Pyszniańska Przełęcz
październik 12, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Najdziksze miejsce w Tatrach… Najbardziej pusty szlak w Tatrach… Tutaj z naszej perspektywy będzie jedna odpowiedź: szlak na Pyszniańską Przełęcz, przez “puszczę” różnych drzew, bez turystów przez cały dzień….szok, że to możliwe jeszcze.
To kolejna nasza wyprawa w Tatry. Szukaliśmy tym razem miejsca takiego, w którym po prostu nie byliśmy, nie widzieliśmy, ale pozwalające wejść i zejść w ciągu dnia. Wybór padł na Pyszniańską Przełęcz 1 791 m npm. Miejsce znane kiedyś, dziś bardzo trudno dostępne. Jeszcze przed wojną była to najlepsza droga do pokonania Tatr z Kir przez Dolinę Kościeliską, Dolinę Pyszniańską będącą jej przedłużeniem, na Przełęcz, a potem właśnie do Doliny Kamienistej i dalej w Słowację. Dzisiaj od polskiej strony mamy rezerwat, ale możemy wybrać długą drogę przez Dolinę Kościeliską, Ornak, Błyszcz. Ze strony słowackiej jest łatwiej o tyle, że Dolina Kamienista jest dostępna od miejscowości Podbanske. My wybraliśmy tą opcję i niebieski szlak i nie spodziewaliśmy się tego, co zobaczyliśmy.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pyszniańska_Przełęcz
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dolina_Kamienista
Pierwsze zaskoczenie: Podbanske. Miejscowość górska jakich nie ma w Tatrach. Spokój, las i pustka.
Zaskoczenie drugie: słońce świeci a temperatura bliżej 0C niż 10C jak to powinno być
Ubrani jak na poważną zimę wyruszyliśmy w las…i do asfaltu. Kolejne zaskoczenie. Na szczęście przechodzi się przez centrum (6 domów) i wychodzi się w las oczywiście. Najpierw pod górkę i jest słoneczko, patrzymy do tyłu a tam piękny Krywań…i kończy się to wszystko. Dalej będzie inaczej niż zwykle
Zanim wyjechaliśmy, mieliśmy wybuch agresji Kamila. Teraz czuł się mocno winny. Robił wszystko by było dobrze. Gonił do przodu uśmiechał się, bo czuł że przesadził. Za to Janek odwrotnie. Wstał świetnie, a zaczął być “kulą u nogi”. Słoneczko ocieplało wszystko, do momentu dojścia do mostku nad Kamienistym Potokiem. Nie szło iść nie ubranym po oczy. Potok zabierał całe ciepło jakie było w powietrzu chłodząc swoim pędem wszystko.
Wtedy przyszło kolejne zaskoczenie. Szlak mieścił “szczuplutką” osobę jak Asia, a po bokach puszcza…i Kamienisty Potok oczywiście. Jak wydawało się, że wracamy już do normalności “szerokiego szlaku” po chwili wszystko się zmieniało. Nic nie było takie same.
Weszliśmy do boru świerkowego, jeżeli to można tak ująć. Pojawiła się tabliczka, lepszy szlak i Kamila wcięło. Szedł tak szybko, że nie szło za nim nadążyć. Zaufaliśmy mu, że gdzieś poczeka, a miśki do niego się nie zbliżą, przy tym hałasie jaki wydaje. Janek odwrotnie. Był gorszy i gorszy. Na to wygląda, że u nas zawsze muszą być dwa bieguny, by powstała całość.
Kamil poczekał, bo znów zaczęła się “puszcza”. Janek to wykorzystał i prowadził przez kamienie i oczywiście wszystkie rwące dopływy Kamienistego.
Czy szliście kiedykolwiek doliną wąska jak ta, która mieści potok, wąski szlak i las jarzębinowy? My nie. Kolory szalały . No i pokazała się Bystra na której byliśmy dokładnie 3 lata temu oczywiście w październiku
https://www.zespoldowna.info/bystra.html
Ja nie umiem opisywać tego co tam się działo. Wąziutka ścieżka, prowadząca uskokiem doliny cały czas oczywiście do góry i im było wyżej tym bardziej kolorowo. Janek trochę wyluzował, a Kamil cały czas przepraszał. Denerwował się, jak widział jakieś śniegi w górze i myślał, że my tam idziemy. Tłumaczyć trzeba było i jakoś szedł. On już rozumie wysiłek i trudności na jakie trzeba być przygotowanym w górach. Dużo pomogły nowe buty, bo strumyczki brał “wpław” i był zaskoczony, że nie przemakały, że wolno. Taka mała fascynacja dawała mu dużo.
Odeszliśmy troszeczkę od potoku i zrobiło się ciepło. Po 5 km w miarę płaskiego szlaku, trzeba było mocniej podchodzić. To rozgrzewało. Wychodziliśmy tez już z lasu jarzębinowego. Widoki jakie były wokół nas były niesamowite. Dla mnie to numer 1 wśród dolin jesienią.
