Młyńsko w zimie.
styczeń 19, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Młyńsko to nasze odkrycie z jesieni. Czailiśmy się na tą górę czy to idąc na Rykowisko, na powrót, czy też idąc na Stromą i na Śnieżnik. Zawsze jakoś było nie po drodze. Jak weszliśmy, tak została w naszych głowach. Na pewno TOP naszych szlaków na “krótkie” dni. Tym razem zaplanowaliśmy jej zdobycie w zimie i miało być łatwo i szybko bo pogoda mroźna, wietrzna i ze śniegiem.
https://www.zespoldowna.info/mlynsko.html
W listopadzie tak Młyńsko o wysokości 991 m wyglądało. To ten czubek z lewej.
W styczniu nie wyglądało nic bo śnieg walił tak, że widać było na 20 metrów, ale od 10:00 miało nie padać. Wyjście z samochodu i 20 cm śniegu na szlaku. Zdjęcie startowe i poszliśmy. Śnieg przestał sypać minęła 10:00.
Kamil nie czekał. Hania próbowała iść za nim, a my za Hanią. Wiadomo było, że Kamil gdzieś się zatrzyma. Szlak niebieski z Kamienicy do Przełęczy pod Porębkiem był przetarty. Mróz mocny i wszystko było jak należy.
Janek za wszelką cenę chciał pomagać Guciowi. Po chwili już Gucio miał dość Janka…a ten jednak za nim. Dzień Złośliwości nadchodził. Hania dogoniła Kamila, albo ten poczekał na nas. Gucio postanowił być pierwszy i szedł. Jednak śnieg i to w takiej ilości preferuje długonogich i wprawionych w bojach. Niestety Kamil odszedł. Nikt nie próbował go tym razem gonić.
Śniegu było więcej i więcej. Minęli nas narciarze, my ich…a Kamil czekał przed Młyńskiem.
Styczeń nie zawiódł. prognozy też. W styczniu w Masywie Śnieżnika od 5 lat pada śnieg…nie w grudniu. I to tak, że czuć zimę. Zdjęcie zrobiliśmy i odwróciliśmy się na Młyńsko. Widok nie pozostawiał wątpliwości:
-JEST ZIMA!
-NIKT PRZED NAMI NIE SZEDŁ NA MŁYŃSKO!
Oba fakty jakoś nas nie zdziwiły, ale ilość śniegu już tak.
To miejsce jesienią wyglądało tak:
Od razu poczuliśmy się jak zdobywcy K2 zimą. Niby znana góra, niby znany śnieg a tutaj problem. Za nami przemawiało doświadczenie chociażby z Kowadła. Gdy tylko dzięki Kamilowi, podczas super pogody udało się nam wejść na górę…a potem tydzień dochodziliśmy do siebie. Zdjęcie z wyprawy poniżej. Doświadczenie na zawsze!
https://www.zespoldowna.info/kowadlo-2.html
Po pierwsze ustaliliśmy kolejność przechodzenia. Ja z Kamilem trałowałem szlak, a pozostali mieli iść za nami. Brzmiało to dobrze. Jednak już pierwsze kroki na pierwszym ostrym podejściu dały popalić.
Pogoda była coraz lepsza i nawet słońce gdzieś tam nad Śnieżnikiem się przebijało. Hania nas wspierała w trałowaniu, tylko na początku było śniegu 20 cm. Im wyżej tym ilość rosła. Im mniej drzew tym więcej śniegu zwianego na przejście, które prowadzi rynną, jak to w Masywie Śnieżnika bywa. W tej rynnie cały śnieg się gromadził, miało się takie wrażenie jak nagle zapadało się po pas w śniegu i to od tak sobie.
Hani śnieg już momentami sięgał po kolana. Janek z Guciem powoli wchodzili za nami do góry, a Asia i Tato Gucia ich wspierali. Pierwsza przesieka i duuuży problem. Wiatry zwaliły kolejne drzewa, nawiały śniegu i było już Kamilowi do kolan. Nie dość, że trzeba było obchodzić drzewa, to i śniegu było dużo.
Przed nami pojawiło się podejście pod pierwszy, niższy południowy wierzchołek Młyńska. Nasze szczęście, że nie było wiatru…zgodnie z prognozą. Widać było już Śnieżnik i to był dobry prognostyk.
Jednak śniegu było już bardzo dużo. To co na jesieni zajęło nam chwilkę, teraz trwało wieki. Janek postanowił być pierwszy…nie na długo. W lesie jednak było już dużo mniej śniegu.
Między wierzchołkami Młyńska jest polanka i to był kolejny sprawdzian naszych możliwości. Śnieg już był po kolana Jankowi.
Słońce jeszcze się przebijało przez chmury, ale pogoda się załamywała…trochę za szybko w stosunku do prognoz. Śnieg już sypał nam na głowę. Stanęliśmy pod końcówką naszej góry. Ja czułem się jak zdobywcy K2. Już widziałem skały, ale śniegu miałem już po pas i ciężko było wyciągnąć nogi z zasp. Z drugiej strony on padał. Wyprzedzał wiatr, który miał wiać tuż po nim 15 minut. To była ciężka decyzja. Wracamy z pod wierzchołka. Zdjęcie grupowe zrobiliśmy i przyszedł czas na śniadanie. Nie było to łatwe, gdy śnieg wpada do herbaty, ale daliśmy radę.
Tak to miejsce wyglądało jesienią…taka delikatna różnica
Ucieczka w dół była uporządkowana. Nikt nie narzekał, co niektórzy nawet dużo gadali, ale śnieg to wszystko porządkował. Byle zejść do szlaku przed wiatrem i zmrokiem.
No i nie trzeba było trałować. Janek z tego skorzystał i on prowadził w dół.
I wszystko byłoby dobre, gdyby jednak nie śnieg. W pewnym momencie odpuścił sobie bycie pierwszym, bo nawet po przetrałowaniu śniegu było go za dużo. Kamil w naturalny sposób poszedł pierwszy, jakoś tak lekko i szybko.
Często zastanawiam się czego boi się Janek w górach? Wydaje mi się, że na tym zejściu był przerażony tym, że było już dużo śniegu…a sypało więcej. To go hamowało wyraźnie. Po chwili jednak poszedł za Kamilem, to robi zawsze różnicę.
Zeszło się nam bardzo szybko. Czekaliśmy na Gucia i jego Tatę na przełęczy przy naszym niebieskim szlaku. Wiatr się wzmagał, stawało się chłodniej. Zrobiliśmy zdjęcia i na dół.
Zbieganie polubił najbardziej Gucio, był bardzo szybki. Pilnował przy tym Janka i zgodnie szli w dół…tym razem bez marchewek wzajemnych. Janek jak zobaczył, że mamy małą zamieć, to od razu zabrał się do rzucania śnieżkami, bo jakoś tak mu się to połączyło w całość.
Przygoda jak z filmu o K2 (choć w końcu zdobyte zimą). Byliśmy o wyciągnięcie ręki a trzeba było zostawić jej zdobycie na kiedy indziej. Najważniejsze, że nasi Goście to zaakceptowali i uznali porażkę, jako początek sukcesu! Natomiast Janek i Kamil uśmiechali się i psocili. To nie był pierwszy raz kiedy podejście było dla nas za trudne.
Na koniec znów zestawienie. Na jesieni to podejście w tą i z powrotem zabrało nam 2:58 H. Zimą 4:36 h. Ponad 1:30 h dłużej, taki jest po prostu śnieg