Przez Karłówek, Pasterkę na Bożanowski Szpiczak
maj 16, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Jaką trasę wybrać, by Janek się nie nudził? Muszą być skały, łańcuchy i coś ciekawego. U nas…te klimaty wszystkie przeszliśmy…no może z wyjątkiem jednym: przejściem na drugą stronę “stołu”, tak bym to nazwał, przez pełne skał Góry Stołowe. Zatem kierunek zalew w Radkowie i wszystko przed nami.
Bożanowski Szpiczak (Božanovský špičák) jest najwyższym szczytem czeskich Gór Stołowych. Jak zdobywaliśmy do Włóczykija Sudeckiego Korunę, to wiedzieliśmy, że Bożanowski Szpiczak musimy zdobyć, gdyż on jest najwyższym szczytem czeskich Gór Stołowych. Jakoś od tej pory nie było nam z nim po drodze.
https://www.zespoldowna.info/korona-gor-i-scian-stolowych.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bo%C5%BEanovsk%C3%BD_%C5%A1pi%C4%8D%C3%A1k
https://pl.wikipedia.org/wiki/Broumovsk%C3%A9_st%C4%9Bny
Z drugiej strony, jak kombinowaliśmy jak tam dojść, to okazał się, że jest jeszcze szlak żółty z zalewu w Radkowie, którym nigdy nie szliśmy…a pogoda była idealna do długich, nieznanych wędrówek. Bajka.
Tym razem w trójkę patrzyliśmy na ten charakterystyczny obraz Gór Stołowych. Niby nie są wysokie, ale jak patrzysz z poziomu 390 m npm na ścianę, która na górze ma więcej niż 700 m npm, to zastanawiasz się jakiej to “drabiny” trzeba użyć by na nie wejść.
Pierwsze zaskoczenie: obszar ścisłej ochrony! Czy można wejść, czy to to samo co rezerwat? Janek nie czekał tylko pogonił. Pojawiła od razu się kolejna nietypowa kwestia: płynie rzeczka (jak się okazało to Pośna), obok jakieś mlaki i przestoje, wręcz jej meandry i pomimo suszy całkiem niezłe błocko.
Kolejne zaskoczenie: “Tato źródło!” i Janek poszedł dalej…ale to było kilka wywierzysk, skąd woda małymi “fontannami” wylatywała z pod skał. Zaskoczenie, takie samo jak “klimat” tego szlaku!
Przy szlaku pojawiły się tabliczki SKALNEJ RZEŹBY…no i Janek już miał rozrywkę: czytanie!
Pojawiły się schodki…setki schodków. Pojawiła się fontana, skarbonka, tablice pamiątkowe i wodospad. Skąd tutaj wodospad! Janek, jak go dogoniliśmy, jak zdarta płyta powtarzał: “Tata wodospad!” Fajne miejsce kompletnie nas zaskoczyło…a to był dopiero początek.
Janek się włączył: “Idziemy na Szczeliniec!”… skoro jesteśmy w Górach Stołowych. My nie szliśmy na Szczeliniec, więc musieliśmy dać cel: Białe Skały! No to Janek zaczął, co skała pytania: “Czy to Białe Skały?” No i człowiek by nie wytrzymał tego, ale w końcu doszliśmy do tej “drabiny”, którą mieliśmy wejść na “ścianę” Gór Stołowych. Tak jak nam stale uciekał do przodu, to tak teraz się zepsuł. Za nic w świecie Białe Skały nie były tym celem.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wodospady_Po%C5%9Bny
Pomogły schodki, bo poziom przewyższeń był niezły, a tak Janek człapał po swojemu, powoli wracając do formy…bo już miał kurtkę i widać było Białe Skały…on widział, my jeszcze nie. Jak zwykle to bywa, nie każda skała wisząca nam nad głowami to Biała Skała…ale szliśmy dalej bo czekała nas kolejna niespodzianka….jednak po kolei.
Słyszeliśmy bardzo głośną rozmowę ciągle nad naszymi głowami. W końcu zasapani Panowie pojawili się na końcu “schodków” i przywitali się z nami. “Gdzie idziecie, jak na Pasterkę to tylko żółtym!” “Tak idziemy na Białe Skały i na Szpiczak!” Panowie byli zaskoczeni, bo nie wiedzieli gdzie jest Szpiczak, ale powiedzieli o jedno słowo za dużo: “Tu była wioska!”
No to Janek usiadł by patrzeć na wioskę i odpoczywać, ale nie widział domów. My także nieźle zaskoczeni…sprawdzaliśmy o co tutaj chodziło. Karłówek. Patrzyliśmy na przysiółek, gdzie przed wojną znajdowało się najbardziej popularne schronisko górskie w Górach Stołowych!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Karłówek
https://polska-org.pl/7804502,foto.html?idEntity=5098224
https://fotopolska.eu/Karlowek_Schronisko_Carl_Rast?f=134577-foto
Patrząc na jeszcze widoczne ślady domów, nie wiedzieliśmy, że przed nami skały i chodnik skalny wśród nich.
“Tato, gdzie Białe Skały?”…bo co krok to były skały jedne większe od drugich…no to zrobiliśmy zdjęcie, bo było ich tak dużo, że Janek się zawiesił i mieliśmy nadzieję…ale pojawił się kolejny temat. Ledwie zrobiliśmy zdjęcie, to potrzeba celu zgłosiła się natychmiast:”Gdzie jest Szczeliniec!” …a miała być cisza.
