Łysica po raz 4 do Korony Gór Polski i po raz 2 do Diademu, czyli dzień pierwszy.
kwiecień 28, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Tak zaczęliśmy długi weekend. Nasz dzień pierwszy był długą wyprawą dojazdową, na Łysicę, czyli taką rozgrzewkową górą przed dalszymi zdobyczami. Było ciepło, fajnie i …bardzo mało ludzi jak na taki dzień. Zaskoczenie!
Dawno nas w tym miejscu nie było. Zaszły zmiany. Pierwsza: prawie chodnik na start. Druga nowe drewniane podesty na zawsze w tym miejscu będącym błockiem. Trzecia: teraz z tymi “poprzeczkami” wzdłuż, obok, na szlaku i poprzez kamienie, to był świetny tor przeszkód. Taka Góra na Start ze wszystkim do przetrenowania.
Chłopcy spragnieni wyjścia po długim przejeździe, pod górę wystartowali jak na biegu sprinterskim, ba korzystali ze źródła by się nawet odświeżyć…co nie powiem, nie jest typowe dla Janka. Zaskoczył nas tym kompletnie, gdy obmywał sobie twarz z radością od ucha do ucha…coś jakby z Kamila.
…a potem to był już tor przeszkód w nowej ulepszonej dla nas wersji. Łysica ma to do siebie, że jak na tak niską górę ma przewyższenie, skały i przede wszystkim chodniki. Było zatem dynamicznie. Nie chciało mi się uwierzyć, że trzeba iść godzinę na szczyt, patrząc na tempo Janka. Przecież on na pierwszą górę zawsze człapie, a tutaj Kamil musiał gonić go i wyprzedzaliśmy jak leci wszystkich…to była chyba autostrada :)
Wejście na szczyt minęło jak burza letnia i po jednak 40 minutach byliśmy przy słupku. Jednak chcieliśmy zobaczyć Agatę, która jest wyższa a nie byliśmy na niej, gdy postawili tam słupek z oznaczeniem. Za pierwszym razem nawet ją szukaliśmy z miernym skutkiem. Idąc na nią, jakieś 600 metrów od pierwszego wierzchołka Łysicy, usłyszeliśmy od jednej z turystek, że powinni wieszać informację, że na ten szlak to kalosze potrzebne, a nie buty. Trochę tego błota było i jest tu zawsze, ale dało się przejść.
Na Agacie odpoczęliśmy, śniadanko z herbatą było, widoczki z gołoborza też i nastąpił powrót.
Znów błotko, ale tor przeszkód Łysica oferował przecież wszystko, co najlepsze i nie było na co narzekać.
To trwało chwilę, biorąc pod uwagę żarty, korki, gdy wróciliśmy na parking. Było rozgrzewkowo. Wszyscy ucieszyli się, ze zdobycia obu wierzchołków Łysicy i pojechaliśmy dalej, na nasz drugi szczyt do zdobycia, ale w kolejnym dniu.