Luž po raz 2 do Korony Sudetów przez Góry Łużyckie

wrzesień 10, 2024 by
Kategoria: Korona i Diadem

Zapowiadał się piekielny upał, my chcieliśmy iść w góry i jak tutaj to połączyć w całość? Udało się po raz kolejny. Niewiele szczytów zostało do zdobycia do Korony Sudetów po raz drugi, ale w tym zestawie był i stał się naszym wyborem. Zlokalizowany na granicy Czech i Niemiec w Górach Łużyckich, nie trzymał się naszej pamięci z pierwszej wyprawy. Plan zatem był taki, by pozwiedzać trochę całe Góry Łużyckie i poświęcić im trochę czasu, wejść na szczyt, a nie tak jak ostatnio…7 lat temu!

https://www.zespoldowna.info/dwa-szczyty-i-piec-jezykow-jaska-w-jeden-dzien-cz-1.html

IMG_4889

https://www.zespoldowna.info/nasza-100-tka-wloczykija.html

Gdyby nie Włóczykij, nie wiedzielibyśmy z czym się mierzymy. Jednak my zdobyliśmy tę odznakę i czuliśmy, że będzie niespodzianka. Naszym celem był Kurort Jonsdorf zlokalizowany 14 km od granicy z Polską.

IMG_5980 IMG_5983 IMG_5987

Wysiedliśmy z parkingu…pusto. Jednak w pobliskim lesie jakieś skałki wystawały z grani i cieszyliśmy się na taki zestaw. Wybraliśmy niebieski szlak, który prowadził idealnie do przodu. Pierwsza skała i musiała być zdobyta, Janek nie odpuszczał takich okazji. Chcieliśmy dotrzeć na , przechodząc przez grań skalną z najwyższym szczytem o nazwie Nonnenfelsen 537 m npm. Nawet wtedy nie wiedzieliśmy, w jaką przygodę wdepnęliśmy i jak ona nas zaskoczy :)

IMG_5989 IMG_5991

Pierwsza potężna niespodzianka, to wspaniałe rzeźby z opisanymi legendami powiązanymi z postaciami, jakie prezentowały. Janek żywo zainteresowany, zmuszał Asię do czytania i sprawdzania wszystkich tabliczek postawionych wokół.

IMG_5992 IMG_5994 IMG_5995 IMG_5997

Druga niespodzianka to szlakowskazy. Niby takie same, ale inne, bo już zielone i przede wszystkim opisowe. Coś tam się pojawiało, ale my jeszcze nie rozumieliśmy, gdzie one prowadzą…i wtedy Janek wypatrzył potężne skały. Mieliśmy tam iść, taki był plan, ale jak to się nazywało…najważniejszy był niebieski szlak i tego się trzymaliśmy.

IMG_5998 IMG_5999 IMG_6001 IMG_6002

No właśnie. Na GPS-esie pojawił się przerywany szlak, coś nowego dla nas. Może miał być ciut trudniejszy, tak myśleliśmy. Nie zaskoczyły nas schody, nie przeraziły skałki, ale zrozumieliśmy, że tutaj nie każdy mógłby chcieć wejść, a te “kaniony” określone jako Zigeunerstuben, były kolejną niespodzianką o której nic nie wiedzieliśmy. Nas to mocno rozgrzało, a ta ławeczka to był już miodek na start.

IMG_6004 IMG_6006IMG_6009

Trochę to wszystko nas wyraźnie ucieszyło. Nie przewidywaliśmy dalszych ochów, jednak była to krótkotrwała decyzja. Jeżeli nie widziałeś schroniska w skałach, to tutaj musisz przyjechać! Nonnenfelsen to jest to miejsce i ten szczyt!

IMG_6010IMG_6012IMG_6013

Jak się okazało, przyszliśmy tutaj trochę za wcześnie, gdyż schronisko jest otwarte od 11:00, ale miejsce z widokiem na każdy punkt tych gór, było wyborne. Patrząc ze szczytu w dół, można było sobie wyobrazić jak niesamowite i pełne legend może ono być!…i zachwyt trwał przez chwilkę. Zrobiliśmy zdjęcie na maszcie i …okazało się, że to jest miejsce gdzie prowadzi via ferrata. Było zaskoczenie i to mocne, który to już raz?

