Na Sarnią Skałę przez Dolinę Białego
grudzień 31, 2024 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Przejście żółtym szlakiem przez Dolinę Białego od Zakopanego po Sarnią Skałę planowaliśmy już od dłuższego czasu. Jak my byliśmy na nią gotowi, to Dolina Białego i jej mostki przechodziły gruntowny remont. Nie mogliśmy dłużej tak zwlekać z jej przejściem, gdyż była ona ostatnią, jaką do tej pory jeszcze nie szliśmy.
W piątek wybraliśmy się na Gubałówkę. Miało być dużo ludzi, było akceptowalnie. Zatem wybraliśmy wariant przejścia od parkingu pod Wielką Krokwią, miejscem tak tłumnym, że tylko Krupówki pomieszczą więcej. Mieliśmy szczęście. Godzina 7:30 i na całym parkingu tylko jedno auto. Po prostu cud.
Na prawdę nie można było uwierzyć. Wszędzie słychać o tłumach turystów, a tutaj tylko my. Asia tylko tak delikatnie stwierdziła, że jak na takie pustki to ta ścieżka jest mocno wydeptana i zlodowaciała. Jednak nikogo tutaj nie było, tylko my. Kamil zgodnie z tradycją do przodu, my powoli za nim.
Nikt z nas tutaj nie był i zostaliśmy przez to mocno zaskoczeni. Na początek kanion i mostki a pod nimi rzeczka. Potem urwiste turniczki. To była taka Dolina Kościeliska w mikroskali. Kamil gonił, a my byliśmy zaskoczeni tym co zobaczyliśmy.
Mnie zastanawiał kompletny brak turystów. Asię, to że było ślisko. Kamil, jak zwykle czekał co pewien czas na nas, dając nam szansę na oglądanie tego co było kompletnym odkryciem dla nas. Co ciekawe szliśmy cały czas łagodnie do góry, a Giewont który już się pojawiał, wyglądał jakby był w niebie z poziomu doliny.
W końcu nadszedł ten moment, gdzie “zmyłka” w postaci łagodnego początku, miała swój kres. Nagle, za zakrętem trzeba było podchodzić mocno w górę. Tutaj Kamil zniknął kompletnie, a my powoli, bo ślisko, wchodziliśmy za nim. Pojawiła się pięknie oświetlona słońcem Sarnia Skała, zupełnie gdzieś tam wysoko. Asia była zaskoczona, gdyż nie była tam z nami ostatnim razem. Janek nie był zaskoczony widokiem tylko dopytywał się gdzie ten “czarny”. On pamiętał ten szlak.
https://www.zespoldowna.info/sarnia-skala-grzybowiec.html
W końcu do niego doszliśmy, ale widoki gór “otworzyły” buzię z wrażenia i to mocno. Doczekaliśmy się też pierwszych turystów, którzy tak jak i my chcieli dojść na Sarnią Skałę. Janek oczywiście się przywitał i teraz już nie odpuszczał, witał się z każdym napotkanym. Był tylko mały problem: co turysta to chyba z innego kraju. Trudno było takiemu rasowemu lingwiniście jak Janek ogarnąć te wszystkie języki.
Niestety podejście stawało się trudne, było po prostu ślisko, ale im wyżej tym było cieplej. I tak źle i tak niedobrze, ale się szło.
Krótkie, ale intensywne podejście na Czerwoną Przełęcz, zmęczyło nas trochę i trzeba było odpocząć. Potem krótkie, trudne, bo śliskie podejście i wow!!! Sarnia Skała jak pomalowana złotem…i krótkie stwierdzenie Janka:”Byłeś!”
Nie był to jednak koniec. Ci którzy tu byli wiedzą, że prawdziwe wejście odbywa się na tych ostatnich 50 metrach do góry. Kamil narzekając wszedł. Janek bez narzekania, tak kombinował, że myślałem czy on naprawdę chce wejść. W końcu się udało i piękny Giewont z tej strony był już przed nami. Asia potwierdziła, że warto było, dla mnie to było najważniejsze.
Odpoczywaliśmy i podziwialiśmy. Kamil wciąż w niepokoju, bo ten rok się kończy i co będzie to nie wiadomo. Janek zamyślony, a Asia myślała jak tu zejść. Wpadła na doskonały pomysł, który chłopcy podchwycili, czyli zjazd 20 metrów w dół i to z niezłym sukcesem :)
Janek tak się cieszył z tego rozwiązania, że od Czerwonej nie mogło być już inaczej. Kamil spokojnie na nogach, tak aby się nie pośliznąć, a Janek kompletnie inaczej: to w dół na tyłku, to zbiegał, to zjeżdżał na nogach. Wariantów było tyle ile Janek miał pomysłów.
Zmieniła się tylko jedna kwestia: przybywało turystów i w ten sposób zrozumieliśmy dlaczego ten żółty szlak, na którym już byliśmy, jest tak zadeptany. Na Sarniej na samym czubku, widać nie było tylko skały, ale co odważniejszych kilku turystów.
Janek wciąż korzystał ile się dało zjeżdżając z góry, ale to też po chwili się skończyło. Turystów było tak dużo, ze nawet zdjęć bez nich nie dało się zrobić. Wychodziliśmy już z Doliny i …weszliśmy w tłum spacerowiczów podążajacych czarnym szlakiem wszędzie.
Była godzina 12:10 i doszliśmy pod Krokiew. Gdzie tu nasze auto? Ludzi bardzo dużo, samochodów jeszcze więcej. Z radością przyjęliśmy wyjazd z parkingu. Janek tylko chciał wydrapać ostatnią dolinę na swojej mapie, zjeść dobry obiad i schować się w domu, za gęsto się zrobiło i bardzo miejsko w korkach. Doświadczyliśmy w ten sposób, co to znaczy sezon w Zakopanem, duży natłok ludzi, tak to jest to coś o czym warto pamiętać…ale Dolinę Białego zawsze będę polecał, gdyż miejsce jest bardzo ciekawe i unikatowe, warto tam dojść.