…i Janek się zepsuł znów: “Gdzie jest Szczeliniec!”…”Janek my idziemy na Szpiczak, potem będzie Szczeliniec i Pasterka!”…pomogło. Postanowiliśmy jednak zrobić skrót i przejść obok Pasterki, prosto do niebieskiego szlaku. To był strzał w 10tkę. Świetna leśna droga, na odpoczynek, i te niesamowite skały, na każdą chciało się wejść. Janek zgodził się na odpoczynek, choć niechętnie przy jednej z nich, bo on już szedł na Szpiczak:”Tato gdzie Szpiczak!”
Okazało się, że nasz skrót był ścieżką spacerową z 1910 roku, z kamiennymi ławkami, tylko zarośnięty już lasem. Nie wdawaliśmy się w dyskusję na ten temat z Jankiem, bo na nasze szczęście doszliśmy do niebieskiego szlaku, który był jeszcze czerwonym, ale już była nadzieja, że to Janka uspokoi….na trochę.
Szlak zaczął się dość niewinnie: skała tu, skała tam…ale jak słupki graniczne zaczęły się wyrastać to z lewej, to z prawej…prawdziwe dzieło artystów…to Jankowi zaczęło się to bardzo podobać. Te “muchomory” wyrastające ze skał, jak nie muchomory.
Po sprawdzeniu na mapie, Janek wiedział, że będzie szlak czerwony po niebieskim i nie mógł się doczekać. Jak doszliśmy do Machowskiego Krzyża, granicy polsko-czeskiej, pojawił się czerwony szlak. Janek czytał, czytał, czytał…”Szpiczak!” i poszedł do góry…bo my byliśmy w dole i trzeba było wejść na górę, niestety.
…a tutaj kolejna tajemnica…my nie wiedzieliśmy, ale zgadujemy że to kamień wskazujący na szlak na Gwiazdę…ale my szliśmy na :”Gdzie jest Szpiczak!”. “Stoisz synku pod nim!” Janek popatrzył: “Tato a gdzie jest Szpiczak?”…już liczyłem do 1 000 bo do 100 było za mało.
Zgodnie z oczekiwaniami, gdy pojawiły się znów skały, skoro jesteśmy w Górach Stołowych, Janek zamilkł. Gonił szlakiem sam, bo skały bo Szpiczak. My za nim. Jednak małe tabliczki wprowadziły go w zakłopotanie. Pisane po czesku pozwalały na dowolną interpretację przez Janka, że to już ten Szpiczak. Znów zamęczał nas, trzeba było coś wymyślić.
“Janek patrz Szczeliniec!” to miało być rozwiązaniem, skoro nie widać było tabliczki ze Szpiczakiem. Janek od razu usiadł, zaczął jeść i pić i “chłonąć” jego Szczeliniec!
…a Szpiczaka jak nie było, tak nie było. W końcu gdy się znalazł, Janek padł. Skończyły się cele. Znów trzeba było coś wymyślić. “Janek idziemy z powrotem na Pasterkę. To jest schronisko i będą tam pieczątki!…i tylko prawie w dół!” Po 9 km to była właściwa argumentacja. Janek wstał, otrzepał się i “Tato a gdzie jest Pasterka?…a gdzie jest Szczeliniec?!” Przeliczyłem do …zagryzłem żeby i szliśmy w dół, bo czerwony, a potem niebieski szlak na nas czekał.
Janek ma świetną pamięć w górach. Gdy doszliśmy do polskiej strony, wiedział jak iść na “muchomory”. Ponieważ pojawili się turyści, to kilka głośnych Ahoj, Cześć, Dzień Dobry pojawiło się u Janka, ale tym razem nie zbaczał z celu. No i był problem. My przez polanę do Pasterki…a Janek nie bo inaczej, bo on wcześniej czytał.
Pieczątka zrobiła swoje. Janek przyjął wezwanie i szybko staliśmy się “Zwycięzcami!”. Pieczątki naładowały go ale opróżniły magazynek celów. “Tato gdzie Szczeliniec!” Na szczęcie był tuż przed nami, przed schroniskiem. Było to rozwiązanie, ale co dalej! Tłumaczenie:”Janek popatrz gdzie Szpiczak”, bo było go widać nie działało. Szczeliniec był tak magiczny, że bałem się, że za chwilę zaordynuje nam jeszcze byśmy tam szli…a mieliśmy już trochę kilometrów w nogach.
Udało się. Poszliśmy na “wodospad!” tym razem niezmiernie długą, dającą wiele do myślenia polaną, która jak się później okazało ciągnęła się od Pasterki do Karłówka. Powrót łąką był świetny! Dopiero teraz widzieliśmy jak wiele domów skrył teraz las, no a te schody…normalnie służyły do przechodzenia między nimi i oczywiście dla turystów!
Tym razem nie było odpoczynku, bo idziemy na wodospad. Tym razem jednak też było czuć, jak ostre było to podejście! Nie dość że schody, to zygzaki….no i oczywiście “Gdzie jest wodospad!”
Myślałem, że nie dojdziemy do wodospadu. Janek nie mógł się doczekać, więc wyhamował. Robiło się już ponuro w lesie, a on jeszcze wolniej, ale wciąż pytał o ten wodospad.
I znów to samo. Przy wodospadzie padł tak, że nawet pić nie chciał. Już myślałem, że to dzisiejsze przejście było za długie. Jednak “Janek idziemy na obiad, do auta!” “wyprostowało” syna i gonił, że aż miło. Był cel!
Droga się skończyła. Cele Janka też. Szlak nas zaskoczył i jak to w Górach Stołowych, można znaleźć się w miejscach kompletnie inaczej wyglądających…lata temu.