Nieroda, Dzikowiec Mały, Dzikowiec, Sokółka
maj 4, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
To miało być przejście z “jajem”. Kamila nie było, więc zakładaliśmy że nie będziemy biec do przodu, a powoli poznawać skrótami ostatnią niezdobytą przez nas część Masywu Dzikowca. Ciągle piszę ostatnią, a ciągle coś znajdujemy…i to jest akcja!
https://www.zespoldowna.info/wysoka-i-szczeliny-wietrzne.html
Długo szukaliśmy nowego wariantu ale znaleźliśmy i to taki, jakiego nie spodziewaliśmy, że jest! Punkt startowy: stawy w lesie w Grzędach Wielkich. Tak zaczęliśmy naszą wędrówkę nie tylko po górach i “kanionach”, ale i lekcję biologii z Jankiem.
Lekcja biologii 1. Wyszliśmy z auta. Zrobiliśmy kilka kroków i takiej ilości żab nie widzieliśmy nigdy. Janek oko w oko z żabką i nawet nie palił się w góry. Była to ciekawa lekcja poglądowa dlaczego one uciekają, dlaczego jest ich aż tyle…”Mamo uważaj pod nogi!” też padło kilka razy.
Janek próbował dotknąć, ale dziwnym trafem żaby jemu uciekały. To było trudne do wytłumaczenia W końcu wystartowaliśmy i od razu zaskoczenie: NIE GONIMY! Janek naturalnym liderem, ale takim “nie biegnącym” i już wydawało się, że ten dzień będzie inny niż zazwyczaj. Byliśmy naiwni od początku, w końcu to nasze dzieci!
Naszym pierwszym celem był…skrót przez początek Masywu na górę Nieroda. Brzmiało to dobrze. Bez szlaków na szczyt, który widnieje jako pierwszy od zachodu. Wydawało nam się, że jak pokluczymy ścieżkami leśnymi przez ten teren, to pomimo że nie jest wysoki, to choć trochę się zmęczymy. Tutaj przewidywana była praca z mapą, by Janek nauczył się nią posługiwać. Zaczęło się od tego, że trzeba było go gonić. Jak nie ma Kamila, to jest Janek. Po drugie Janek ma swoje warianty i swoje pomysły, więc mapa się nie liczy. Liczyliśmy jednak na zmianę mimo wszystko. Zapowiadało się ciekawie patrząc na mijaną Wysoką.
Czy znacie już te ujęcie? Stoi nad nami w oddali syn i tak czeka…czeka. Zazwyczaj był to Kamil, tym razem był to Janek. Pierwsze podejście, pierwsze zejście i już zrobiła się różnica. Poranny deszcz poprawił “jakość” duktów leśnych, bez tworzenia kałuż i można było poszaleć i Janek szalał. Dobrze że pojawiły się rowerowe trójkąty, był to dobry system kierunkowy dla niego i o dziwo w naszym kierunku.
Problem pojawiał się, gdy trójkąty w jedną stronę, a my w drugą. Uparciucha zawrócić było wyzwaniem…jednak udawało się. No i wróciliśmy do mapy. Nieroda na mapie pokazana jako jedyny szczyt w tym obszarze, była dobrym celem by do niej zmierzać….a szczyt ten w ogóle jakoś nieznany, nieopisany i bez ścieżek na mapach. Przeszkoda? Raczej niezła przygoda!
Nieroda 640 m npm kompletnie nas zaskoczyła. Janek zdobył ją po dość intensywnym trawersie, jak by była jakąś górą o przynajmniej 1000 metrach. Gdy już weszliśmy to widoki z niej, jej czubek to jak pomniejszone tatrzańskie szczyty z Tatr Zachodnich. Czerwony porfir i krzyż zaskakiwały. Jeszcze bardziej gdy okazało się, jak zwykle, że jest lepsze wejście/zejście na szczyt, od żółtego szlaku niż to co my wytyczyliśmy…ale strome jak diabli.
Pierwsza góra zdobyta. Potem przeczytaliśmy, że krzyż stoi tam by ocalić ją przed “zrobieniem” z niej kopalni. Szkoda by było, bo jest to idealne miejsce na poprowadzenie szlaku i odpoczynek tam z widokiem na cały Masyw Dzikowca. Tutaj mieliśmy świetna lekcję geografii. Janek pokazał gdzie ma iść, nauczył się nazwy Mały Dzikowiec i był cel….tylko dlaczego on tak pędził.
