Mały Kościelec.
grudzień 28, 2020 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Po trudnej i wyczerpującej w zimowych warunkach wyprawie na Goryczkową Czubę poszukiwaliśmy innych doznań: mogło być wysoko, śnieżnie i nie trudno…ale czy w Tatrach można znaleźć coś nietrudnego? Postanowiliśmy zdobyć “stawy” a nie szczyty.
Schodząc ze Świnicy w lecie, czarnym szlakiem przeszliśmy obok Zielonego Stawu Gąsienicowego. Tym razem była to dla nas inspiracja: może by tak wejść ten Zielony Staw a potem przejść do Czarnego Stawu Gąsienicowego?
https://www.zespoldowna.info/swinica.html
Zainspirowani poszliśmy od Kuźnic ale przez Boczań i Wielką Królową Kopę do Murowańca. Miał to być idealny dzień na wchodzenie nawet na Rysy, choć to już taternicka zima.
No i pod Boczań się idzie. Startowało nas kilka osób i wszyscy z “urokiem” mieliśmy zadyszkę na podejściu pod Boczań od Kuźnic. Było to miłe, że nie tylko my zostaliśmy zaskoczeni. Wydawało mi się, że jesteśmy wyjątkowo słabi na tym krótkim dystansie.
Tradycyjnie “rozgrzewał” nas Kamil, no i słońce piękne, ciepłe a niebo bez chmurki nad naszym wczorajszym przejściem. Trawers Królowych Kop i wiele się zmieniło. Lód i śnieg zaczęły przeszkadzać. Ja nie wiem jak to Kamil robi, ale idzie tak, że takie przeszkody są dla niego obce. Zamiast ubierać raczki goniliśmy syna.
Jak go już złapaliśmy, to lodu nie było a był śnieg, więc na luzaku szliśmy dalej. Czasami tak myślę, że w górach są “momenty” gdzie trzeba wejść, a nie koniecznie szczyty. Grzebień przy Kopach jest takim “momentem”. Nawet Janek musiał podejść bliżej by popatrzeć. Ja też.
Po dwóch “poślizgach” przed Murowańcem obowiązkowo trzeba było ubrać raczki. Janek natychmiast dostał “szóstki” no i chociaż na chwilę królował w poszukiwaniu miejsca na pierwsze śniadanie.
Tym razem minęliśmy Murowaniec i szliśmy czarnym szlakiem aż nad Zielony Staw Gąsienicowy. Chłopcy po przerwie utrzymywali tempo i to niezłe…a KOLOSY były już nad nami. Świnica, Kościelec, Granaty, które pojawiały się tak mało zdecydowanie, od wejścia w Dolinę Gąsienicową już były na stałe z nami. Wyglądały niesamowicie. Ja na Świnicę, a potem na Kościelca mogłem patrzeć i patrzeć…a Janek nawet bezbłędnie pytał się: “Czy to Kościelec już?” Jakoś mnie nie dziwi, że w quizach geograficznych z gór, miast jak się pomyli raz max 3 to góra. Przy Kościelcu przypomniał się mi quiz o górach tatr i Janka wynik 15 na 18 zrobił na mnie piorunujące wrażenie.
Beskid, Kasprowy Wierch, które też na końcu doliny zaczęły się pojawiać biły “delikatnością” bieli i błękitu, że aż miło. Ja tutaj mogłem patrzeć na góry, a Kamil wyraźnie niezmęczony, Janek szukający “problemów”… coś za łatwo się szło, a mieli być wykończeni po dniu, gdy zegarek mi powiedział, że reanimować się ma 6 dni. Ich to nie dotyczy na to wygląda.
Jak jest kryzys to Janek do mamy: “Chcesz przytulić się?” i idzie dalej. Powoli jest jak mama.
Naładowany Janek tym razem prowadził i szukał tego stawu, którego nie mógł znaleźć . To wszystko było za łatwe, bo u dziecka włączył się tryb: “Kiedy ten staw będzie?”
Już myślałem, że w tym momencie będzie euforia, bo woda się pojawiła…a tutaj nic.
Doszliśmy do stawu, a Janek kompletnie go zignorował, bo przecież staw do woda, a tutaj lód…rzecz oczywista, jakoś nie wpadłem na to wcześniej…cóż jesteśmy z “ciepłych krajów”, gdzie nie ma stawów, które by zamarzły. Trzeba było potłumaczyć korelację wysokości i temperatur.
