Orlica 2, Zielony Garb.
grudzień 18, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Zaczynamy zdobywanie Tysięczników Ziemi Kłodzkiej i kontynuujemy drugą turę Korony, stąd 2 przy Orlicy . Ma być trudniej, ale i ciekawiej…no właśnie: jak dużo ciekawiej jest w zimie zdobywać góry? Do tej pory zdobyliśmy Śnieżkę, Śnieżnik, Wielką Sowę w śniegowych warunkach. Teraz silniejsi zmierzymy się z Orlicą i Zielonym Garbem. Ten pierwszy do Korony, ten drugi i ten pierwszy do Tysięczników.
Orlica jest bardzo łatwym szczytem do zdobycia. Od Zieleńca z polskiej strony, to spacerek w tą i z powrotem. Można to zrobić w połączeniu z Velká Deštná i wtedy mamy maraton. My tym razem postanowiliśmy wejść od strony czeskiej niebieskim szlakiem, od wioski Sedloňov w pełni zimy z mrozem, którego do tej pory nie doświadczyliśmy i ma być trudniej!
http://www.zespoldowna.info/velk-detn-orlica-czyli-maraton-przez-gory-orlickie.html
Miało być nawet słonecznie, a podjechaliśmy z zadymką i widokiem Orlicy nie za bardzo pozytywnie pogodowo.
Było –6C, co gwarantowało, że ta zadymka to kaprys pogody. Janek w nowej kurtce od Salomona, w nowych spodniach…jak tylko ubrałem mu raczki…poszedł, nie czekał.
Kamil, gdy mu ubrałem raczki też uciekł za Jaśkiem. Goniliśmy ich z Asią ponad 1,5 km aż do linii lasu, gdzie było rozejście się dróg i o dziwo to Janek zatrzymał się i kazał Kamilowi czekać. “Świeżego” śniegu było około 15 cm, co powodowało że zejście z szlaku zrobionego przez traktor, było ciężkim doświadczeniem nawet w raczkach.
Panie Robercie, kurtka którą Pan dobrał Jaśkowi jest znakomita, jemu się spodobała…ale tylko na czerwonej stronie .
Tu widać Jaśka w całym nowym zestawie, ale i tak najważniejsze były raczki, żółte i pozwalające na śmiganie, że ahhh!…a zima stawała się lepsza i lepsza. Choinki piękne skąpane śniegiem i mrozem, trzeba było to zobaczyć…tylko zapowiadanego słońca jak nie było, tak nie było.
Nie było to jednak istotne, gdyż nie było wiatru i wilgoci. No właśnie, pamiętam że Orlica obok Jagodnej tej z Gór Bystrzyckich była najtrudniejsza dla nas do zdobycia ze względu na wilgoć. Co się przymierzyliśmy, to padał deszcz, były chmury i było trudno. Zima na to wygląda, to najlepsza pora na wędrówkę po tych górach. Na ten moment byliśmy jedyni i nie było śladu innych stóp ludzkich niż nasze. Janek po prostu odszedł, a Kamil za nim…my jak zwykle z Asią na końcu. Dlaczego mnie to nie dziwi?
Tempo podejścia nie było znaczące, ale spodziewaliśmy się tego po śniegu, pomimo zaledwie 400 metrowej różnicy wzniesień. Doszliśmy do skrzyżowania Černý kříž i tam mała niespodzianka: zielony szlak zamieniony w nartostradę dla biegaczy. Janek próbował nas przekonać, że powinniśmy zmienić trasę, że to nie to…ale nie miał wyjścia, poszliśmy zielonym uważając na biegaczy!
Janka przekonały też bunkry, które na tym szlaku okazały się występować w bardzo okazałej ilości.
…a zima była co raz to piękniejsza…tylko trzeba było uważać na biegaczy, którzy szusowali obok w obu kierunkach.
Schodząc z zielonego na czerwony na Polomské sedlo, który miał być tylko dla turystyki pieszej…nie pozbyliśmy się narciarzy. Na to wygląda, że Orlica latem to raj dla rowerów, a zimą dla narciarzy i trzeba wziąć to pod uwagę.
Przejście na Orlicę, po czesku na Vrchmezí, odbyło się szybko i bez problemów, bo drugie śniadanie. Janek pamiętał wiatę turystyczną pod Orlicą i to była motywacja…a gdy doszliśmy to się okazało, że długopis działa i można było się wpisać do zeszytu. To była nagroda!!!
Od tego miejsca było już tylko kilka kroków do pierwszego naszego celu: Orlicy o wysokości 1 084 m npm.
