Po dolinach.
listopad 20, 2017 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Po wyprawach prze góry, jak co roku wybieramy jeden dzień na przejście po dolinach i planinach. Są one wbrew pozorom wymagające jak wysokie góry, piękne i wyczerpujące.
My postanowiliśmy zrobić “koło” u podnóży naszych wielkich gór, gdzie jeszcze nie byliśmy wcześniej. Prosicie bym podawał plan trasy na początek, bo to robi odpowiednie wrażenie, więc tym razem pamiętam i oto nasza trasa:
5:49h spaceru, 15,7 km długości, 148 pięter do góry! Oto profil tej wbrew pozorom niełatwej trasy:
Chłopcy wystartowali tak, że nawet nasze wołanie, a w górach się przecież nie krzyczy!, nie były w stanie ich wyhamować.
Na pierwszym etapie, “kierownik” Jasiek znaną mu choć bardzo wymagającą drogą pod górę, szedł pierwszy aż do Planiny pri jezeru. Tam zamiast zjeść pierwsze śniadanie były cielaczki. Tak jakby czekały na Jaśka…i Jasiek postanowi zaprzyjaźnić się z jednym
Dla mieszczucha to było większe wyzwanie niż dla cielaka. Z Planiny Pri jezeru poszliśmy prosto na jej drugi koniec kierując się do kolejnej o nazwie Planina Dedno polje. I znów było podejście, które z pozoru łatwe, wyciskało z nas poty. Na zdjęciu poniżej te “siodło” to był nasz kierunek. Nad nami dominowały góry na poziomie 1800 metrów powodując, że czuliśmy się jak w kanionach.
Na tym etapie Kamil “biegł” pierwszy. Ta swoboda wyraźnie mu odpowiadała, a Jasiek zaakceptował to, że szedł kolejny. Kamil zatrzymywał się jedynie na “skrzyżowaniach szlaków” czekając na nas outsiedrów
Nasza kolejna planina zaskoczyła nas. Wydawało nam się, że będzie tam tłum ludzi i jeszcze więcej krów…a tutaj cisza i kilka domków i brak ludzi.
Chłopacy nawet się nie zatrzymywali i znów musieliśmy ich dyscyplinować. W każdej takiej sytuacji powtarzałem sobie, że to ostatni raz, gdy niosę ja i żona, ciężki plecak z napojami i bluzami na KAŻDĄ POGODĘ!…a oni śmigają! Wydaje się, że z poziomu około 1 110 m na 1 560 m nie jest trudno, ale uwierzcie, że ich tempo było istotnie duże w stosunku do naszych możliwości.
Do kolejnej ostatniej Planiny Ovcarija było już ciężko, gdyż trzeba było znów podchodzić na 1 700 m…ale widoki i spokój gór to było to co może spotkać człowieka najlepszego. Wejście na grań doliny, zachłyśnięcie się widokami gór…mi dało chwile oddechu…Ci “mali” tylko na to czekali i w dół!
Zjedliśmy tam drugie śniadanie, odpoczęliśmy w pięknym słońcu i postanowiliśmy wracać inną kompletnie drogą poprzez góry.
I czekała nas tam niespodzianka. Kilkadziesiąt małych dolinek, ślady wypasania owiec i krów, domki. Janek zainteresował się architekturą i analizował co/kto w poszczególnych domach mieszka.
Drogę wybraliśmy znakomitą. Zejścia, wejścia, dolinki, przeskoki, kamienie to jest coś co chłopcy lubią najbardziej. Jasiek nawet skakał w powietrzu z kamieni na kamień co udało mi się uchwycić…a potem zastanawiałem się, czy nie powinien go wtedy zabezpieczać…ale było już za późno.
Zejście z gór i szlaków po nich był męczący. Powrót nie był zatem łatwy, ale wciąż pamiętaliśmy kilometry jakie zrobiliśmy na triglawskich jeziorach…i to był kolejny dzień odpoczynku dla nas.
http://www.zespoldowna.info/najtrudniejsze-wejscie-komarcai-nic-tam-15-km-10-godzin-w-gorach.html