Predni Žalý,Kumburk, Zvičina, Grodna
listopad 5, 2018 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
Gdyby nie konieczność precyzyjnego tytułu, to ten wpis zaczął bym zdecydowanie inaczej typu: Włóczykij najlepszy na jesień, Mała Góra duży wysiłek, Najlepsze są Zamki z Pogórza albo: jak myślisz, że małe góry nie zaskoczą Cię to się mylisz!
Do zdobycia Włóczykija brakuje nam już niewiele i wciąż nas zaskakuje. Nie ma wśród tego zestawu gór dwóch takich samych…wciąż jest w nich coś innego. Jednych może to nudzić, innych zniechęcać bo są małe, dla mnie to NAJLEPSZE GÓRY NA START … i JESIEŃ.
Naszym celem tego dnia, były ostatnie szczyty, jakich nie odwiedziliśmy z rejonu Karkonoszy i jego pogórza w Czechach i Polsce. Pierwszy cel to Predni Žalý o wysokości 1 018 m n.p.m, który jest za mały by zrobić z niego całodzienną wycieczkę obok Szpindlerowego Młyna , z drugiej strony jest to wybitny szczyt dominujący nad okolicą i warty odwiedzenia, bo jest najbardziej znanym szczytem po czeskiej stronie Karkonoszy w tym regionie…ale zanim dojechaliśmy pod szczyt, przeżyliśmy mały szok. Na Przełęczy Okraj pojawił się śnieg i temperatura była bliska zeru…
http://naszesudety.pl/predni-zaly,471.html
Zaczęliśmy nasze zdobywanie żółtym szlakiem z przystanku autobusowego o nazwie Křížovky. Temperatura 5C, słońce, idealne warunki do chodzenia po górach. Szlak prowadzi w pierwszej swojej części asfaltową drogą, która prowadzi do osady zlokalizowanej pod górą, a potem mamy do wyboru: albo żółty szlak, albo skrót. Międzyczasie warto popatrzeć na Karkonosze i Czarną Górę, które są jak na dłoni.
Ja moich chłopców znam doskonale i nie spodziewałem się by Janek nie pociągnął Kamil na skróty. Ba zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.
Więc skrótem, który wyglądał jak szlak, wspinaliśmy się prosto na szczyt. Janek znów ze zbyt dużą dawką energii był nie do zatrzymania. Udało się trochę wyhamować pod pozorem zdjęcia i wyeksponowania odznak z plecaka, tak by nas z Kamilem nie zajechał, narzuconym przez niego tempem. Kamil bez formy, ja z wysiłkiem, a on biegi zaczął uskuteczniać pod górkę, złośliwiec! … a i tak był pierwszy na górze! Wieża super, choć zamknięta. Schronisko akurat zamknięto (10-16), więc Janek zmarkotniał, bo gdzie ma zdobyć pieczątkę…zasugerowałem, że na drugiej górze.
Jak się wchodzi na górę, wiele rzeczy nam umyka, gdyż jesteśmy skupieni podejściem. Tak było i tym razem. Janek przy wejściu nie zauważył specyficznego placu zabaw pod szczytem. Najpierw studnia, historyczna, a potem tor przeszkód i uśmiech wrócił na twarz Jaśka, tak że zaczął trenować zbieganie (jego) a moje hamowanie jego jak zbiegał.
…i dobrze, że było to na zejściu, bo ja już bym nie dał rady z tym jego tempem…szybko, szybko, biegniemy, tato szybciej!
Znalazłem świetny patent na hamowanie :”Janek a teraz zdjęcie z odznakami poproszę!” i dzieci hamowały, a ojciec odpoczywał…a potem dzieci znów zbiegały, a ojciec nie odpoczywał!
…i dobrze, że mamy jesień, bo Janek zainteresował się liśćmi i mieliśmy lekcję przyrody o bukach, jaworach, jarzębinie i ptakach . Góra jak się okazało bardzo miła na rozgrzewkę, z tego punktu tylko 293 m przewyższeń i było naprawdę miło. Zrobiło się już ciepło prawie 10C i byliśmy gotowi do kolejnego wyzwania.
