“Na ile weszliście szczytów?”, czyli nasze góry.
grudzień 26, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Darek pytał się przed każdym wydarzeniem, gdy miał mówić o swoim filmie o nas: “Ile tych szczytów zdobyliście?”. Potem Ci którzy chodzą po górach zadawali to samo pytanie. W końcu usiadłem i zacząłem liczyć.
Na pewno zdobyliśmy 774 szczytów w Polsce, Słowacji, Czechach, Niemczech i w Słowenii. Zdobycie szczytu, nie jest tym samym, co wejście na niego. Szczyt zdobywa się raz, ale wejść może być tyle, ile jest wariantów i tak na niektóre szczyty weszliśmy kilka razy, jak na naszą Śnieżkę, czy na Babią Górę. W przypadku obu tych gór weszliśmy na nie każdym znanym wariantem, przynajmniej jeden raz.
W ten sposób zaryzykowałbym stwierdzenie, że powinniśmy podwoić tą liczbę zdobytych szczytów razy 2 i chyba by to się zgodziło jeżeli chodzi o liczbę wejść.
Patrzę na dane jakie zebrałem i nie jestem zaskoczony, gdyż największą ilość szczytów zdobyliśmy w Górach Suchych i Wałbrzyskich (Kamiennych) ponad 60. Oznacza to, że tutaj nawet wchodziliśmy na najmniejsze, poza szlakowe szczyty jak ostatnio przez Muflonową Perć na Gomólnik Mały. Chyba to też są nasze najbardziej ulubione góry zarówno w Polsce, jak i w Czechach obok Gór Opawskich, gdzie mamy jeszcze odrobinę do zdobycia.
Jak się mówi u nas góry, to myśli się o Karkonoszach. Tutaj zdobyliśmy więcej niż tylko szczyty na szlaku. To są też nasze góry, więc każdy wariant jaki jest, testujemy zarówno po polskiej, jak i czeskiej stronie…a wejście na Śnieżkę, może być tak samo wymagające jak na Rysy najwyższą górę w Polsce.
Jednak jak się mówi Karkonosze, to trzeba powiedzieć Góry Izerskie. Bardzo szybko doceniliśmy ich “zimno”, ale i piękno. Tym razem to piękno jest w Czechach, a zimno w Polsce. Nie zapomnę na pewno tej wędrówki przez Frýdlantské cimbuří z kozami, ale i okropnego zimna na Wysokiej Kopie.
Od Karkonoszy nam znanych, blisko do Łysociny chociażby po to by zjeść na Przełęczy Okraj, Janek to lubi najbardziej! Góra ni to w Karkonoszach, ni to obok, ale mimo wszystko w Karkonoszach najlepsza do zdobywania na skróty przez Dzwonkówkę i to zimą! Od nich to “rzut młotem” i jesteśmy w Rudawach Janowickich. Ten most nas zaskoczył i wracaliśmy tam, by go zobaczyć po raz kolejny i to z przyjaciółmi z Bonitum, którzy potwierdzili w Rudawach, że też dadzą radę!
Z Rudaw zawsze przejeżdżaliśmy w Góry Kaczawskie. Ja będę miał w głowie widok najwyższej góry tych gór w tej formie poniżej. Chłopcy jak na pojedynku!
Musimy wrócić do Gór Kruczych, które są po drugiej stronie Bramy Lubawskiej. Z jednej strony ścięte, trudne, z drugiej łagodne i sympatyczne na każdy spacer. Mają dużą zaletę: przez cały dzień możesz być sam, nikt tutaj nie zagląda. Inna zaleta, to jak dobrze się zaplanuje to dojdzie się do jedynego szczytu Gór Jastrzębich w Polsce: Jańskiego Wierchu. “Oddalony” od Polski tak, że tylko Czesi na niego wchodzą!
Kolejna niespodzianka to Góry Stołowe. Jak mówimy Góry Stołowe, to wszyscy wskazują na Szczeliniec. Tak, tam biliśmy rekordy wejścia 20 minut do góry i to w zimie, a w lecie w 17 minut! Ale one zaczynają się obok Gór Kruczych. Zawory, Ściany Mieroszowskie, a potem wszystkie te skalne miasta w Czechach, to też Góry Stołowe. Przeszliśmy je wzdłuż i wszerz!…a tego Lecha, Czecha i Rusa będę długo pamiętał!
Kolejne zaskoczenie, to po drugiej stronie nas znalazło, tak bym powiedział. Zdobywanie Gór Orlickich jest wyzwaniem jak Gór Izerskich. Zimno! Wilgotno!…ale pięknie! Tam odkryliśmy Pańską Górę na którą wracaliśmy, takie wrażenie na nas zrobiła.
Najbardziej nas na początku naszego chodzenia zaskoczyły Góry Bystrzyckie. Ciągle się słyszy: łatwe, “autostrada”, bo nawet 6 km prostego szlaku!!! My wystartowaliśmy i trafiliśmy na Wolarza. “Klęknęliśmy”, bo nie szło na niego wejść, a potem poznaliśmy tajemnicze miejsca jak Góra Błażkowa. One kończą się tam, gdzie zaczyna się masyw Śnieżnika.
To kolejna część polskich gór, po której chodzimy obok szlaku. Jeżeli to rozciągniemy aż po Złoty Stok, czyli też Góry Bialskie, Góry Złote ale i Krowiarki, to są to nasze pierwsze góry, które przeszliśmy wzdłuż i wszerz odkrywając Stromą, Młyńsko, Łysiec i przede wszystkim góry zimą. Na Śnieżnik to my głównie zimą!
