Na Śnieżkę a la Rysy
listopad 2, 2022 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Oj, jak ja nie znam mojego Syna. Oj, jak długo będę pamiętał: “Tato no chodź!”. Oj, jak ja żałuję, że nie rozmawiałem wcześniej z Panią Asią o Janku…jaki jest, jak ma cel. Dziecko miało być zmęczone po tej wyprawie. Padłem ja i jeszcze wstydu musiałem się najeść, a wszystko przez tych, którzy mówili, że Janek nie da rady, że dzieci z ZD tak mają…ktoś się mocno tutaj pomylił!
Pomysł tego przejścia chodził za mną długo. Połączyć dwa nasze ulubione szlaki w Karkonoszach i być szczęśliwy, że Karkonosze mogą być jak Tatry: trudne i wymagające. Śnieżka z drugiej strony jest najbardziej wybitną górą w Polsce, więc mogło być ciekawie. Obydwaj z Jankiem mieliśmy pójść na niezwykłą wyprawę razem, we dwójkę.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_najwybitniejszych_szczyt%C3%B3w_g%C3%B3rskich_Polski
Nasze ulubione szlaki w Karkonoszach to:
*skrót od “dołu” Kowary/Karpacz potem żółtym szlakiem przez Budniki na Skalny Stół
*każdy szlak Czarnym Grzbietem przez Svorovą horę na Śnieżkę
oba szczególnie zimą.
https://www.zespoldowna.info/skalny-stol-czolo.html
https://www.zespoldowna.info/sniezkata-najbardziej-wybitna.html
Plan był. Wszystkie szlaki niby mieliśmy opanowane, ale żeby nie było, postanowiliśmy w zależności od sytuacji, wprowadzić warianty jeszcze nieznane nam dwóm. No i pierwszy narzucił się na starcie. Skoro to czwartek, to może w Karpaczu znajdziemy parking…ulica Granitowa? Udało się. Pusto, bo czwartek. Byliśmy gotowi na drugą w ciągu 4 dni wyprawę na Śnieżkę. Silny i zwarty, nawet nie zauważyłem jednego i to na starcie. Janek wyszedł razem ze mną z samochodu, razem ubieraliśmy buty…to się nie zdarza!!! To był sygnał, ale zafascynowany dniem, nie zwróciłem na to uwagi, tak samo, jak na to pierwsze: “Tato dawaj!”. Miałem w głowie ten obrazek Karkonoszy i już go zdobywałem od lewej do Śnieżki i z powrotem. Nie zwróciłem uwagi, że Janek jest ciut inny niż zazwyczaj. Oj, nie lekceważ swoich dzieci!!!
Miało być 8 h i prawie 19 km przejścia bez przerw. Przewyższenie aż 1 347 m, co jak popatrzymy na wejście na Rysy ze strony słowackiej to wydaje się dokładnie takie samo.
Emocje mocne, a dziecko nie czekało. Ulica Granitowa/ Tetmajera i skrót w las w kierunku Budnik. Wciąż ślepy na to co robi Syn, wydawało mi się, że daję mu fory…bez komentarza.
Janek jak to zazwyczaj Kamil robi, “odjechał” ode mnie. Ok pomyślałem dam chłopakowi poszaleć, ja spokojnie za nim. Jednak te zatrzymywania na jakiś kamieniach, pagórkach i patrzenie na mnie z góry, jak to Kamil ma w zwyczaju, trochę mnie irytowały. Ok podciągnąłem.
Ścieżka była super. Nigdy nie szliśmy nią, a tutaj strumyk Skałka z przełomami robił wrażenie. Załapałem: “Tato uważaj śliskie kamienie!” Zazwyczaj to ja mówiłem, gdy byłem pierwszy. Coś się zmieniło? Pod pierwsza górkę na zboczach Izbicy jednak szliśmy razem, więc było ok.