W końcu doszliśmy do rozejścia na Karb, przełęcz pod Kościelcami na wysokości 1 853 m npm. Patrzyliśmy na Kościelca, Świnicę…ale tego “Karba” jakoś stąd nie było widać, by zrobić na chłopakach wrażenie. Dopiero jak minęliśmy Czerwony Stawek, Janek załapał, że te obniżenie pod tą wielką górą (Kościelcem) to miejsce, gdzie mamy wejść. Wyglądało ciekawie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Karb_(Tatry)
Jak tylko pojawiły się skałki, to pojawiły się ochy, a potem lód na stopniach to były achy. Wyraźne przyspieszenie!
Minęli nas turyści schodzący w dół i byli zachwyceni “dołem”. Popatrzyłem i rzeczywiście widok na Dolinę Zieloną Gąsienicową aż po Kasprowy Wierch był wart zatrzymania się.
Jednak to był koniec łatwizny. Zaczynała się zabawa. To skały, to lód, kompletnie inna sytuacja, inna droga. Szykowała nam się niespodzianka. Szliśmy szybko na przełęcz, podziwiając Kościelca, niesamowicie wyglądającego z tej strony.
“Trzy zygzaczki” i byliśmy na przełęczy. Nawet nie odczuliliśmy podejścia. To jednak szybko się zmieniło.
Kamil jak tylko doszedłem do nich wyraźnie zaopiniował: TAM NIE! pokazując na Kościelca i słusznie .Obowiązkowe zdjęcie i dreszcze emocji widząc wchodzących na Kościelca. Odwróciliśmy się na Czarny Staw i kolejna dawka emocji: jak zejść tam w dół. Czasami to nie góra, ale ta różnica wysokości robi różnicę: “Shrek nie patrz w dół!”
Nagle okazało się, że ta ścieżynka na małej ekspozycji, wyprowadza nas na większą ekspozycję na Małym Kościelcu 1 863 m npm. Zrobiło to wrażenie szczególnie, gdy stanęliśmy na zejściu do Czarnego Stawu i znów zdrowo rozsądkowe: SHREK NIE PATRZ W DÓŁ!!!
Jednak ja patrzę. Czy zjeżdżać na tyłku po tej pionowej niemalże ścianie, kolega 30 lat temu tak zrobił w rozpaczy? To była niezła rozterka, a potem Janek śmigał dzielnie w dół, Kamil słuchał instrukcji Asi i z koszmarnie wyglądającego zejścia, nie pozostało nic. Pewnie zeszliśmy wąską ścieżką wiedząc, że te przejście zimowe było wręcz komfortowe w stosunku do tego, co tutaj się dzieje latem.
Moje ulubione zdanie: I ZNÓW SPOTKALISMY LUDZI KTÓZY PODZIWIALI NAS W TYM MIEJSCU Z TYMI JANKA I KAMILA ODZNAKAMI. LUDZIE GÓR UMIEJĄ DOSTRZEC TEN WYSIŁEK, TE MOZLIWOŚCI I POTRAFIĄ WYRAZIC SZACUNEK.
Wchodzący do góry mężczyzna w rakach był kompletnie zaskoczony naszą obecnością na tym zejściu, ale jak zobaczył DIADEM, KORONY tylko powiedział: NIEZWYKŁY SZACUN ZA TO, ŻE JESTEŚCIE TUTAJ. Mi wystarczyło i znów naładowało mi baterie.
Czy to było niezwykłe? Nie to było już wyćwiczone. Potem te uśmiechy na tle pustego Czarnego Stawu i cóż można lepszego sobie wyobrazić. Udało się!
Potem do Murowańca. Pięknym zejściem, które znów w lecie może być problemem bo kamienie, w zimie perfekcyjne, łagodne i przyjemne.
W Murowańcu Panie uprzejmie pozwoliły nam “pieczątkować” książeczki i było “motywacyjnie” To była niezła wycieczka, która dała nam odrobinę odpoczynku i wypoczynku.
Zejście przez Kopy i Boczań było perfekcyjne. Chłopcy śmigali, że aż miło, a my za nimi. W ten sposób minął cały wspaniały dzień.
Odkryliśmy dzisiaj, że w tatrach nmozna odpocząć bez zmęczenia się, ba chodząc po sporawych górach, nawet podładować akumulatory. Gdy jeszcze tak wspiera nas pogoda, to nic tylko się cieszyć i polecać: IDŹCIE NA STAWY! Warto.