Pytaj się rodzicu pytaj.
wrzesień 24, 2021 by Jarek
Kategoria: Po prostu życie
Kilka ostatnich dni to intensywne poszukiwania rozwiązań problemów dzieci wychodzących ze szpitala. Za każdym razem ta sama historia: rodzic nie czyta co piszą lekarze, koduje co usłyszy a potem mamy dwie prawdy…żadna prawdziwa. Rodzic nie pytał się o to kiedy miał lekarzy przed sobą, zbudował sobie wyobraźnię i czeka.
Przypadek pierwszy.
Mama powiedziała: “Dziecko ma zapalenie mózgu”. Zadałem pytanie dlaczego tak uważa? “Lekarze powiedzieli.” odpowiedziała. Bierzemy dokumenty szpitalne i czytamy. Pierwsza strona…nic. Druga strona…nic. Trzecia strona nic o tym zapaleniu mózgu nie ma. Pytam się skąd to wie, a ona że lekarze powiedzieli. Ani przez chwilę, słuchając to co mama opowiada, co widzi się w dokumentacji nie pasuje do zapalenia mózgu tylko do stanów padaczkowych. Mama nie czytała epikryzy na wyjściu ze szpitala, walczyła o dziecko bo ma zapalenie mózgu…a padaczka to coś innego trochę mimo wszystko.
Przypadek drugi.
Tato opisuje swojego syna autystę. Autyzm jako słowo pada co chwilę. Pytam się z czego wynika ten autyzm. Lekarze tak powiedzieli że dziecko ma autyzm. Super czytamy opinię. Tam słowo stan zapalny jest odmieniany przez przypadki, wskazuje się na idiopatyczne o nieznanej etiologii stany autoimmunologiczne….ale autyzmu tam nie ma!!! Pytam się dlaczego autyzm pada jako definicja u rodzica. Twardo rodzic twierdzi, że usłyszał to u lekarza. Dlaczego zatem nikt tego nie przeczytał i nie zadał pytań gdzie ten autyzm?
Przypadek trzeci.
Dziecko po urodzeniu wychodzi ze szpitala. Ma jako dziecko z ZD 10/10 punktów…ale jest wada serca…”ale to nie groźne bo samo zarośnie”. Zadałem pytanie czy widzi tutaj logiczność tego zdarzenia. “Tak bo to mała dziurka wymaga konsultacji, ale samo się zarośnie i dziecko jest w świetnej kondycji tak powiedział lekarz przecież”. Bierzemy wypis i czytamy:’’ Wada serca nie operowalna przy tej wadze dziecka wymagająca operacji i stałego nadzoru kardiologicznego”.
Ponieważ to był trzeci przypadek tego dnia w tym stylu zadałem niegrzeczne pytanie: “Czy tak lekarz powiedział, czy Ty sobie tak dopowiedziałaś…bo tutaj ktoś popełnił błąd”. Na wyjściu mama była w tak dużym stresie, że nie przeczytała wypisu i zaczęliśmy odkrywać “Amerykę” gdy okazało się, że warto czytać.
Te trzy przypadki pokazują jedno: zwalamy całą odpowiedzialność na lekarzy, zakładamy że są bogami i nie ma sensu czytać, pytać ich o wiedzę, opinie na temat dziecka. Tworzymy sami mit ich nieomylności, wiedzących wszystko …a są tylko ludźmi, tak jak my.
My rodzice MAMY SIE PYTAĆ I MAMY PRAWO USŁYSZEĆ ICH OPINIĘ. Mamy tez prawo oceniać logikę. W każdym z tych przypadków nie było logiki i ciągłości procesowej. Coś przeczyło czemuś i przez to jedni chcieli wierzyć, że dziecko ma to i należy właśnie to leczyć, gdy inni nawet “nie stali” przy takim orzeczeniu! Wina ewidentnie leży po naszej stronie bo robimy to co chcemy, a nie to co powinniśmy zrobić.
Zatem sugeruję: czytajmy co piszą lekarze, zadawajmy trudne pytania, prośmy o wyjaśnienia i szukajmy logiki w tym. Jak lekarz będzie kręcił, uciekał od odpowiedzi pomóżmy mu stwierdzeniem, że przyznanie się do braku wiedzy i doświadczenia w takiej sytuacji to tez prawidłowa odpowiedź. Pomóżmy mu także, gdy biedny mówi, mówi a my nie rozumiemy. Przyznajmy się, że to jest za trudne i żeby uprościł swoją wypowiedź. Komunikacja jest kluczem do sukcesu!!!…a leczenie czegoś określonego precyzyjnie jest po prostu celniejsze.