Nosal, Wielki Kopieniec.
czerwiec 1, 2020 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Przyjechaliśmy w Tatry a tu pada, leje i jest zimno.Turystów wystraszyło, a my liczyliśmy jak zwykle na nasze szczęście do pogody. Rano miało być pochmurnie, mały przelotny deszcz i aż 11C. Naszym celem stał się zatem Nosal i Kopieniec Wielki, szczyty które przy dobrej pogodzie są oblężone przez turystów…a tym razem miała być szansa na wejście bez towarzystwa.
Po pierwsze, jak się mówi Tatry…to wszyscy myślą o Tatrach Wysokich i to zbudowanych z twardych skał granitowych. Nosal 1206 m npm , Wielki Kopieniec 1328 m npm są zatem w tym miejscu wyjątkiem bo są zbudowane ze skał wapiennych, dolomitów. Dzięki temu są bardzo malownicze, pełne ciekawych skałek…i trudne w podejściu, a to nas interesowało najbardziej.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Nosal_(Tatry)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_Kopieniec_(Dolina_Olczyska)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dolina_Olczyska
Obie góry to przykład tego jak istotny jest poziom przewyższenia. Nie jest istotna ich wysokość, ale jaka jest różnica między doliną u podnóży a szczytem. Szliśmy sobie tak Kuźnicami i ten Nosal nie wyglądał, na jakoś istotnie trudny z dołu.
Na to wyglądało, że tylko my wierzyliśmy w pogodę, gdyż nawet budka przy wejściu na szlak była zamknięta. Jedynym naszym towarzyszem okazał się pies pasterski, który nie wiadomo dlaczego koniecznie chciał iść z nami, a nie ze stadem…chyba że my byliśmy jego stadem.
Pies zablokował Kamila. Zazwyczaj tak jest, że im mniejszy tym Kamil bardziej się go boi. Janek to wykorzystał i poprowadził nas na górę, a szlak jest dla tych, którzy mają kondycję, mocno pod górę. Janek nie miał kondycji i skończyło się jak zawsze: Kamil prowadził nas, wyżej i wyżej.
Przyznam się, że trudno było mi uwierzyć wcześniej, że Nosal może być celem całodniowego przejścia. Jednak im byliśmy wyżej (bardziej zmęczeni), tym chętniej oglądaliśmy wspaniałe widoki, choć chmury były nisko.
Z drugiej strony, takie szlaki chłopcy lubią najbardziej. Nie jest to łatwe podejście i słychać było u Kamila “jutro góry nie” co oznaczało że go to męczy. Janek choć szedł, też jakoś do wyścigów z Kamilem nie był chętny. Potem przyszły skałki i to go bardziej interesowało, a nie to że ma być pierwszy na szczycie.
Szczyt “stracił” oznaczenie, ale potwierdziło się jedno: można tutaj przyjść i odpoczywać cały dzień patrząc to na Kasprowy, to na Giewont…tym razem w śniegu i chmurach, ale tym bardziej robiły wrażenie…w końcu to koniec maja i ten śnieg.
Zejście z Nosala w jednym miejscu było trudniejsze, ale potem szło się z widokami przed “nosem”. Warto było. Hierarchia się ukształtowała: Kamil pierwszy, a my na końcu. Wielki Kopieniec był jak na wyciagnięcie ręki…tylko te chmury jakieś ciężkie nad nim się wydawały.
Dzięki zdecydowaniu Asi szliśmy dzielnie do przodu, ale jak lunęło, to świat nagle mokry się stał. Nas uratowały szałasy przy Olczyskiej Polanie.
Był przynajmniej powód do odpoczynku i śniadania. Za “oknem” padało. Asia podjęła decyzję idziemy i skracamy wyprawę.