Doszliśmy do zielonego i po chwili żółtego szlaku. Byliśmy w Budnikach. Janek czekał przy słupkach krzycząc: “Tato zdjęcie! Selfie dla Mamy!” To nie był Janek. Zaczynałem rozumieć, że ten dzień już jest inny niż wszystkie nasze górskie dni, ale jeszcze tego nie czułem. Wciąż byłem przekonany, że to ja dawałem mu fory i pozwalałem mu na kierowaniem wyprawy. Tak sobie myślałem przed dojściem na żółty szlak, ten najbardziej wymagający podejściowo szlak w Karkonoszach. I zaczęło się:”Tato dawaj! Co tak wolno!”…a on po prostu biegł do góry i po korzeniach. Do kogo on tak mówił…Znów myślałem sobie tak: “Zmęczy się zaraz, dogonię go!”…a chłopak miał swoją trasę i to przemyślaną.
Dzielnie trzymałem się syna. On jak nigdy, stałym szybkim krokiem po kamieniach, po korzeniach wchodził na górę. Zdziwiłem się patrząc na zegarek, bo wydawało mi się, że to wyścig o Mistrzostwo Świata, a nie podejście Pieniaków. Trochę szybko to było. Udało mi się go przytrzymać na “zdjęcie dla Mamy”.
A potem już nie. Końcówka-podejściówka to jednak był mój “upadek” a jego ciągłe popędzanie. Uciekł mi już pod Skalny Stół. Stał tam na górze i krzyczał!. Nie mówił, tylko krzyczał: “Tato nie leń się!”…i wielogłos śmiechu poraził mnie. Tuż obok Janka siedziała grupa polskich turystów i patrzyli, kto tak się lenił. Wstyd, bo zadyszka u mnie była, puls chyba ze 170 a on stał bez kropli potu. Należało szybko przesunąć się obok na widoki na Śnieżkę…z dala od turystów.
Patrzyłem z Jankiem na Śnieżkę. To była moja reanimacja. Piłem, jadłem, trzymałem nogi do góry i reanimowałem się. Nagle: “Idziemy!” Nie pozwoliłem na dokończenie rozkazów, bo kolejni turyści już byli obok nas, wstydu nie chciałem. Szybko się zebrałem, Janek pokazał, gdzie idzie i znów zbiegaliśmy w dół. Tak, on zbiegał a ja musiałem go gonić.
Wypatrzył Schronisko Jelenka na zboczu Svorovej hory. Dał mi szansę odpocząć
Do Przełęczy Sowiej było dynamicznie, kamieniście. Od niej “ścieżka” po której szło wielu czeskich turystów. Janek na takich trasach wymięka. Och jak było fajnie iść razem z nim, a nawet zdecydowanie przed. Jelenka i pieczątka już była niedaleko. Tam pieczątka, perfekcyjnie z językiem wywalonym dla zadania szyku, wbita do książeczki. “Janek chcesz odpocząć? Może się napijemy?” kulturalnie zapytałem. Janek warknął: “Idziemy na Śnieżkę, chodź Tato!”
Podejście na Svorovą horę jest wymagające. Bez śniegu to istotny wysiłek po tych skałkach i schodkach. Janek tam wyhamował, ale nie oznacza, że nie mijał stojących i idących wolno. Wymijał, ale nadążałem
Daleko za nami Skalny Stół. Byliśmy tam…chwilę temu. Janek zmęczony wszedł na szczyt. Sok jabłkowy i regeneracja pełna. “Tato chodź bo Śnieżka, Mama mówiła!”. Już nie chciałem się pytać co Asia-Kozica, mówiła o mnie Jankowi, ale nie mogłem hamować dziecka.
Na Czarnej Kopie miałem już dość tego tempa. Nie hamowałem Janka tak świetnie szedł.Byłem tak zaskoczony nim, że miałem w głowie tylko najlepsze słowa świata na to jak się zachowywał, jak szedł, jak rozmawiał z ludźmi. Dzięki niemu szedłem kawałek z czeską grupą. Pytali się jak to jest z Jankiem, że tak biega po górach. W tej grupie byli chłopcy 14 letni i mieli już wyraźnie dość tej wycieczki, więc tym bardziej patrzyli na Janka, który sam wiedział jak i gdzie pójść…a ja wciąż za nim.