IMG_6018IMG_6019IMG_6021IMG_6023IMG_6025IMG_6027IMG_6029

IMG_6030IMG_6032
Emocji było dużo, jak na ten początek wyprawy. Trzeba było w końcu iść dalej na Luž. Niebieski szlak w tym miejscu przypominał to, co było na Jested, czyli szeroką leśną drogę, momentami utwardzoną tak, że była idealna na rowery! My jednak szybko bez rowerów, dotarliśmy do wioski Waltersdorf. Pamiętaliśmy, że stamtąd wchodziliśmy po raz pierwszy. Janek oczywiście też pamiętał, że tutaj było schronisko i może by magnesik dało się kupić? Nic z tego. Jankowi pozostało piękne czytanie tabliczek, witanie nadchodzących turystów po niemiecku i po czesku. Muszę powiedzieć, że na niejednej osobie robiło to wrażenie, szczególnie to Guten Morgen.

IMG_6033IMG_6035IMG_6036

Na nas czekała jednak kolejna niespodzianka. Luž jest kopułą dawnego wulkanu. Do niego prowadzą szlaki “zygzakujące”, by wypłaszczyć podejście, a i tak można się zmęczyć. On sam jednak jest mocno wybitny i my goniąc Kamila, gdyż cały czas zasuwał do przodu, postanowiliśmy sobie skrócić troszeczkę to podejście. Kilka lat temu na pewno byśmy w to nie weszli, teraz…dlaczego nie. Poszliśmy ścieżką graniczną, ostro pod górę i to robiącą wrażenie jak na Lackowej, albo Wolarzu!

IMG_6037IMG_6039IMG_6040IMG_6041

Kamil oczywiście nie czekał za długo, tylko wbiegł niemalże do góry, mając nas po prostu w nosie. Siadał sobie dla odpoczynku na słupku granicznym, tyłem do nas, jednoznacznie nas lekceważąc w ten sposób, a my powoli dochodziliśmy do niego. Zameldował się na górze pierwszy, gdzie czekała na nas kolejna niespodzianka: wieża, której wcześniej nie było.

IMG_6042IMG_6044IMG_6045IMG_6047

Janek miał tak dużego focha jak do nas doszedł, że aż odmówił “wieży”. Za to Kamil postanowił nam zrobić niespodziankę i sam poszedł na górę…nie pamiętam od kiedy, ale może to po sobotniej wyprawie Turystycznego Bonitum coś się zmieniło i po zwiedzaniu wieży w Szczawnie?

IMG_6050IMG_6052IMG_6054IMG_6055

Widoki z góry były rewelacyjne w każdą stronę. Pooglądaliśmy i zeszliśmy na dół. Janek z dużym fochem dalej, pozwolił sobie zrobić zdjęcie z jeszcze jednej ciekawostki ze szczytu. Potem śniadaliśmy tak bym rzekł, bo było ciepło, fajnie wiaterek chłodził i można było w spokoju odpoczywać…było cicho.

IMG_6056 IMG_6057

IMG_6058  IMG_6062

Nasz najmłodszy syn zdecydowanie poprawił sobie humor posiłkiem, choć dziwnym trafem soki nie zostały znalezione w plecaku. Gdy wstał, gdyż wypatrzyliśmy szczyt o nazwie Mały Luž, niedaleko od głównego, był gotowy do marszu, to nas zaskoczył. Raźnie, z chęcią schodziliśmy szukać ścieżynki, do jak się okazało, wspaniałej ławki. To było to dla nich i dla nas, choć przez chwilkę. Fajne miejsce!

IMG_6063

Chłopcy tak postanowili podumać na niej, że aż trudno było ich zerwać z niej, by iść dalej :)

IMG_6068 IMG_6070

Janek przypomniał sobie jednak o magnesie. Kolejnym celem miało być schronisko Chata Luž. Wstaliśmy, trzeba było wrócić na główny szczyt…a tam kolejna niespodzianka tego dnia. “Tato chodź na wieżę!” to był Janek. Szybko na górę, tam Janek przeczytał wszystkie tablice informacyjne i nazwy szczytów, znów zrobił wrażenie ich znajomością u osób patrzących na góry obok i mieliśmy schodzić szybko w dół do schroniska.

