O Metodzie Krakowskiej
wrzesień 30, 2021 by Jarek
Kategoria: Podstawowe metody edukacyjne i terapeutyczne
Tak się stało, że nie mamy dostępu do Metody Krakowskiej, a przez lata Asia wspierała nas nią i byliśmy bardzo zadowoleni. Publikuję relację jednej z Mam, bo być może i Wy z jej sugestii skorzystacie.
O MK – od zapracowanych rodziców do zapracowanych rodziców
W ostatnim czasie metoda krakowska nie ma zbyt dobrej prasy wśród części rodziców dzieci z zespołem Downa. Ilekroć pojawia się tutaj wątek metody rozwijania mowy i umiejętności językowych, tam od razu dają o sobie znać różne uprzedzenia i nie zawsze uzasadnione wyobrażenia na temat uciążliwości i czasochłonności pracy wg “krakowskiej” oraz wpisanych w nią wyśrubowanych wymagań. Szkoda, ponieważ nie ma innej, lepszej metody, żeby nauczyć dziecka czytania ze zrozumieniem.
Jesteśmy rodzicami chłopca, który ma obecnie 2,5 roku, jego zasób leksykalny szacujemy na kilkaset słów. Konstruuje pierwsze zdania pojedyncze, czasami nawet rozwinięte, bardzo intensywnie nabywa nowe słowa poprzez powtarzanie. Jego rozwój mowy jest opóźniony, ale można się z nim dogadać. Od kilku miesięcy czyta globalnie i sylabowo, najpierw wielkim literami, a teraz już coraz lepiej idzie mu czytanie druku.
Chociaż nasze doświadczenia nie są uniwersalne, wydaje się nam, że część z nich można wykorzystać do odczarowania metody krakowskiej i uczynienia jej bardziej przystępną. Adresatami tego tekstu nie są rodzice, którzy stosują MK od wielu lat, ale raczej ci, którzy chcieliby spróbować, ale nie wiedzą jak zacząć, nie mają stałego dostępu do wykwalifikowanego terapeuty MK, boją się, że zajmie im to większość czasu, który mogą poświęcić dziecku. Mamy za sobą trzy fale pandemii i niezwykle trudne 18 miesięcy życiowej przeplatanki związanej z koniecznością utrzymania się na powierzchni w pracy zawodowej (oboje pracujemy), przenosinami do innego miasta, izolacją, kwarantanną itd., a mimo to jakoś udało się nam z naszym dzieckiem uskuteczniać założenia “krakowskiej”. Dlatego też postanowiliśmy podzielić się kilkoma spostrzeżeniami dotyczącymi tego, jak udało nam się przeżyć prowadząc terapię własnego dziecka tą metodą. To nie jest metoda krakowska “jak z żurnala”, tylko raczej lo-fi, chałupnicza i bez sentymentów, natomiast w naszym przekonaniu – bardzo skuteczna i pozwalająca iść do przodu i zdobywać kolejne przyczółki.
Jeśli spodziewasz się dziecka z zD:
• Zdobądź książkę Jagody Cieszyńskiej-Rożek pt. „Metoda Krakowska wobec zaburzeń rozwoju dzieci”. Na stronie x jest lista piosenek, musisz się ich nauczyć zanim dziecko przyjdzie na świat. Musisz też znaleźć figurki lub maskotki, które przedstawiają bohaterów tych piosenek. Posłużą do nauki „tego samego”. “Wio koniku, a jak się postarasz… Zobacz, to konik, ihaaa (ekscytacja na twarzy)”.
• Kup lub odkup programy słuchowe „Słucham i uczę się mówić”, możesz je puszczać nawet dziecku, które jeszcze się nie urodziło. Potem stosuj je od 5-6 miesiąca życia. Pamiętaj, że słuchanie na słuchawkach jest umiejętnością, która przychodzi z czasem. Zacznij od puszczania nagrań przez minutę, jeśli twoje dziecko jest starsze, a nie chce słuchać, zacznij od puszczania mu w słuchawkach ulubionej piosenki.
• Kiedy dowiedzieliśmy się, że nasz syn-Pulcyn będzie miał zD, poszłam na jednodniowe szkolenie organizowane przez Centrum Metody Krakowskiej nt. Zaburzeń komunikacji u dzieci z zD. To było dobre doświadczenie, ale równie dobrze możesz poszukać najbliższego terapeuty, który doradzi ci jak zacząć, albo możesz zapytać innego rodzica o podstawowe ćwiczenia dla dziecka ok. 6 miesiąca życia.