Janek głośnym “Ahoj!” rozproszył kolejnych turystów czeskich. Jedna rodzina była nami szalenie zainteresowani. Już widziałem, jak dzwonią po helikopter dla mnie, a tutaj tylko pytanie:”Czy Janek ma zespół Downa?” Spytałem dlaczego tak pytają…”…bo jest grzeczny i wszystkich wita na szlaku!” Zaskoczenie pełne dla mnie, ale już nie było o czym gadać, bo Janek wrzucił kolejny bieg. Ci którzy byli na Svorovej, to wiedzą, że od niej jest ciągle w dół w zielonym oceanie z kosówek. Ja o tym sobie przypomniałem, jak Janek po czesku przepraszał kolejną grupę turystów na szlaku, a on ich mijał. Co w nim siedziało to ja nie wiem…ale był wspaniały, sprawny i świetnie zagadywał wszystkich. Byłem z niego dumny jak paw…a jak “Pana Profi Himalaistę” krzykiem “przesunął ze szlaku, oczywiście z uśmiechem, to głowę miałem już w Himalajach.
Ja wolę Śnieżkę zimą. Idzie się w rakach prosto do góry i nie jest to tak trudne jak podejście bez śniegu. Janek to odczuł. Wyraźnie stracił rytm, ale sobie żartował i wymieniał co on zje na górze. Dobrze, że tego nie miał w plecaku, bo by go nie podniósł na starcie.
Był zmęczony.
I tak go podziwiałem. Do tej pory szedł z takim humorem, z taką werwą, że było to nie do opisania…Terenia tylko wysłała mi znaki zapytania, gdy jej napisałem że już pod Śnieżką jesteśmy, a potem pytała się, czy aby na pewno to drugi nasz raz na Śnieżce w tym tygodniu… “Tato chmury!”. Zaskoczył mnie Janek tą uwagą…a ja zrobiłem zdjęcia bo były piękne.
Popatrzyłem jednak za Jankiem. Nad naszą głową była całkiem czarna, taka jedna. Zrozumiałem, że tutaj może być bardzo różnie. O dziwo nie walczyliśmy o zdjęcie na górze, a potem w dół na czeską stronę by pod kolejką odpoczywać po tym “rekordzie świata” jaki Janek wykręcił na 9 km na Śnieżkę!!! Synu byłeś WIELKI!
…a chmura była wielka nad nami. Złapaliśmy ostatnie promienie słońca na Śnieżce i Janek zaordynował: “Idziemy!” To miał być nasz pierwszy raz na trawersie Śnieżki, czyli zielonym szlaku. Nigdy nam nie było tutaj jakoś po drodze, a i najpierw trzeba było w dół do połowy wysokości Śnieżki od czeskiej strony!
Pierwsze kroki na szlaku zaskoczyły. Jakoś rzadko chyba tędy się chodzi bo gęsto było i trudno, tytułem wystających korzeni kosówki. Jankowi to nie przeszkadzało, pomimo tego że mieliśmy dłuższą drogę powrotu, bo Janek lubi trawersy
Jak Janek gonił Czarnym Grzbietem to mnie to szokowało…ale rozumiałem. Tutaj liczyłem, że jest już zmęczony, bo Śnieżka zdobyta, a trawers jest dłuższy o 1 km od drogi “górą”. Byłem kompletnie zmiażdżony tym jak szedł. Pełne litości słowa do mnie: “Tato pomóc?” przy kamieniach wzbudzały we mnie złość, ale on miał dużo więcej sił ode mnie.Trawers był piękny i niezwykły. Martwiła nas ta czarna chmura nad nami, ale Janek szedł, a ja nie mogłem marudzić.
Śnieżka nad nami, to się pojawiała, to ginęła w chmurach. Mieliśmy duużo szczęścia!