IMG_6072

Zejście tym razem było na czeską stronę. Trochę uciekliśmy od tych “zetek” łagodzących szlak, ale i tak byliśmy na dole równo z rowerami :)

IMG_6075 IMG_6076 IMG_6078 IMG_6079

Szczęście Janka, że dotarliśmy do schroniska było ogromne. Tańczył, śpiewał i wciąż “czarował” wszystkich turystów swoją elokwencją i lingwistycznymi umiejętnościami niemiecko-czeskimi. Kamilowi też się humor udzielił, z chęcią przybił świetną pieczątkę do naszej książeczki i mogliśmy pić herbatę, a Janek rozważać, jak fajny jest magnes. Jednak potem trzeba było dojść na czerwony szlak i z nim do miejsca początku podejścia na szczyt, we wsi Waltersdorf, już po niemieckiej stronie granicy. Tam długo nie dyskutowaliśmy, tylko postanowiliśmy kontynuować zwiedzanie Gór Łużyckich…skrótami, wzdłuż granicy. Było to fajne przejście, skąd można było zobaczyć Luž jeszcze inaczej.

IMG_6081 IMG_6083 IMG_6084IMG_6086 IMG_6085

Kamil gonił do przodu, wyraźnie nie zmęczony, choć był to jego drugi dzień chodzenia. Janek miał tak fajny i pogodny nastrój, że choć potrafił marudzić, to i żarty się jego trzymały. Wciąż było chłodno, ale czuliśmy już zmęczenie tą wyprawą. Mieliśmy iść koniecznie na skróty, dojść do auta. Znów nie wiedzieliśmy wszystkiego i to było ciekawe. Zaczęły się podejścia, schody, skałki.

IMG_6087 IMG_6088

Idąc tak okazało się, że zdobyliśmy skałki, które są też szczytem o nazwie Krkavčí kameny. Janek był tym tak zaskoczony, że przeczytał wszystkie tablice i szlakowskazy, a nawet pokusił się na czytanie tego, co było napisane na słupkach granicznych, choć szedł przy nich już z godzinę tego dnia. I tak sobie szliśmy, aż zaczęły pojawiać się informacje kierujące w bok, obok szlaku, a nie do przodu jak się spodziewaliśmy. Niespodzianka była przednia, jak na takie odejście, w końcu zareagowaliśmy. Weszliśmy z zaskoczeniem kompletnym i to centralnie na organy jak te z Wielisławki w Górach Kaczawskich. Tamte z magmy, te z piaskowca, to była ciekawa różnica.

IMG_6089 IMG_6092 IMG_6094 IMG_6096 IMG_6097 IMG_6098 IMG_6101

Po takim wydarzeniu patrzyliśmy już, gdzie takie odbicia prowadzą.

IMG_6102 IMG_6104

Posłuchanie takiego nakazu doprowadziło nas do “Czarnej dziury”. Kompletna niespodzianka. Najpierw trzeba było przejść przez “szczeliny”. Robiło to wrażenie, a potem okazało się, że prowadzą one do wielkiej “dziury” otoczonej skałami, gdzie na dole był nawet schron turystyczny!

IMG_6105 IMG_6107IMG_6106

Zainteresowanie Janka wzrosło. Sprawdzał, czytał i choć co chwilę były schody w dół i w górę, to nie przejawiał znudzenia…Kamil był oczywiście pierwszy.

IMG_6108 IMG_6110 IMG_6111

Pojawiła się kolejna niespodzianka: kuźnia. Janek dopytywał co to za domek, a to była właśnie kuźnia. nikt chyba sobie tak jej nie wyobrażał. Zaraz za nią była tablica kierująca na Carolafelsen o wysokości 569 m npm. To był zaskakujący nasz już czwarty, nowy wspólnie zdobyty szczyt do kolekcji, która liczy od tego momentu 854 szczyty!

IMG_6112 IMG_6114 IMG_6120

Miejsce było wyborne. Widokowo świetne, co widać po Zdobywcach. Na szczęście z tego miejsca mieliśmy “spadek” w dół i trafiliśmy na parking z autem.

IMG_6124IMG_6129

IMG_6128

Znów chciałoby się powiedzieć, dlaczego na starcie takiej trasy nie zrobiliśmy. Może nie dalibyśmy rady wtedy. Dzisiaj była rewelacyjna, bardzo różnorodna, zaskakująca, ze świetnymi niespodziankami…a wydawało nam się, że już nic nie może nas zaskoczyć. Było tak, że polecamy, warto tam trafić!

 

 

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...