Jeśli masz bardzo małe dziecko:
• Zaczęliśmy naukę samogłosek bardzo wcześnie, najpierw prezentowaliśmy je białe na czarnym tle, ale hitem były samogłoski uszyte przez babcię z koca z sieciówki. Milutkie i puchate. Nauka czytania samogłosek jest bardzo ważna. Propozycje ćwiczeń opisane są na blogu juniora: https://juniora.pl/nauka-czytania-samogloski-inf-60.html…. Możecie też zajrzeć na blog Staszka-Fistaszka oraz na jego kanał na YT, gdzie nagrane są dziesiątki filmów z sesji terapeutycznych. Tutaj nauka czytania samogłosek: https://www.youtube.com/watch?v=tZgaPfFDyh4
• Dzięki terapeutce Justynie Z "Dorotkowa" od początku uczyliśmy Pulcyna podejmować wybory. Co chcesz robić: to czy to? To ważne, żeby w MK dawać dziecku opcje do wyboru (ćwiczenia lewopółkulowe można zrobić na czymkolwiek). Uczyliśmy go również zasady naprzemienności, która jest bardzo ważna w zabawie, w grach, w życiu. Opanował ją ostatecznie grając w rybki.
• Kiedy Pulcyn był mały wprowadziliśmy też na własną rękę trzy “innowacje”, które dobrze się nam sprawdziły.
Pierwszą z nich nazywaliśmy “rekonstrukcją”, polegała na odtwarzaniu scen z ulubionych książeczek za pomocą zabawek. Przykłady możecie zobaczyć na zdjęciach. Wydaje nam się, że dość wcześnie wypracowaliśmy wspólne pole uwagi, a Pulcyn zaczął rozumieć złożone znaki, jakimi są ilustrację książkowe i pokochał czytanie na zabój.
Drugą innowacją było wprowadzenie kart rysowanych przez tatę, które składały się z czarno-białego schematycznego rysunku oraz podpisu, wykorzystywaliśmy również znane karty z onomatopejami, które były porozkładane po całym domu i służyły nam do komunikacji. Teraz wiemy, że wprowadziliśmy mu po prostu czytanie globalne, choć wtedy wydawało mi się to dość śmiałym posunięciem. Pulcyn zaczął czytać globalnie onomatopeje i dopasowywać podpisy do obrazka kiedy miał około 14 miesięcy (potrafił je dopasować, choć dopiero zaczynał niektóre wokalizować). Wydaje nam się ważne, że wiele pierwszy słów, które wypowiedział, miały swoje źródło właśnie w tych kartach. Zaczął czytać zanim zaczął mówić. Potem tworzone przez nas karty były coraz bardziej skomplikowane, ponieważ wykorzystywały zdjęcia z internetu, podpisywane były nie tylko za pomocą jednego słowa, ale również całych zdań: pan myje podłogę, pani myje krzesło, tata myje samochód itd. Służyły też rozszerzaniu słownictwa i związane były z jego zainteresowaniami na danym etapie. Potem wyszły wydane przez trójmiejską Fundację “Ja Też” karty “Pierwsze słowa w życiu dziecka” i było to dla nas istne Eldorado, są bardzo dobrze wykonane i nie trzeba było ich robić samemu!
Trzecia “innowacja” dotyczyła naszych rysunków, na których wszystko, ale to wszystko podpisywaliśmy. Pierwszym słowem syna było “auto”, a pierwszym zdaniem “Auto jedzie drogą”, dlatego że ciągle domagał się rysowania aut.
Jeśli nie ma w twojej okolicy terapeuty MK:
Przez pierwsze 18 miesięcy nie mieliśmy terapeuty MK, raz na dwa, trzy miesiące zwykle przy okazji odwiedzin u kardiologa w Gdyni, konsultowaliśmy się przez godzinę z terapeutką z Fundacji “Ja Też”. Gdy nasz syn miał 1,5 roku pojechaliśmy na pierwszy turnus do Trójmiasta i dopiero po tym zdecydowaliśmy się na regularne zajęcia dwa razy w tygodniu. Zresztą bardzo szybko się to skończyło, bo zaczęliśmy w październiku, a już w marcu nastąpił lockdown, podczas którego nie mieliśmy żadnej terapii. Najpierw byliśmy tym bardzo wystraszeni, a potem, o dziwo, bardzo nam się to spodobało. Nasz syn nadal robił postępy, a my mieliśmy dla niego i siebie sporo czasu. Wtedy też wprowadziliśmy “MATRYCĘ”, czyli tabelę, w której zaznaczone były konkretne zadania (np. odsłuchy, paradygmat PA, paradygmat BA, ćwiczenia lewopółkulowe, sekwencje, grafomotoryka) i imiona osób, najpierw samych rodziców, potem również terpaeutów, a nawet niani. Jeśli komuś udało się coś zrobić danego dnia, odhaczał to w tabeli. Brzmi strasznie, ale pozwoliło nam to uniknąć paniki, że coś zaniedbujemy, a także “spalenia” niektórych zadań przez zbyt częste powtarzanie. Kiedy nasi terapeuci wrócili do prowadzenia zajęć, było to bardzo pomocne, ponieważ mogliśmy im dość dokładnie powiedzieć, na jakim etapie jest nasz syn. Prosiliśmy wszystkich o to, żeby zaznaczali wykonane z nim ćwiczenia, dzięki czemu przy okazji kolejnych przerw w terapii mogliśmy przejąć nad nią kontrolę.