Pogoda nas jednak lubi. Podeszliśmy do zejścia z polany, a tutaj przestało padać…a mżawka nas nie roztopi. Kamil jak tylko usłyszał, że jednak idziemy do góry, odwrócił się i poszedł. Janek po raz pierwszy tego dnia próbował, ale nie miał szans. Kamil wrzucił 6tkę i po “bruku” szedł pod górę nie patrząc na nikogo.
Przed nami jak na dłoni był Kopieniec. Za nami Nosal. Deszcz przestawał padać, ale nie skończył. Chłopcy jakoś nie zrażeni tematem szli, a szlak był bardzo miły, choć z błotkiem.
Wynagradzał obecność na nim, widokiem Giewontu chociażby, który nagle jak piramida wynurzył się z chmur. Było wow!
I znów, niby łatwy szlak, niby świetnie utrzymany, niby piękne widoki…a człowiek był wykończony podejściem. Tak było na Nosalu, tak było i teraz pod Wielkim Kopieńcem.
Doszliśmy do Polany Pod Kopieńcem. I to był moment, gdy cuda były nad nami. Do tego momentu kaptury były w najwyższym stopniu w alercie bo coś z nieba spadało. Podeszliśmy pod szczyt i byliśmy zaskoczeni. Najpierw podejściem…u Jaśka było idziemy, bo on jest zawsze pierwszy pod górę. Potem błękitem nieba nad nami. Warto było w tym miejscu po prostu być w tym momencie!!!
Podejście jak pod Nosal tylko dla tych z kondycją ja jechałem jak parowóz pod górę, a chłopcy zgrabnie i szybko, czekali na nas na skałkach szczytowych oglądając zimową wersję, majowych Tatr ze Świnicą, Konszystą, Zawratem, Granatami…tak nam się wydawało. To była magia chmur, światła słońca i zimy w maju.
Tu poniżej nasza trasa z Nosala i Giewont w oddali
…a tutaj piramida Świnicy, “podświetlona”.
Długo nie dało się odpoczywać, gdyż z gór szły ciężkie chmury. Nawet Kamil był już gotowy do zejścia.
Schodząc znów widzieliśmy Giewont nad nami i to znaczyło, że mamy jeszcze chwilę do nadejścia deszczu, tak sobie to interpretowaliśmy. Chłopcy szybko i sprawnie w duecie schodzili do Olczyskiej Polany. Każdy był czymś zaintrygowany. Janek hałasem rzeki, Kamil hałasem śmigłowca, bo gdzieś przecież latał!!!
Nosal był w chmurach i baliśmy się deszczu, ale jakoś słońce szło za nami. Gdy podjechał Pan Leśniczy i spytał się czy może nam pomóc, z przykrością jednak odmówiliśmy, bo robiło się naprawdę fajnie i w końcu na błękitnym niebie Kamil wypatrzył biało czerwony helikopter TOPRu
Na końcu szlaku zaskoczyło nas miejsce o nazwie: Ośrodek Ochrony Czynnej Płazów i Gadów w Dolinie Olczyskiej. Mieliśmy jeszcze do przejścia kilka kilometrów, a pogoda zmieniała się, więc jednak nie odwiedziliśmy tego miejsca. Jednak wyglądało to tak fajnie, że na pewno tam wrócimy.
https://tpn.pl/poznaj/edukacja/osrodek-czynnej-ochrony-plazow-i-gadow
Ze względu na spodziewany deszcz, wybraliśmy wariant powrotu przez Zakopane. Wydawało nam się, że będzie to na wypadek deszczu najszybsza droga powrotu i mieliśmy rację. Ledwo doszliśmy do auta, ledwo usiedliśmy, a lunęło. Deszcz przywrócił nas do rzeczywistości po tak fajnym dniu pełnym przygód, świetnych gór i jeszcze lepszych widoków. Było super, a chcieliśmy skorzystać jeszcze z kolejnego dnia…tylko ten deszcz.
Jak zwykle świetne zdjęcia, świetny opis. Brawo Wy i brawo pogoda!