Ostoja, Raróg, Kamyki od Czarnocha i Bukowej Góry
grudzień 19, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Po zaskakujących doświadczeniach z Muflonową Percią, postanowiliśmy wykorzystać zimę i trafić tam, gdzie jakoś do tej pory ciężko było trafić, bo było za blisko, bo nie prowadził żaden szlak…i nie wiedzieliśmy, że tam jest tak fajnie…a wciąż wydaje mi się, że Góry Suche przeszliśmy wzdłuż i wszerz.
https://www.zespoldowna.info/muflonowa-perc-gomolnik-maly-rogowiec-jeleniec.html
Tak wygląda Ostoja, na którą patrzymy i patrzymy, zawsze jak jesteśmy w Górach Suchych po tej ich stronie, a jakoś nie było imperatywu by pójść. By nie było za łatwo (tak myślałem), postanowiliśmy zaatakować grań od Czarnocha po Bukową Górę, gdyż od tamtej strony po prostu nie szliśmy.
https://www.zespoldowna.info/czarnoch-czerwona-gora.html
Miałem jeszcze w głowie to zdjęcie i ono mnie motywowało do tego przejścia.
Zatrzymaliśmy się w Złotych Wodach na parkingu. Zaczęło się dość niespodziewanie. Wyłożyłem buty z auta i poprosiłem Kamila by ubrał. Zacząłem ubierać “swoje”, bo Kamil już miał na nogach i się zdziwiłem: straszne kajaki! Patrzę, a Kamil w moich i nawet nie wspomina, że go cisną! Byśmy na pewno pocisnęli: on w za małych, ja w za dużych
Szybki powrót butów na właściwe nogi i byliśmy gotowi do startu. Jeszcze jedno wyjaśnienie: Kamil dostał szansę bycia tylko ze mną i od początku był z tego powodu szczęśliwy. “Nadawał!” bez chwili odpoczynku.
Tak sobie przy tym myślałem: “Dzisiaj we dwoje, to może go zdołam “utrzymać”, jak będzie zasuwał do góry” Nic bardziej mylnego. Kamil po prostu zaczął iść, a ja się oddalałem od niego, dziwne nieprawdaż? To zaczyna być jednoznacznym dogmatem. Goniłem go, goniłem, a on szedł i był coraz dalej.
Zasze marzyłem by być pierwszy na szlaku. Trochę się z tego wyleczyłem, po naszym wejściu zimowym na Kowadło, ale tutaj byliśmy ewidentnie pierwsi. Inaczej, Kamil był pierwszy a ja za nim. Jak zwykle czekał na mnie na każdym skrzyżowaniu szlaków, jak na tym pod Górą Źródlaną…a zima była piękna, śniegu dużo, –5C i brak wiatru. Wymarzona pogoda na wyprawę!
Na Czarnocha weszliśmy: Kamil pierwszy, a ja za nim. Ja już byłem wykończony byciem drugim w tym śniegu, a Kamil…cóż jeszcze nie pokazał, że mamy wracać. Doszliśmy do zielonego szlaku i było po prostu pięknie, typowo dla Gór Suchych. My pierwsi w dół i pierwsi do góry. Kamil dał mi fory i wyraźnie zwolnił, więc “nadawał”. Jak odjeżdżał ojcu, to co pewien czas sam się zatrzymywał, co mnie kompletnie zaskakiwało.
W końcu zatrzymał się na Janovickach. Zobaczył szałas i było krótkie: “Herbata”. To jest nie do opowiedzenia: śnieg, herbata, pusto, las i cisza. Tak cisza. Delektowaliśmy się ciszą, dla mnie niesamowite, że góry mają ciszę. Nie chciało się ruszać. W końcu poszliśmy dalej zielonym w kierunku Kopinca i Bukowej Góry. Dla Kamila była to jazda bez trzymanki, bo trzeba było stale się schylać i po każdym takim “ćwiczeniu” wyglądał jak bałwan…ale szedł.
Śniegu było już całkiem fajnie. Nogi trzeba było mocno podnosić do góry. Mnie to już wykończyło i miałem cichą nadzieję, na przerwę na tabliczkę na Kopincu…ale tam tego nie było. Zatem była przerwa na zdjęcie.
…a potem Kamil wyrwał i nie czekał, bo widać było już Bukową Górę. “Wyplułem” ostatnie siły by podejść pod nią, a Kamil nawet nie zatrzymał się. Byłem mocno zdziwiony, gdy syn nagle sam skręcił i to w zupełne odludzie…na odludziu. On wiedział, że to droga ku naszym celom!