Naszym kolejnym celem był Kumburk o wysokości 642 m n.p.m. Jak zdobywamy poszczególne punkty z listy Włóczykija to lubię nie przygotowywać się do tego, co będzie naszym celem. Lubię być zaskakiwany. Kumburk był takim zaskoczeniem. Po pierwsze nie wyglądał na górę jak podjechaliśmy pod niego. Po drugie buki ii ich kolory argumentowały za tym, że to jest najlepsze miejsce do jesiennych spacerów…a potem te klony. No i na koniec okazało się, że jest to zamek, jego ruiny i świetny punkt widokowy.
http://www.cesky-raj.info/dr-pl/1328-ruiny-zamku-kumburk.html
https://cs.wikipedia.org/wiki/Kumburk
Janek nie zostawił nam złudzeń, kto idzie pierwszy. Wielokrotnie się pytacie, czy my tak specjalnie, czy tak naprawdę? Zapraszam: poziom energii w tym dniu przewyższał moje i Kamila możliwości. On szedł, my próbowaliśmy iść za nim…i go hamować, gdy znikał.
Gonitwa nie trwała zbyt długo i dotarliśmy do zamku. Janek pierwszy, my za nim.
Na zamku, który jest w trakcie rekonstrukcji było pusto i to wyzwoliło w Janku chęć do eksploracji miejsca. Na wieży, był tyle ile trwało zrobienie zdjęcia. My za nim, bo szedł do jakiejś dziury. Na szczęście okazało się to być wejściem do jakiś komnat.
Janek był bardzo zainteresowany każdą “szparką” i dla mnie to była skrajna trudność, bo jak mu wytłumaczyć, że to jest komin, który nie ma komina i że to jest kuchnia w której było ognisko. Nie było łatwe.
Janek odnalazł na “wejściu” informator o zamku nawet w języku polskim i bardzo uważnie czytał zadając trudne pytania historyczne, których ja nijak nie umiałem wyjaśnić…więc pogoniłem tym razem towarzystwo ja.
Jak wchodziliśmy nie zauważyliśmy tego, ale do zamku prowadzi też nietypowy szlak “żółte koło”. Praktycznie ponad połowa naszego przejścia wiodła zgodnie z tymi oznaczeniami. Prowadzi on wkoło zamku.
Janek miał jednak inny plan, niż ja i dał “długą” w jesień i trzeba było znów go gonić.
Kumbruk okazał się idealną górą na start w szczególności w jesiennych kolorach. Janek był zainteresowany i to mnie mocno zaskoczyło, bo nie zawsze tak jest na zamkach. Cóż miał obiecaną przerwę na kolejnej górze, więc to go zmobilizowało i już jechaliśmy na Zvičina 671 m n.p.m. Droga dojazdowa była bardzo dobrze oznaczona, powiedziałbym że za dobrze. Jak się zatrzymaliśmy na podjeździe i parkingu by popatrzeć na Karkonosze to okazało się, że to jest to miejsce….pełne anten, z dużym parkingiem i świetnym miejscem na piknik…nawet trochę lotniczy, bo jak się popatrzy na tą restaurację i jej kształt to tak to wygląda jakby była to wieża z lotniska…a wybudowana jeszcze w XIX w.
Cóż wysiedliśmy zjedliśmy nasz posiłek, zrobiliśmy zdjęcie i pojechaliśmy do ostatniego naszego punktu do zdobycia w Polsce.
https://cs.wikipedia.org/wiki/Zvi%C4%8Dina
I warto jechać zgodnie z planem do końca, takie wnioski mieliśmy z tego dnia. Przyjechaliśmy na Grodną bardzo późno, słońce już wyraźnie chowało się, ale dojechaliśmy na Złoty Widok…bo to rzeczywiście wspaniały widok.
Grodna 506 m n.p.m. jest miejscem, gdzie zawsze nam nie było jakoś po drodze. Teraz chcąc zakończyć zdobywanie Włóczykija musieliśmy zdobyć ostatni polski szczyt jaki nie padł pod siłą naszych starań. Tutaj wiedzieliśmy, że na górze będzie zamek, dumnie nazywany: Zamkiem Księcia Henryka zlokalizowanym na najwyższym szczycie Wzgórz Łomnickich, “najbogatszych” w Polsce w pałace, zamki które warto zwiedzić po prostu!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Grodna_(wzg%C3%B3rze)
Miejsce z perspektywy podziwiania Karkonoszy należy do najlepszych obok Zamku Chojnik i to powinno być wystarczającym argumentem ZA!…świetna góra na start tak przy okazji!!!
http://www.zespoldowna.info/szybowcowa-gora-sepia-gora-i-na-koniec-chojnik.html
Janek w ultra dobrym humorze, Kamil już zmęczony.
