Przysłop Miętusi przez Wyżnie Stanikowe Siodło i dalej do Doliny Małej Łąki.
luty 17, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Na tym szlaku jeszcze nas nie było, bo za blisko, za nisko…i jak zwykle, to co na końcu zrobiło największe wrażenie! Miał być spacerek w okolicy i zrobiło się z tego ponad 11 km wycieczki, 535 m przewyższenia i to całkiem wysoko, ale było pięknie. Szkoda, że tak późno odkryte!
Ostatni dzień urlopu. Być w Tatrach i nie być w Tatrach trochę męczyło, choć Beskid Wyspowy nie męczył wcale. Postanowiliśmy zrobić spacerek szlakami, którymi nie chodziliśmy (za blisko), które wydawały się za łatwe ( w lecie) i przez to nie wiedzieliśmy jak tam jest. Jednak byliśmy pewni, że ta bliskość nie będzie problemem w postaci konieczności trałowania szlaku.
Zaczęliśmy naszą wędrówkę od eksperymentu. Janek został znów przymuszony do okularów przeciwsłonecznych. Gdy chodzimy w słońcu po śniegu, coraz częściej Janek ma problemy z przekrwieniem oczu. Trzeba było zadziałać. Udało się je ubrać pod warunkiem, że w cieniu ściągnie…i szedł jak na ścięcie do Doliny Kościeliskiej. Na wejściu został zaskoczony. Nie poszliśmy tam. Jak nigdy wybraliśmy czarny szlak prowadzący od Kir do Doliny Małej Łąki. Zaskoczenie pełne. Sytuacja się poprawiła, bo ściągnęliśmy okulary. W końcu byliśmy w cieniu. Uśmiech pojawił się natychmiast.
Kolejne zaskoczenie. Na szlaku jakaś budka i my skręcamy przy niej w czerwony szlak, a mieliśmy iść czarnym! Tutaj popełniłem błąd. Na pytanie Janka gdzie idziemy palnąłem, że na Hruby Regiel. No i ten “Regiel” już został z nami do końca wędrówki tego dnia w różnych formach. Nie wiem, czy to tytułem tego, że znów trzeba było zrobić coś co Janek ostatnio nie lubi: założyć raczki. Jednak wiem jedno: REGIEL ZOSTAŁ Z NAMI!
Przekroczyliśmy “bajkowe drzwi” i było wow! Pięknie, słonecznie i zimowo….”Tato, gdzie ten Regał?”. Od razu poszliśmy do przodu. Szło się fantastycznie Stanikowym Źlebem. Było świetnie, gdy nagle trzeba było się spiąć pod niezłą wyrypę. Asia: “Miał być spacer?” Janek:”Gdzie ten Regał?”. Ja brak odpowiedzi, bo Kamila nie było już widać.
Kamila nie złapaliśmy przez kolejne 30 minut wspinaczki. Czekał na nas na Wyżnim Stanikowym Siodle. My spoceni, choć wiatr wiał, taka to była spacerowa wyrypa. Po Kamilu ani śladu zmęczenia, oczywiście! “Tato, gdzie ten Regiel?” włączył się Janek, po stu razach już poprawnie. Można było synowi pokazać i liczyć, że to skończy temat…nie komentuję dzisiaj mojej naiwności. Jedno było już wtedy pewne: te siodło, daje niesamowite obrazy, malowane naturą w taki sposób, że nie dałoby się przewidzieć…dlaczego my nie byliśmy tutaj wcześniej!
Powyżej Czerwone Wierchy oczywiście!
Jeszcze nie opadło zaskoczenie, a tutaj trawersik. Wszyscy szaleli z zaskoczenia i radości, taka to była trasa. Na trawersiku…jeszcze lepsze Czerwone Wierchy. Z Jankiem na ten temat dałoby się pogadać, zna je już z każdej strony
Gdy wydawało się, że to co najlepsze zostało “zjedzone” (wchodziliśmy do lasu), humory opadły, ale dało się zbiec w dół.
Jednak im byliśmy niżej, tym bardziej rósł apetyt, na to co powoli się pojawiało. Giewont, znów Czerwone Wierchy nie do opisania! Jednak pierwsze spojrzenie padło na drugą stronę, gdzie Błyszcz z Bystrą błyszczały niczym lustro w słońcu!
…a potem Przysłop Miętusi miał być do oglądania tylko dla nas.
Nie udało się zjeść śniadania, nawet odpoczywać. Silny wiatr wypłoszył nas w dół czarnym szlakiem, znów którym nigdy nie szliśmy, do Doliny Małej Łąki.
W górę, w dół i udało się doszliśmy do doliny z Giewontem przed nami. Było znów pięknie, ale z jeszcze większym wiatrem. Trzeba było uciekać i schować się gdzieś w las. Takiego tempa przejścia dawno nie było i nawet ten “Gdzie jest Regiel?” jakoś mi nie przeszkadzał.
To był jednak początek końca, mój. Jak rodzina zaczęła zbiegać, to ja nie mogłem nadążyć. W końcu udało się znaleźć “ciche” miejsce na śniadanie. Spokój nie trwał długo: “Tato, gdzie ten Regiel?” Szybko kończyliśmy, a potem patrzyłem z Kamilem jak moja dzielna Żona ściga się w dół z Jankiem. Nie mogłem w to uwierzyć
Doszliśmy do końca pod gajówkę i tutaj zaskoczenie, znów idziemy czarnym! Tym razem z powrotem do Kir.Po kilku podejściach doszliśmy do miejsca gdzie Hruby Regiel był jak “talerzu”. Myślicie, że pomogło? Już na kolejnym podejściu, stojąc przy zboczu góry usłyszałem: “Gdzie jest Regiel, tato?”
…ale darliśmy do góry, do budki i czerwonego szlaku. Powód był banalny: ściągamy raczki! Gonitwa w dół z Małej Łąki, teraz gonitwa za Kamilem i za ściąganiem raczków dała popalić. Co niektórzy nawet byli mocno zmęczeni. Właściwy objaw.
W końcu Kamila złapaliśmy. Ten w Tatrach czuje się jak w domu, choć tym szlakiem nie szedł jeszcze. Uśmiechnięty, żartujący z Jankiem był tym Kamilem, którego najbardziej się lubi.
Nasz spacerek wyczerpał nasze oczekiwania co do oglądania Tatr podczas tego urlopu. Są piękne, ale urlop nie trwa wiecznie. Będą czekać na nas jeszcze, a my na nie. Nasz spacerek zaskoczył nas kompletnie tym, że dał “całe Tatry” w tak wspaniały, bliski i dynamiczny sposób.
Polecam sięgać bliżej niż dalej, można się zaskoczyć!