Na Dolnym Śląsku zostały jeszcze Góry Bardzkie, ale i Góry Sowie. Kiedyś wyzwanie, dzisiaj spacer. Wciąż jednak tam wracamy, żegnamy/witamy tam Stary/Nowy Rok idąc na Wielką Sowę.
Czas na Beskidy. Kiedyś fascynowały: Czantoria, Skrzyczne, Malinowa Skała, Barania Góra, Wielka Racza, Pilsko, Rycerzowa, Rysianka, Romanka, Mędrałowa, Jałowiec, Czupel, Polica. Kiedyś nas bawiły, teraz wolimy jechać dalej w Tatry.
Dobrze. Nikt nie patrzy na to, że kondycyjnie Góry Suche mogą być trudniejsze, ani że na Śnieżkę może być bardziej wymagająco niż na Rysy. Tatry są największe, najtrudniejsze i koniec, a to że kondycyjnie można “wykończyć się” w innych górach, nie umniejsza faktu, że one są DUŻE! Tutaj możemy powiedzieć, że szlakami zdobyliśmy je prawie całe. “Prawie” bo zostało nam 5 punktów do zdobycia z Turystycznej Korony Tatr i kilka przejść innymi szlakami na zdobyte już góry, czy też przełęcze. Wciąż przed nami długa wędrówka na Polski Grzebień czy Lodową Przełęcz od Tatrzańskiej Jaworiny i to zostawiamy na gorące lato, ale też wejście na Bystrą od Podbiednej, to na czerwiec. Zimą planujemy już wejście na Baraniec i Czerwone Wierchy!
Zawsze jak jesteśmy zmęczeni Tatrami zdobywamy Pieniny (wzdłuż i wszerz)
Gorce (wzdłuż i wszerz)
ale najchętniej Beskid Wyspowy. To nasze kolejne odkrycie. Pamiętam jak po zdobyciu Rysów, chcieliśmy po prostu rozprostować nogi i postanowiliśmy wejść na Ćwilin…oj było człapanie, było! Na Mogielicy przeżyliśmy też fajne chwile z 28 Marzeń, to zostaje gdy poznaje się wspaniałych ludzi.
Najmniej przeszliśmy Beskid Niski, ale Lackowa de facto była jednym z naszych pierwszych szczytów jakie zdobyliśmy dzięki wizytom w Domu na Łące w Izbach. Jest ona też niezwykle trudna kondycyjnie do zdobycia, więc te wielokrotne zdobywanie, każdym możliwym sposobem, wciąż na mnie robi wrażenie, że dajemy radę!
Beskid Niski ma w sobie coś niezwykłego. Z jednej strony spokojnego, ale zawsze potem widać znaki burzliwych przejść, jak to na Kamieniu nad Jaśliskami czy na Baranie.
Bieszczady. Tutaj możemy powiedzieć tak: przeszliśmy całe tam, gdzie nie ma niedźwiadków . To były początki naszego chodzenia, gdy udało nam się tutaj dostać. Oj biegaliśmy przez połoniny tak, że na Roha nie szło Janka dogonić jak usłyszał, że będzie mógł tam zjeść swoje “zakazane” ciastka.
Z drugiej strony fascynowały nas otwarte przestrzenie i ta Tarnica niczym góra z Himalajów.
Są jeszcze góry, które poznawaliśmy jak Beskid Makowski, Góry Ołowiane, Góry Świętokrzyskie, Góry Sanocko-Turczańskie, ale i pogórza: Kraina Wulkanów, Wzgórza Strzelińskie czy Niemczańskie do których dotarliśmy tylko dzięki Diademowi Polskich Gór, Koronie Gór Polski i Włóczykijowi Sudeckiemu. Wszystkie nas bawiły, ale jest wciąż jedna góra, która nas zaskakuje, bawi i ciągle znajdujemy na niej coś specjalnego: NASZA ŚLĘŻA. Jedyna góra, którą wolimy zdobywać także nocą, bo jest wtedy zupełnie inna, a jak się do tego doda zimę…
Czy to dużo? Wciąż mamy przed sobą jakieś 5 lat chodzenia, by zdobyć złotą odznakę GOT dla Wytrwałych , czyli zdobędziemy jeszcze kilka setek szczytów na pewno. Wciąż nie przeszliśmy Beskidu Niskiego, ale wciąż myślimy by wrócić do zdobywania Alp. Kondycyjnie Janek jest w stanie zdobywać te trudne. Techniczne też tak. Zatem jeszcze czekają nas najtrudniejsze technicznie szlaki w Tatrach jak Kozie Czuby, Mały Kozi Wierch, czy Trzy Kopy, nie tylko w Alpach. To jest dla nas wciąż wyzwaniem, choć wielokrotnie to nie Janek był tym punktem słabym, co zaskakiwało. Zawsze widzieliśmy trudności w zdobywaniu szczytów przez pryzmat tego, jakie “prawdy” głosili Ci, którzy uważali się za autorytetów w tej mierze. To oni twierdzili, że “osoby z zespołem Downa nie mogą”. Jak się okazało, szybciej bym powiedział, że autysta Kamil, brat Janka który zawsze z nim zdobywa góry i szczyty, może się bać, bo nie rozumie przestrzeni i gubi się w niej, że my kondycyjnie jesteśmy już za wiekowi dla takiego pomykania po górach…ale nie że Janek. On i owszem w swoim tempie idzie, ale im trudniej tym ciekawiej, im bardziej ma mnie dla siebie, tym szybciej…i nie ma dla niego teraz ograniczeń w tych górach, w których jesteśmy. Jest tylko on, ze swoimi możliwościami i te góry, które są dla niego po prostu DOBRE…a kiedyś miał ich nie móc zdobywać.