkować samochód.
Chłopcy rozpoznali szlak od razu i oczywiście “zielonym” do przodu.
I tutaj mamy na starcie zmyłkę. Las nie wygląda na taki jaki występuje w górach. Potem polana, która choć zasypana śniegiem wyglądała jak pozostałość gospodarstwa…nagle skręt w prawo i po kamieniach, i lodzie do górki! Zaczęło się lekko, ale szybko góra stała się górą!
Lubomir z tej strony ma pewną cechę: idzie się stale do góry pod różnym kątem nachylenia. Jedno ma stałe, na wysokości powyżej przecinki, zdjęcie poniżej, zawsze mamy inne warunki.
Trzeba było założyć raki, gdyż w końcu mamy zimę i śnieg, bez tego podejście na końcu byłoby trudne.
Największym problemem na Lubomirze stanowiły zwały drzew. Napotykaliśmy je we wszystkich górach obecnie wyjątkowo w dużej ilości, ale na tak krótkim dystansie, jak tu, były one bardzo częste…i to było to dla Jaśka… bo Kamil nie umiał zdecydować jak je obejść, bo on podawał nam rękę przy przejściu przez drzewa.
W ten sposób doszliśmy do końca. Trochę klucząc, przeskakując…ale traktując Lubomira jako rozgrzewkę przed kolejnym szczytem, gdyż można było się zmęczyć idąc ta drogą.
Na górze atrakcja: zamknięta “mini wieża” obserwacyjna. Dla jednych mało, dla innych wiele. Jasiek wiedział, że jest zamknięta, ale musiał to osobiście sprawdzić!
I znów jak się patrzy na odległość, to nie było tego zbyt dużo, bo 1,6 km…ale to zajęło nam prawie 1h! Na krótkim dystansie wchodziliśmy 320 m do góry i wszystko jasne!
Lubomir zdobyty. Kolejnym celem była Lackowa, więc trzeba było zejść na dół. To było chyba pierwsze uporządkowane zejście, bez biegania, jeden za drugim, bo zwalone i połamane drzewa.
Ta koncepcja bardzo spodobała się Kamilowi, gdyż mógł mówić do wszystkich…nadawał bez ustanku, bardzo zadowolony, ba nawet czarujący i żartujący!
Gdy wchodziliśmy na górę, strumyk z wodą nie był zauważony. Tutaj przy zejściu, Janek testował wytrzymałość jego butów na wodę, zdały egzamin doskonale.
Rozgrzewka wypadła znakomicie. Kolejny szczyt w ramach zimowej, naszej Korony Gór Polski zdobyty, a chłopcy jakby go nie czuli, nie byli zmęczeni. Wypili herbatę, wyciągnęli swoje zapasy i byli gotowi na kolejne wyzwania . Pieczątkę zdobyliśmy w Schronisku na Kudłaczach.