I znów w górę i w dół. Nie było łatwo. Lekcja biologii numer 2. Jak chodzić po lesie by nie wystraszyć saren. Janek, jak to Janek ciągle coś musi mówić jak idzie…nawet gdy jest daleko. Zdziwił się kompletnie, gdy wypłoszył całe stado saren…i od razu zrobił się cichszy…ale nie wolniejszy.
Wkurza mnie to stale. Jak nie Kamil, to Janek. Te same miny, te same czekanie. Na szczęście ciut wolniej i bez turystów takich jak my.
Skrót ścieżkami leśnymi na Dzikowca Małego 695 m npm był po prostu przepyszny. Nigdy nie byliśmy na tej górze, a tutaj stale się na niego podchodziło i gdy już stanęliśmy pod nim, to 40 metrowa ścianka była ostro zarysowana nad nami. Trzeba było szukać wejścia. Na mapach nie było żadnej ścieżki. Szykowała się niezła przygoda. Pierwszy istotny punkt. Wchodząc tak jak my od zachodu trzeba szukać wychodka czerwonego porfiru, który robi niezłe wrażenie z dołu. Do niego prowadzi ścieżka, choć znów trawersami.
Najwyższy punkt to oczywiście czerwony porfir ze słupkiem. I chyba mieliśmy dużo szczęścia, bo na Dzikowcu Małym będzie las bukowy. Koniec szczytu, to oczywiście skała czerwonego porfiru. I okazuje się, że gdybyśmy wchodzili od zielonego to 10 metrów do góry i bylibyśmy na szczycie.
Weszliśmy na wspomniany zielony szlak. Teraz miała być długa prosta aż na Dzikowiec Wielki 836 m npm…ale zapomnieliśmy o tym: w górę i w dół. Syn uciekł i znów bieganie za dziećmi, choć to dziecko ma już 14 lat, jest bardzo istotne.
Na pierwszym wzniesieniu piękny widok na Chełmiec, Trójgarb i miało się wrażenie, że jesteśmy…w Pieninach. Masyw Dzikowca to mocno wzniesiony wał, bardzo wąski na górze, o ostrych stokach. Górą prowadzi ścieżka w górę i w dół. No i nasz syn szedł pierwszy patrząc z politowaniem z góry na nas, a na długiej prostej to nawet nie czekał.
Zaskoczenie: Łyse Drzewo 757 m npm. Na pewno nie oznaczony na mapie szczyt, ale i też świetne miejsce do oglądania/odpoczywania, tylko Janek miał inne plany. Na Dzikowcu miało być śniadanie, więc o czym tutaj gadać i co tutaj oglądać, gdy jedzonko blisko….motywator.
Doszliśmy. Kiedyś punkt startowy dla paralotni, dzisiaj downhilowy start.
Lekcja biologii 2. Jemy, odpoczywamy. Cisza, bo Janek je. Zięba zwyczajna śpiewa i podchodzi co raz bliżej. Nawet Janek zaniemówił. To była niezła przygoda….ale czekała wieża poniżej Dzikowca, stąd było tylko pół śniadania i idziemy!!! Spotkaliśmy pierwszych turystów tego dnia, ale już na wieży byliśmy sami. Janek na nią wbiegał!!!
Mama pozdrowiona, ocena ryzyka deszczu wykonana i w dół.
Ostatnim celem była znana nam już Sokółka 800 m npm. Najpierw zejście i to mocne. Niby małe góry, ale mijający nas turyści, ja też, ciężko oddychali po tych interwałach…Janek nie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sokółka_(Pasmo_Lesistej)
Ostatnia przerwa. Teraz trzeba było znaleźć skrót do stawów. W tych górach, każdy ma swoją drogę. Janek tez ją znalazł zbiegająco.
Zeszliśmy do przełęczy Polanka szlakiem niebieskim, ale już stamtąd losowo wybranym duktem. Tempo było dobre i szybkie.
Goniliśmy Janka dzielnie, a ten zafundował nam lekcję biologii numer 3. “Tato co to za szczur?” Asia od razu aktywniejsza się zrobiła. Janek poprawił się: “Jaszczurka!” Asia już była uważna. Na koniec okazało się, że mieliśmy czarnego ślimaka i wszystko się wyjaśniło.
Gdy doszliśmy do parkingu byliśmy zaskoczeni liczbą aut, turystów, campingów itp. Mieliśmy szczęście rano na to wygląda. Miejsce jednak tego warte, tak samo jak nasza dynamiczna wyprawa. Janek przegonił nas, było fajnie i ciekawie w górach, które po prostu uwielbiamy.