Wystartowaliśmy żółtym szlakiem. Po chwili pojawiła się informacja, że idziemy trudniejszym szlakiem…no i Janek zaczął biec i skakać przez drzewa.
I tu była też prawdziwa jesień, specjalnie podkolorowana światłem zachodzącego słońca.
Po 10 minutach marszobiegu pojawił się zamek …i szum na niebie…ale jakoś nie reagowaliśmy na niego.
Kamil wykorzystał zawahanie Janka i z tylnego szeregu wyskoczył pod górkę…no właśnie to jest ten jedyny moment, gdzie jest nieco trudniej niż po płaskim. O dziwo Kamil tak szybko szedł, że Janek miał wyraźny problem, że jest drugi, a Kamil się oddala, ba nawet mi się udało Janka przegonić!
..ale widok z tego miejsca był ZŁOTY w rzeczywistości. Więc ja “wdychałem” widoki Karkonoszy, a chłopcy szli dalej.
W tym momencie też zaczął mnie zastanawiać szum, niczym “stada” dronów. Jak dogoniłem chłopców, to zobaczyłem Kamila stojącego niczym kamień, bez szans na poruszenie się i Jaśka zamierzającego pogłaskać “orła”.
Mieliśmy dużo szczęścia bo właśnie kręcono film o zamku. Gospodarz Pan Krzyś i Pan Sokolnik bez oporów zaprzyjaźnili się z Jaśkiem i ten już brylował. Sówka była przeżyciem, a “orzeł” czyli jastrząb o ile pamiętam, był jednak czymś trudnym…dla Kamila za trudnym bo stał i cierpliwie czekał ponad 10 metrów od nas…tam daleko w niebieskim.
Spotkanie było przednie. Janek zrobił z Panem Krzysiem pieczątki…i musieliśmy zejść by nie przeszkadzać w robieniu filmu. Dla mnie warto wejść na górę by zobaczyć Karkonosze i Śnieżkę…było świetnie. Pan Krzyś na pożegnanie proponował, abyśmy poszli łagodnym zejściem…i ja znów, dumny ojciec tylko stwierdziłem: “Dla zdobywców Rysów i Korony Gór Polski to mały problem”. Pan Krzyś wstrząs, nie wiedział co powiedzieć, a Jasiek już pobiegł w dół.
http://www.zespoldowna.info/cern-hora-i-dvorsk-les.html
Skończył się nasz trudny dzień na Grodnie. Na kolejny dzień jedziemy do Czech. To co mnie buduje, to że Janek nazywa góry, na które już kiedyś wchodziliśmy. Wypatrzył Śnieżkę i Czarną Górę (Černá hora) z jej charakterystycznym punktem: kopułą stacji telewizyjnej. Cieszy mnie też mina osób, które słyszą: “Chłopcy zdobyli Koronę Gór Polski i weszli na Rysy”…to trzeba zobaczyć, jak u dorosłych potrafi się zmienić punkt widzenia i szacunek wobec Jaśka i Kamila. Ja ten proces już nawet nazwałem i dotyczy to ludzi w górach i wygląda to mniej więcej tak:
AKCEPTACJA bo ktoś wchodzi rozgadany, ale nie zrozumiany całkowicie, drugi machający rękami, więc ok.
EMPATIA bo wyraźnie inni niż wszyscy…też im dam coś od siebie
LITOŚĆ bo ich życie nie jest łatwe, więc może jednak jakoś ich może wesprzeć
SZOK gdy padają te dwa słowa: ZDOBYLI RYSY…to jak przekręcić kluczyk w zamku, bo wtedy następuje
SZACUNEK…i zaczyna się od PODZIWIAM, JAK ONI TEGO DOKONALI, JA BYM NIE WSZEDŁ, MOŻE BYĆ PAN Z NICH DUMNY…
ZASTANOWIENIE…jak to się wszystko stało, jak to jest możliwe…
Z tym dobrym nastawieniem, zacząłem się przygotowywać na kolejną naszą wyprawę w kolejnym dniu.