Nie było to łatwe zwarzywszy na ilość śniegu, ale zdobyliśmy ją w zimie
Postument jaki widzicie z tyłu jest ciekawym bardzo miejscem. Po pierwsze jest śladem, że tam kiedyś było schronisko widoczne na zdjęciu powyżej. Po drugie, tutaj dotarli prezydent USA, cesarz i Fryderyk Chopin. Fajnie jest zrobiony, wiec warto obejść go dookoła!
Przed nami była najtrudniejsza część wędrówki. Zdobycie, a raczej znalezienie góry należącej do Tysięczników Ziemi Kłodzkiej: Zielonego Garbu o wysokości 1 026 m npm.
Musieliśmy najpierw zejść z Orlicy na drogę graniczną, którą nie prowadzi, żaden szlak. Nie było to łatwe, by znaleźć to zejście i przejść przez śnieg…ale się udało.
Potem okazało się, że zapadaliśmy się w śniegu, a pogoda była gorsza a nie lepsza, jak miało to być. Szliśmy w chmurze i dla Jaśka nie było to miłe. Na szczęście, ktoś przed nami na nartach przejechał tą trasę.
Ja musiałem iść pierwszy, bo jak ktoś miał się zapadać w śniegu to miałem to być ja, jako najcięższy.
W końcu dotarliśmy i tuż pod wyniesieniem po polskiej stronie znaleźliśmy tabliczkę.
Drugi cel zaliczony…no i trzeba było to gdzieś potwierdzić w 10 książeczkach! Skierowaliśmy się na Šerlišský Mlýn. Na początek trzeba było “przeskoczyć” na czerwony szlak, który był jakieś 10 metrów od ścieżki granicznej w miejscu, gdzie po stronie czeskiej zaczynał się rezerwat.
Musieliśmy zatem przejść kawałek drogą graniczną, a potem na skróty.
Kamil swoimi długim nogami, za mną bez problemów. Janek jak wpadł w śnieg to od razu po pas.
…ale przeszliśmy i znów zaczęliśmy “walkę” z “biegaczami”. My byliśmy jedyni chodzący, a oni z góry i na dół w ilościach dużych.
Zaraz za łąką-rezerwatem weszliśmy na zielony szlak i tam już było lepiej…a to strumyk, a to lód, a to ptak i tak schodziliśmy w dół goniąc Kamila. Od tego momentu, Kamil był liderem i tylko on był z przodu. I jak to on, podszedł czekał, jak już myśleliśmy, że go doszliśmy ruszał do przodu.
Šerlišský Mlýn to bardzo specyficzne miejsce. Głęboka kotlina otoczona szczytami o wysokości ponad 1 000 metów jest idealnym miejscem do uprawiania narciarstwa. Dwa hoteliki, gdzie mogliśmy zrobić sobie pieczątkę, także w nowych książeczkach. No i wyobraźcie sobie sytuację, gdy pytam się o pieczątki. Pani z miłym uśmiechem daje mi (rodzina czekała na zewnątrz by nie zdejmować raczków) specjalną pieczątkę. Ja wyciągam 10 i biję! Gdyby jeszcze trzeba było po jednej, ale w Tysięcznikach po dwie…mina była bezcenna Pani, a w domu moja jeszcze bardziej, gdyż okazało się, że nie podbiłem Zielonego Garbu sobie i Kamilowi…ale 10 to za dużo dla jednej osoby
Po pieczątkach okazało się, że trzeba niebieskim szlakiem, wejść na górę Kamenny vrch o wysokości 1 037 m npm…po śniegu.
Nie było to takie proste. Żałowałem, że nie wziąłem moich kijków, bo holowanie Jaśka byłoby wtedy łatwiejsze. On miał wyraźny kryzys…ale nie tylko on.
Tylko Kamil wciąż był to z przodu, to czekał na nas, to znów uciekał do przodu.
Jakoś weszliśmy do góry i tam na nas “czekał” Černý kříž czyli nasze pierwsze tego dnia skrzyżowanie szlaków. Nagle pojawił się realny motywator w postaci obiadu …i znów wszystko wróciło do normy. Janek schodził i kierował, że w prawo, w dół…że lód, że już domy…no i że piękne choinki, jak znalazł z tym śniegiem do domu!
Przeszliśmy 14,9 km w czasie 5:05 h. To nie było łatwe i tutaj się powtarzam. Śnieg zrobił swoje…ale my go chcieliśmy.
Zdobyliśmy nasze cel, spalając olbrzymią dawkę energii. Ja po raz pierwszy w tym roku poczułem się mocno zmęczony, Asia też…a chłopcy po tym jak w naszej ulubionym miejscu w Dusznikach zjedliśmy obiad, przestali wykazywać zmęczenie. …i to był dobry dzień, a czekają nas kolejne, tylko może krótsze