Pradziad po raz 2 do Korony Sudetów.
listopad 17, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Wyprawa z Mikołajem i jego Rodziną już raz nam się udała. Umówiliśmy się zatem na pożegnanie jesieni, razem do Jesionika by zdobyć Pradziada, nasz ostatni szczyt do Korony Sudetów po raz 2.
https://www.zespoldowna.info/na-klin-razem-z-mikim-i-jego-psem.html
Jak zwykle wygraliśmy na loterii: pogoda wspaniała, nic tylko iść w góry, tylko trzeba było tam dojechać. No właśnie, trochę trzeba było się zmęczyć, by w ogóle dojechać do Karlovej Studanki. Skutki powodzi także po czeskiej stronie wciąż są widoczne, tym bardziej że okolice Pradziada i Wysoki Jesionik były centrum opadów. Gdy w końcu dojechaliśmy to okazało się, że tercet: Janek, Mikołaj i Pańcia będą dzisiaj motorem napędowym całej wycieczki. Od początku chłopcy się doskonale rozumieli i żartowali. Gonili do przodu, że aż miło. Przepraszam: Pańcia nadawała tempo, z którym chłopcy musieli się zmierzyć!
Planowaliśmy wejście na Pradziada od wiosny. Mieliśmy przejść żółtym szlakiem korytem Białej Opawy. Po powodzi/opadach szlak ten został zamknięty. Musieliśmy skorzystać z niebieskiego szlaku trawersującego Ostry Wierch. Dla Pańci był to szlak jak znalazł. Dla chłopców jeszcze lepszy. Pańcia idealnie nimi sterowała, a Janek, który trzymał smycz kurczowo, podążał za nią jak natchniony, ciągle coś gadając z Mikim.
Przeszkody terenowe, trudności techniczne, tylko napędzały ekipę. Kamil w tym wszystkim też się odnalazł…był prawie stale z przodu i jak zwykle czekał na nas. Wtedy “atakował” słowami i planami, czyli co on chce mieć zaplanowane i znów znikał. Jemu Pańcia trochę przeszkadzała, bo była wszędzie, a on nie umiał sobie poradzić z tym faktem.
Do schroniska było górsko…potem asfalcik. Akurat w tym przypadku nie był to zły wariant. Mogliśmy iść wszyscy razem, a Pańcia miała w swoim zasięgu znacznie więcej, niż na szlaku. Janek stale za nią, stale na jej smyczy :), w takim tempie jaki ona dyktowała, a nie było to wolne człapanie jakie Janek zwykł stosować na podejściu.
Już wchodziliśmy na szczyt, gdy chmury z daleka i wiatr, który szedł z nimi, potwierdzały, że coś za chwilę się skończy…ale chłopcy szli uśmiechnięci, gadający do przodu i to było najważniejsze.
Zdjęcie pod Pradziadem i szybko do środka. Wiatr już hulał i to nieźle, a chmury tworzyły już spektakl na niebie. “Poduszeczka” z “kołderką” to były najlepsze skojarzenia. Kończyła się ewidentnie jesień.
Zejście z Pradziada było piorunujące. Na początku trudno było iść, gdyż tak silny wiatr nas niemalże wyhamowywał. Potem Pańcia narzuciła tempo i my za nią, chyba bała się, że ją wywieje, stąd nie dała szans. Pradziad powoli chował się w chmurach. Nasz las też, ale już nie wiało.
Zejście od Barbórki, schroniska było bardzo sprawne. Zachodziło już słońce, to raz. Dwa: “Będzie obiad?” i to z każdej strony. To były tak silne nakazy, że nie było ściemy i gnaliśmy w dół. Pańcia została wzięta na ręce na trudniejszych przeszkodach dla niej, a Janek dalej za nią, na smyczy. To było zejście błyskawiczne! Tak mu się to podobało!
Chłopcy dalej z sobą ciągle gadali, przekomarzali się. Fajnie to wyglądało, że się rozumieją i im się to podoba, że są razem. Pańcia ich łączyła i dawała motywację. Nie było marudzenia!
Zeszliśmy w ostatnim momencie. Dochodząc do parkingu, robiliśmy to już w ciemnościach, czyli plan był tak dobrze skrojony na nasza wspólną wycieczkę, że wykorzystaliśmy ten wspaniały dzień na maksa!
Pradziad został zdobyty, ale i Korona Sudetów po raz drugi też :) Żegnaliśmy jesień, czując chłód zimy i to mocny. Stawy już zamarznięte, lód i szron na szlaku. Przychodzi czas na odpoczynek.