Munczolik, Palenica, Trzy Kopce
listopad 30, 2020 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Mieliśmy problem, co w listopadową niedzielę wybrać. U nas lało, w Beskidzie nie. Powoli zaczynamy mieć tutaj taki sam problem, gdzie pójść skoro prawie wszędzie byliśmy…ale nie jest tak źle. Wymyśliliśmy sobie przejście przez pięć szczytów między Pilskiem a Halą Rysianką, bo tego przejścia nigdy po prostu nie dostąpiliśmy.
By sobie utrudnić życie, wybraliśmy ścieżki omijające szlaki w pewnych miejscach, by było fajniej.
Zatrzymaliśmy się na prawie końcu Sopotni-Kolonii. Chcieliśmy wykorzystać szlak na biwak na Hali Górowej przez pierwszą naszą górę do zdobycia Buczynkę 1 205 m npm.
Na starcie Janek pierwszy, a my tak myśleliśmy, że jesteśmy w czeskim Jeseniku. Tam też asfaltem można podejść prawie na koniec trasy. Doszliśmy jednak do podejścia. “Licho mocne” tak to wyglądało z góry. No udało mi się być pierwszym choć na chwilę.
Sytuacja potem nas zaskoczyła. Janek szedł pierwszy, ale to była podpucha Kamila. Po męczącym i ostrym podejściu nastąpiło “prawie” wypłaszczenie przed kolejnym i tam Kamil odjechał. Na koniec znów czekał z tym wzrokiem wyrażającym wszystko.
No i dał trochę forów Jankowi, który jednak z kijkami, skoro nie ma łańcuchów, człapał niesamowicie męcząco. No kurczę, jak tu iść, gdy suche liście wciąż nabijały się na kijki, no jak?! I te liście przecież przeszkadzały.
Pierwsza góra Buczynka nas zaskoczyła. Ta góra nie była oznaczona, ale jest polana. Nazywa się Hala Jodłowcowa. Wygląda zacnie, ma charakterystyczny krzyż, a patrzy się na Pilsko, Babią Górę i trzeba tutaj koniecznie chociaż na chwilę odpocząć.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Buczynka_(szczyt)
Nic nie jest jednak wieczne. Cisza i widoki zostały przeorane przez mistrzów na quadach, którzy za wszelką cenę chcieli rozjechać szlak. Poszliśmy i od razu błoto po quadach i od razu chłód, i można było marudzić. Janek miał znów focha, bo nie było góry i nie dostał ciastka.
Walcząc z z tymi niesprzyjającymi warunkami, okazało się że przeszliśmy przez Górowe Skały chyba jako szczyt, ten drugi, a jak Janek w marudzeniu włączył 4 bieg to zobaczyliśmy Halę Miziową i to nas uratowało! Były ciastka i odpoczynek.
Janek się zmienił od razu. Wystrzelił do przodu po pieczątki, jeść śniadanie i pić…tylko nie musiał tego wszystkiego na raz robić. Najważniejsze było śniadanie. Ja załatwiłem pieczątki.
Odpoczęliśmy i poszliśmy w kierunku naszego głównego celu: Munczolika albo Szczawina jak kto woli, o wysokości 1 356 m npm. Najpierw Janek pomęczył Kamila, a ten jego, a potem zaczęliśmy znów walczyć z błotem rozjechanym przez mistrzów.
Jak pozbyliśmy się śladów quadów, to pojawiły się znaki i to Janka zaintrygowało, bo jak tutaj skręcić w prawo…gdy na mapie widać było, że trzeba skręcić w lewo. Szukaliśmy szczytu i poszliśmy ścieżką graniczną…i nie było oznaczeń, tylko słupek graniczny. Ale byliśmy na szczycie!
Munczolik nie wyróżniał się znacząco jak szło się szlakiem od strony Pilska, ale 15 metrów i nagle Munczolik nasza 3 góra okazała się już nawet szczytem z wyraźnym wywyższeniem.
Zostaliśmy zaskoczeni kompletnie, bo po kilku chwilach mieliśmy już Palenicę przed sobą o wysokości 1 338 m npm…ale to nie ona zrobiła wrażenie, ale Hala Cudzichowa. Choć wybór tej trasy wynikał także z tego, że chcieliśmy mieć zdobyte 10 najwyższych szczytów w Beskidach no i akurat tych brakowało, to jednak te hale robiły plus na wybór tej trasy…tytuł: Przez Hale Beskidu Żywieckiego, brzmi dobrze.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Palenica_(Beskid_%C5%BBywiecki)
I znów odpoczynek, bo jak nie odpoczywać patrząc na Pilsko i wyraźny z tego miejsca Munczolik. Po nim wyruszyliśmy szukając szczytu i gdyby nie BTR, to znów nie wiedzielibyśmy, że na niego weszliśmy.
Jeżeli do tej pory błoto było po quadach, to na zejściu z Palenicy w kierunku naszego kolejnego celu Trzy Kopce o wysokości 1 216 m, błoto było już swojskie że tak powiem.
Zdobyliśmy Trzy Kopce i znów, gdyby nie cos na kształt tabliczek kierunkowych, to nawet nie wiedzielibyśmy, że to jest szczyt. Może by warto było tak jak to jest w Beskidzie Niskim zamontować je, byłoby lepiej na pewno.
Nie chcieliśmy iść dalej do Hali Rysianki, gdyż po drodze wypatrzyliśmy niezły skrót. To było to co na koniec warto zawsze dostać. Romanka na początek w całej swojej wielkości.
Gdy byliśmy tam pierwszy raz, było niezmiernie fajnie i ciekawie. Teraz potęga tej góry nas zaskoczyła jeszcze bardziej.
https://www.zespoldowna.info/romanka.html
Po chwili zbiegu pojawił się cały grzbiet od Romanki po Schronisko na Rysiance. I tak schodziliśmy w słońcu i to było to.
Chłopaki ciągle uśmiechnięte, zmęczone koniecznie do auta. I jak myśleliśmy, ze najlepsze za nami, to błotko i strumyk Sopotnia miały jeszcze coś do zaoferowania dla nas.
To było wydarzenie, jak przez to wszystko przejść. Dla Janka to było to. Pomny doświadczeń z ostatniego razu w Beskidach, gdzie Janek suchą noga przeszedł przez strumień do kostek na pewno moich, woleliśmy być przy jego forsowaniu. Po pierwsze te kłody umacniające brzeg. Były tak śliskie, że ktoś musiał się wywalić…i to byłem oczywiście ja. Po drugie nie było mostka, a belki śliskie jak diabli. I znów są Mistrzowie i są Ci którzy muszą wpaść. Nie będę wskazywał kto…a potem asfalcikiem już do auta, by znów mostem przejść na parking.
Kolejny dzień w Beskidzie Żywieckim i miałem wrażenie, że już w tych górach byłem tylko u nas. Brak oznaczeń utracił radość tego wow, że zdobyłem, ale te hale, jakich nigdzie nie ma, a tutaj są. Beskid zatem nie po to by zdobywać szczyty, ale by delektować się atmosferą hal i widokami jakie oferują i tak byśmy mieli 5 hal do zdobycia na tej trasie bez problemu a z problemem aż 7. Piękne są po prostu. Polecam