To było już ciężkie podejście, ze względu na ilość śniegu. Kamil pokazał, że chyba już chce wracać…ale pokazałem mu zdjęcie tabliczki na Rarogu i mieliśmy jej szukać…no i krążyliśmy i szukaliśmy po szczycie…a tabliczki jak nie było, tak nie było!
Miała być piękna polana…a tutaj śniegu tyle że ani polanki, ani tabliczki ani możliwości przejścia. Trzeba było zmienić kierunek naszych poszukiwań i iść na Ostoję…znów pierwsi.Trzeba będzie wrócić tutaj na wiosnę, jak nic.
Sceneria nam się kompletnie zmieniła.Weszliśmy do lasu świerkowego, gdzie nawet drogi leśne znaleźliśmy. Było to łatwe. Ostoja okazała się być przyjemna w podejściu i tam znaleźliśmy tabliczkę!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ostoja_(g%C3%B3ra)
Ja miałem dość już śniegu. Zapytałem Kamila o odpoczynek, ten się tylko wkurzył. Zatem w dół na Kamyki, jezioro zalewowe po byłym kamieniołomie melafiru. O dziwo nigdy tam nie byliśmy. Było to mocno improwizowane i szybko się zdziwiliśmy, że z Ostoi można nawet spaść, bo stromizna była niezła.
Po raz pierwszy to ja szedłem pierwszy, tego dnia. Zejście Kamila wykończyło. Zdecydowanie chciał w dół i tak na skróty weszliśmy na punkt widokowy nad Kamykami…było wow i te jęzory lodowe i te ściany skalne na zboczach Raroga robiły wrażenie. To musi robić wrażenie w lutym i w lecie. Zobaczyliśmy ławki na końcu jeziora, zatem powstał plan by dojść na dół i tam odpocząć. Kamil potwierdził.
Było odpoczywanie i spotykanie. Pozdrawiam miłą Panią z Rodziną, która chętnie z nami porozmawiała.
Jak przyszliśmy byliśmy jedyni, potem przyjechali “morsi”, “saneczkarze”, więc my na szlak. Nie odważyliśmy się powrotu na górę na zielony szlak, bo ja bym nie dał już rady. Wybraliśmy pola i rowerowy szlak do Głuszycy Górnej, bo wydawało nam się, że to będzie na skróty. Było, ale wiaterek, zimno dokuczały jak diabli, w górach było zdecydowanie lepiej. Mogliśmy tylko podziwiać Włodzicką Górę daleko na horyzoncie i naszą Górę Źródlaną, przez którą musieliśmy jeszcze przejść.
Ten wariant Kamilowi wyraźnie “leżał”. Choć śniegu było tutaj zdecydowanie więcej, ba nawet były zaspy, to szedł wspaniale. Pozostało mi jedynie “trafiać” w jego ślady, by było łatwiej. Potem szybko przeszliśmy przez Głuszycę Górną i nie było innego wyjścia jak wejść na Górę Źródlaną…bo jest jak jedno wielkie źródło z tymi wszystkimi ujęciami wody.
Weszliśmy w “kanion” i Kamil odżył po raz kolejny. Śmigał do góry, zatrzymywał się tylko wtedy, gdy miał wątpliwości w którym kierunku pójść. Ja już nie mogłem. Podziwiałem go, że idzie, że nie marudzi, że nawet nie pyta się o nic, tylko idzie, a ja na tą górę już nie mogłem, choć to tylko 699 m npm.
Doszliśmy. Ja padnięty, Kamil nie wyglądał na wykończonego.
Postanowiłem, że zrobimy kolejny skrót by było szybciej i łatwiej…nie było. Kamil zdecydowanie miał już dość, ja także. Zejście z Góry Źródlanej przez śniegi było wykańczające. Kamil jednoznacznie: “Samochód” i “Obiad”…ja tylko mogłem się do tego przyłączyć. Tak wykończający jest zimowy treking.
Z dużą przyjemnością trafiliśmy na obiad pod Ostoję. Kamil patrzył na nią i jednoznacznie stwierdzał:”Góra nie!”. Dla mnie oznaczało to, że jest zmęczony tak samo jak ja, a wyprawa nam się udała. Po raz kolejny nie to co wysokie, ale to co jest zaskakujące, nieznane zauroczyło nas. Najważniejsze jednak było to, że przez cały dzień mógł do mnie mówić i nie konkurował z “Dominantem”.
Wyprawa nam się udała, na pewno łatwiejsza latem, zimą ciut trudniej, ale polecam.