Trawers przypominał mi Czerwone Wierchy. Choć nie było kolorów jak tam, oglądaliśmy coś, czego nigdy nie widzieliśmy tutaj, bo zawsze górą. Trawers bomba!…a jaki musi być z tymi wrzosami, a my tego nie widzieliśmy?!
Normalnie już na tym etapie byłem gotowy na druga reanimację. Janek miał motywację: “Idziemy na Jelenkę!” a ja już nogami nie mogłem poruszać. Prosiłem go by odpocząć, a on: “Tato chodź już nie daleko ta Jelenka!”. Chyba normalnie to ja tak mówię, a tutaj Wspaniały Syn z motywacją. Podchodził kilka kroków i czekał. Mijał nielicznych turystów i czekał. Martwił się chyba, że ja do tej Jelenki nie dojdę.
Pod schroniskiem był tłum ludzi. Chmury zostały na Śnieżce, ja poddałem się reanimacji. Leżałem jak długi i nic mnie nie interesowało. Nie czułem nóg. Janek napił się, popatrzył na mnie i krótko znów: “Idziemy Tato!” Oj nie szło iść. Negocjacje trwały, w końcu pały słowa klucz:”Nie leń się Tato, bo restauracja ucieknie!”…oj to chyba prawie cytat ze mnie. Nie szło odpoczywać, trzeba było iść. Nie wiem jak doszedłem na Skalny Stół. Wiem że tam złapały mnie już skurcze nóg. Musiałem odpocząć. Janek wyglądał na zmartwionego, że obiad mu ucieknie, ale nie tym, że leżę i patrzę na Śnieżkę nie ruszając nogami
Tym razem Syn dał mi szansę zregenerować się. Wypiłem dużo wody z magnezem i efekt był widoczny od razu. Janek jak to zobaczył, był gotowy w dół:”Tato pędzimy?!” I o ile do tej pory podziwiałem jego wytrwałość, szybkość sprawność, to od tego momentu mogłem być DUMNY z Syna dzięki jego mądrości i myślenia, jak sobie poradzić na bardzo mokrych skałkach!
Byliśmy obydwaj kompletnie zaskoczeni. Zejście było bardzo mokre jakby przed nami przeszła ulewa…ale jej nie widzieliśmy. Janek nagle zahamował i zaczął wydawać instrukcje:”Tato uważaj, mokry kamień!” “Idź lewą bo tam sucho!”. Niezwykłe, wspaniałe!
Udało nam się dzięki temu zejść bezpiecznie. Janek zachęcał mnie bym szedł pierwszy, bo on będzie patrzył na mnie. Sam za to szedł ostrożnie, powoli wybierając swoją najlepszą drogę.
Skończyły się kamienie i pojawił się “obiad ucieka!”. Janek był nie do zdarcia. Pogonił w dół wzdłuż strumyka i ja tylko mogłem człapać za nim.
W ten sposób “zarobiłem” na 4 dniową regenerację. Janek nie sprawiał wrażenia zmęczonego,ale był niezwykły na tej, najtrudniejszej, tatrzańskiej trasie w Karkonoszach. Synu mój podziw, dałeś lekcję mi, jesteś niezwykły. Tak się kończą wyprawy ojca z Synem, gdy Syn staje się silniejszy, sprawniejszy od ojca
Nie mogłem uwierzyć w to wszystko, pisząc nawet ta relację. To przejście było tak inne, tak niezwykłe ze względu na Janka, że nawet nie umiem tego podsumować inaczej niż tak:”Janku to był Wspaniały Dzień. Dziękuję!”
Dostaję pytania na temat przydatnych informacji do zdobywania Krony Gór Polski. Polecam zatem Wam ten link tutaj: https://eloblog.pl/najwazniejsze-szczyty-polskich-gor-mapa-szczytow-do-zdobycia/
Autor wykonał niesamowitą pracę, tworząc mapę zarówno KGP, Diademu Polskich Gór, Włóczykija. Patrząc na nią można odpowiednio zaplanować swoje turystyczne podróże. Ja uważam, że bezcenne.