Można sobie poradzić bez regularnych zajęć z terapeutą MK – ważne jest tylko, żeby raz na jakiś czas odwiedzić takiego, który wam powie, co robić dalej, żeby nie stać w miejscu.
Jeśli jesteś zapracowany i wydaje ci się, że nie masz na to wszystko czasu, albo twoje dziecko nie chce z tobą pracować.
• Wyspecjalizowaliśmy się też w konkretnych obszarach – ćwiczenia pamięci to tata, lewopółkulówki to mama, w rezultacie na “krakowską” nie potrzeba było długich godzin, wystarczała jedna godzina zegarowa.
• Jeśli możesz kupić lub odkupić jakaś pomoc z MK – zrób to. Jeśli możesz wykorzystać coś gotowego albo delikatnie to tylko przerobić – nie wahaj się! Nie marnuj życia przy laminarce, szukaj tanich zamienników dość drogich pomocy do MK, wykorzystuj to, co masz w domu.
• Nie bójcie się ciąć książeczek – z czarno-białych książeczek do stymulacji bobasa wyjdą równie dobre układanki dwuelementowe.
• Nie bójcie się przerabiać książek – naklejanie tekstu pisanego dużymi literami to bardzo ważny element nauki czytania sylabowego.
• Przede wszystkim zapomnijcie o laminarce, natomiast zainwestujcie w droższą drukarkę, która pozwoli ci drukować oszczędnie. Godziny, które na początku spędzaliśmy wpatrując się w wysuwające się z paszczy laminarki pomoce postanowiliśmy spożytkować jednak na różne formy regeneracji (lampka wina, serial, książka). Pozwala to podejść do pomocy jako do rzeczy ulotnych – obrazki spełniły swoją funkcję – to na makulaturę, zalały się wodą – trudno. Lepiej wydrukować coś częściej, bo te najskuteczniejsze pomoce, związane są z zainteresowaniami dziecka.
• Dziennik wydarzeń to nie księga ze złoceniami i okuciami, tylko narzędzie pracy z dzieckiem i budowania pomostu komunikacyjnego – jak odpuścicie na froncie doskonałości, to łatwiej wam będzie powalczyć o systematyczność. Skończył się tusz albo papier i nie macie jak wydrukować zdjęć? Narysujcie! Nie umiecie rysować? Tym lepiej! Nie możecie znaleźć Idealnego Notatnika? Trudno, ten brulion w nijakiej okładce też może być. Jak już zaczniecie, to nawet nie zauważycie, jak zaczniecie numerować tomy.
• Porzućcie myślenie o krakowskiej jako o jakiejś dziwnej i strasznej zarazem formie pruskiego drylu wojskowego, pomyślcie jak uczynić z niej zabawę, co sprawi, że nie będziecie jej postrzegać jako straty czasu. U nas sprawdziło się na przykład wplatanie sekwencji ruchowych w praktykowanie kociej muzyki na zestawie instrumentów, łączenie myślenia sekwencyjnego w zabawy typu “wydajemy wielką kolację dla pluszaków” (daj lali ananasa i rybę), ćwiczenie relacji przestrzennych i przyimków na mebelkach z domu dla lalek. Wielki przełom w czytaniu Pulcyna nastąpił gdy zrozumieliśmy, że czarno-białe kartoniki nie są jedynymi nośnikami sylab – właściwie to wszystko może być sylabami. Imiona dinozaurów (a teraz KA idzie do KE), etykiety poprzyklejane na drewnianych lub plastikowych owocach (daj jabłko MU i gruszkę MI), na wagonach kolejki etc. Zresztą czarno-białe kartoniki z sylabami były u nas wożone przez wywrotkę czy zbierane z podłogi przez spychacz. Ćwiczenia pamięci polegające na chowaniu przedmiotów pod trzema kubkami, zaczęliśmy nazywać hazardem i nadawać im odpowiednią oprawę. Nie ograniczajcie się!
• Czytajcie razem, ile tylko się da, nawet jeśli to będzie siedemdziesiąty raz ta sama książka – to wraca.
• Mówcie do swojego dziecka dużo, prosto i wyraźnie.
• Na końcu rada najważniejsza: wprowadźcie dziecku Bola, czyli misia, małpę albo lalę, która bierze udział w nauce, ciągle czegoś nie wie i się myli, żeby wasze dziecko nie musiało i miało same sukcesy.
Moje zdanie: MK jest zbiorem różnych technik wspierających dziecko z ZD bardzo dobrze, a nie znam lepszej po polsku. Każda innowacja, która ją poprawi i pozwoli na większe sukcesy powinna być analizowana i być może wdrażana. Trzeba być otwarty na wszystko i patrzeć…chociażby na metody angielskie z Down Syndrome Education realizowane w Ja też! w Gdańsku.