Lubomir 3
marzec 10, 2021 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Dostałem fajne pytanie: “Czy Janek był zmęczony po Wrotach?”. Dlaczego fajne, bo my po Wrotach poszliśmy zdobywać do Korony Lubomira, by tak rozchodzić nogi i by nie było zakwasów Tak zmęczony był Janek i to jest też historia o tym jak dużo Janek dzisiaj może.
https://www.zespoldowna.info/wrota-chalubinskiego.html
Wciąż patrzę na ten dystans ponad 23 kilometrów. Przewyższenie ponad 1 100 metrów i te 10 godzin w trasie. 14 lat temu jak ktoś by powiedział, że tak będzie to nie uwierzyłbym w to. A dzisiaj rozmawiamy o tym, jakie góry po takim wysiłku zaaplikować. No i padło na Lubomira, brakujący nam do 3 tury szczyt w ramach Korony Gór Polski.
https://www.zespoldowna.info/lubomir-2.html
Zgodnie z naszą tradycja dla 3 tury wybraliśmy inny sposób dotarcia na szczyt. Do tej pory używaliśmy zielonego szlaku fajnego, dynamicznego ale zarośniętego, bo rzadko odwiedzanego. Przyszedł czas na czerwony, który jest przez większość zdobywców Lubomira wybierana.
No i jak Janek się czuł. To widać, tak jakby w tych Tatrach nie był. Uśmiech na twarzy i do przodu, gdy Kamil stwierdził, że jednak ściągnie koszulkę bo było mu za ciepło. Wystartowaliśmy z ciekawego miejsca jakim są Kudłacze. Z fajną panoramą i możliwością zrobienia pieczątki do książeczki. Jednak tam po prostu przewiewa. Każdy krok w las zmieniało odczuwalną temperaturę i tylko widziałem jak rodzina powoli chowała kolejne warstwy ubrań.
Janka zainteresowały na szlaku…szlaki. Nie ma chyba innego miejsca w górach, gdzie w bardzo bliskich odległościach jest 5-6 oznaczeń…a idzie się jakby aleją przez stary wspaniały park. Zgubić się nie można, więc Kamil wykorzystał naszą “powolność” i się “zgubił”. My jego nie goniliśmy, bo wiedzieliśmy że się nie zgubi przy takiej ilości oznaczeń.
Pierwszy punkt krytyczny Łysina. Ciekawa jest historia tej góry, gdyż nie miała swojej nazwy dopóki Łysina nie zaczęła być Lubomirem. Wtedy trzeba było “zrzucić” gdzieś historyczną nazwę całego masywu i padło na nienazwany w ówczesnych czasach szczyt.W ten sposób Łysina stała się Lubomirem, a Łysiną została nowa góra niedaleko tej starej.
Pojawił się lód i śnieg ,zaczęło być ślisko. Janek z kijkami powoli mozolnie szedł i to bez problemów. Kamil pobiegł, Asia powoli za nimi, a ja po dwóch upadkach wolałem się nie spieszyć. Podziwiałem jodły, podziwiałem buki, drzewa i ptaki bo na tym szlaku tak trzeba i kompletnie zaskoczyła mnie ta ławeczka z tymi widokami. Coś kompletnie zaskakującego na trasie…ale fajne.
Nie dało się pooglądać Myślenic i pomachać do wielu z Was przez chmury, więc poszliśmy na szczyt. Od tego miejsca to było już tylko 10 minut. Chłopcy już wytrenowani w temacie od razu pod oznaczenie szczytu do zdjęcia i …okazało się, że na szczycie jednak przetrwała pieczątka. Zatem było przybijanie pieczątki, tylko szybko, by móc zjeść śniadanie i wypić sok.
Potem nagrody i w dół znów spacerkiem, bo takie góry to fantastyczny spacerek dla nas.
Zrobiło się wietrznie i zimno. Trzeba było przyspieszyć. Oznaczało to, że Kamil znów nam zniknął, Janek za nim, a ja znów się przewróciłem na tym lodzie.
Musiałem gonić Rodzinę, która swoim powolnym krokiem szła na parking. Była w tym też dobra strona tej sytuacji. Ja oglądałem te jodły, ten las…no i szlaki, które niczym ozdoby choinkowe były w pewnych momentach wszędzie. Spacer przez blisko 3 godziny dał nam odpoczynek i odzyskanie werwy po Tatrach. Takie roztrenowanie było konieczne. Przejście nas nie zaskoczyło, choć jego otoczenie już tak…a do Korony w naszej trzeciej już turze zostają nam tylko Radziejowa, Tarnica i Rysy.