…no i Kamil popatrzył do góry. Bystra i jej masyw był przeogromny i to ze śniegiem. Potem przeczytałem, że różnica między granią a doliną to ponad 800 m. Uwierzcie czuło się to mocno. Kamil tylko upewnił się, że tam nie idziemy i poszedł dalej. Janek patrzył i “byłeś” było zdecydowanie mniej pewne, niż to było gdy patrzył na Jagnięcy ostatnio.
https://www.zespoldowna.info/szalona-kazalnica.html
Wydawało się nam, że kiedyś od potoku odejdziemy. Wydawało się nam, że w pewnym momencie będzie to strumyczek. Nic z tego. Jedno przejście, gdyby nie mozolna budowa kładki z kamieni, byłoby niemożliwe do pokonania . Kolejne powinno być łatwiejsze, tak myśleliśmy. Nic z tego musieliśmy szukać przejścia…a woda opadała wodospadami obok nas.
Trudno uwierzyć w te uczucia, że patrzysz i szukasz kiedy potok się skończy. Analizujesz i martwisz się, że aż do samego końca będzie z Tobą. Janek przy kolejnym “przeskakiwaniu” prosił Asię o wsparcie. Kamil też!…a on nie chciał być małym strumykiem.
W końcu Kamil “dźwignął” się na górkę jaka była przed nami. Wydawało się, że to już. Ba przeszedł nawet przez wartki potoczek nie czekając, a tutaj nic z tego. Za pagórkiem, było kolejne podejście. Miało być małe, tak twierdził Janek i że będzie ostatnie.
Guzik prawda. Widok Kamila, który samotnie wspinał się po szlaku trochę nas “wyprostował”…ale dochodziliśmy go. Stanęliśmy “twarzą w twarz” z Błyszczem….zupełnie inaczej wyglądał jak po nim się szło z Bystrej. Asia tłumaczyła Jankowi, gdzie jest Bystra ale u niego to “byłeś” w tym przypadku jakoś nie brzmiało.
Kamil w końcu zdecydował się poczekać. Doszliśmy do niego i się chciało krzyknąć: “Jesteśmy!”…coś jednak powstrzymało. Tak wyglądało na koniec, ale tych końców tym razem już mieliśmy z trzy. Jak się okazało, to nie był koniec, znów zmyłka.
Janek stwierdził, że będzie pierwszy. Gonił do góry jak trzeba. Czekałem by zrobić mu zdjęcie zdobywcy gdyż w końcu dojrzeliśmy tabliczkę na charakterystycznym słupku, a tutaj usłyszałem: “Idziemy wieje, Tato zwieje, boję się!” Zaskoczenie duże. Janek nie jest odporny na wiatr i boi się go, ale tym razem nie był to taki wiatr jak na Otargańcach, gdzie rzucało nas na grani. O dziwo Kamil już w kapturze:” Głowa boli, leki!” Jak on tak mówi, to znaczyło, że coś jest czego my nie rozumiemy.
Szybkie bardzo zdjęcia i Janek gonił na 100m po rekord świata w dół. Kamil nie czekał dłużej. Rzeczywiście wiatr urywał…szkoda było, bo Kamienista wyglądała bardzo majestatycznie, grań wejścia na Błyszcz zachęcająco. Nic goniliśmy chłopaków!
Janek w końcu się zatrzymał. Gonił tak z 500 metrów w dół. Jak doszedł do niego Kamil, to już gonili w dół razem, byle z dala od wiatru.
W końcu usiedliśmy w kosówkach. Nie było wiatru. Mogliśmy patrzeć w dół. Już teraz widać było dzieło sztuki Pani Jesieni. Warto było tutaj przyjść dla tych chwil…tylko dla nas.
Potem znów w dół. Niby tym szlakiem szliśmy, niby przeskakiwaliśmy przez te strumyki, ale było inaczej. Chłopcy widząc, że lepiej iść przodem, jak nigdy uciekli razem bardzo daleko.
Na pewno te zdjęcie sobie nawet wydrukuję. Gdybym ich ustawiał, przymierzał się do tych kolorów, to bym tego nie zrobił, jak to wyszło…a to był początek zachwytów.
Im głębiej w las jarzębinowy, tym więcej było achów i ochów. Nie do opowiedzenia.
Potem las dziki i okazało się, że doszliśmy do parkingu, jeszcze po drodze rzut okiem na Krywań i koniec naszej wycieczki, ostatniej w tym czasie w Tatrach.
Zazwyczaj próbuję podsumować naszą wyprawę. Tym razem zrobię to tak: w tak złym dniu tytułem zachowania chłopaków, spotkał nas tak wspaniały klimat Doliny Kamienistej, że będziemy pamiętać o tych kolorach, o tej przełęczy, nawet z wiatrem, o wielkości Błyszcza, Bystrej i Kamienistej. Może zapomnimy o chłopakach i o tym jacy byli dla nas, dzięki temu.
Dla mnie Dolina Kamienista na jesień, mimo niedźwiedzi, numer 1 w Tatrach…a już znamy je trochę.
Na następny dzień padało i znów się potwierdziło, że ból głowy Kamila, to wiatr i deszcz.