Pierwsza, rodzinna, zimowa wyprawa na Śnieżnik.
grudzień 4, 2017 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Wejście na Śnieżnik to jest to co lubię. Jest to długie, stale pod górę podejście, które nie jest proste, gdy nie jest się przygotowanym….my postanowiliśmy wejść w śniegu na sam szczyt
Jesień, bo ciągle mamy jesień, jest trudną porą roku do chodzenia po górach, jak nie deszcz, to śnieg, jak nie śnieg to mróz, jak nie mróz to śnieg z deszczem i błoto Przygotowujemy się powoli do wejścia zimą na Śnieżkę. Może podczas tej zimy się uda.
http://www.zespoldowna.info/janek-zdobywca-snieznika.html
Śnieżnik (1 425 m npm) jest świetnym przetarciem przed tą wyprawą. Jest bliżej nas, ale warunki często ma bardziej ekstremalne niż Śnieżka (1 602 m npm). Należy do Korony Sudetów, którą już Janek zdobył. Oba są też na podium najwybitniejszych szczytów Polski, czyli to nie przelewki w bezpośrednim ataku na szczyt.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_najwybitniejszych_szczyt%C3%B3w_Polski
Spodziewaliśmy się śniegu…dużej ilości ŚNIEGU, choć u nas nie było go wcale. Prognoza pogody sprawdzana wielokrotnie sugerowała, że albo teraz albo …. dopiero jak zwieje śnieg z gór, gdyż od poniedziałku ma tam sypać!
Zapakowaliśmy to co najważniejsze: ubrania…tonę, kijki i przede wszystkim RACZKI, RACZKI, RACZKI dla wszystkich. Janek zastanawiał się, po co to, nie chciał za bardzo na nie patrzeć…ale niech będzie.
Od początku ucieczki do przodu nie było…chyba że ode mnie…bo było bardzo ślisko, więc kijki ojca się przydały. Start z parkingu w Kletnie, nie był łatwy, dojście do Jaskini Niedźwiedziej wyzywające ze względu na … lód. Chłopcy grzecznie zatem poczekali na to co ojciec im przygotował i było wow, gdy ubrał!
…a potem co niektórzy tak zaufali swoim raczkom, że na tym drugim zdjęciu już ich prawie nie było widać…”Śmigaczewski” po prostu! RACZKI DODAŁY SKRZYDEŁ I NIE DAWAŁO SIĘ GO DOJŚĆ! Kamil ruszył ze wsparciem, ale potem był problem jak ich dwóch dojść! Natura pomogła, gdyż pojawił się problem: jak przejść przez strumyk w raczkach?
…a potem znów krótka ucieczka, by “wyładować” ostatecznie bateryjki, przy pierwszym poważnym podejściu…i “Ja wracam do auta”. Proste prawda? Przydały się zatem kijki ojca, który wciągał pod najgorsze podejście, marudzącego, nie przypominającego “Śmigacza”z dołu, Jaśka.
…ale weszliśmy na górę…i bateryjki odzyskały sprawność. Mama została daleko z tyłu, lód nie był straszny, ani mróz jakieś
-8C.
Powyżej 1 000 metrów npm było już wszędzie biało, nawet drzewa. O dziwo jednak zamiast słońca na górze było całkiem sporo chmur…ale szliśmy do schroniska na Hali Pod Śnieżnikiem, do którego doszliśmy po prawie 3h wchodzenia, co było zdecydowanie dłużej niż w lecie.
Schronisko jest zlokalizowane na wysokości 1 218 m npm i jest 207 metrów poniżej szczytu głównego. My bez przystanku w schronisku zdecydowaliśmy się na kontynuowanie wejścia, póki pogoda nas wspierała…a droga na Śnieżnik wyglądała zachęcająco. Chłopcy gotowi do walki wyruszyli pierwsi bez pytania nawet.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Schronisko_PTTK_%E2%80%9ENa_%C5%9Anie%C5%BCniku%E2%80%9D
Jednak po kilku krokach popatrzyliśmy w dół i widok tych chmur kazał nam sprawdzić prognozę pogody. “Śnieg na Śnieżniku i ma schodzić w dół”…i to po raz 4 rodzinne wejście na Śnieżnik nam się nie udaje. Jak nie burza 2 razy, to znów inna pogoda
Postanowiliśmy wracać. Chłopakom, a szczególnie temu “małemu” nie trzeba było tłumaczyć. Zejście zrobiliśmy w rekordowym dla nas czasie 48 minut…nawet w lecie nie udało nam się tak szybko zejść…na pewno dzięki RACZKOM!
Kto znajdzie Jaśka na tym zdjęciu…możecie mieć problem, bo tak wyrwał do przodu!
Dopiero przy samym zejściu w dół udało się go przechwycić….a potem przy strumyku i lodzie.
Ja sobie mówiłem, że to przez raczki, raczki Jasiek tak biegnie do przodu. Ze mnie spływał pot a go stale i wciąż nie było.
…aż w końcu się zatrzymał, który pod górę był ciągnięty….i oczywiście wszystko przez raczki, bo raczki.
W ten sposób nie dziwi mnie rodzinny rekord świata, jaki zrobiliśmy schodząc w dół na dystansie 4,6 km….gdyż całość “wyszła “ 9,2 km.
…a na koniec ściągnęliśmy raczki i potraktowano mnie jak kłusownika z wnykami….i tak w zimie chodzi się po górach.