Rodica 1 966 m npm
grudzień 10, 2018 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Powiem szczerze: nie mogłem się doczekać by móc opisać nasze wakacje w górach w Słowenii. “Plan dnia” jednak przewidywał, że napiszę o tym jesienią…myśląc o październiku. A tutaj minął październik, minął listopad i dopiero teraz w grudniu przyszły deszcze i konieczność spędzenia weekendu w domu. Najlepszy czas na wspomnienia z dobrych miejsc, pięknego, ciepłego lata, ze Słowenii do której już jeździmy tyle lat.
Gdy szykowaliśmy się na wyjazd, dyskutowaliśmy o remanentach, co powinniśmy zdobyć, co nie i na co nas stać. W kolejności ciągle na pierwszym miejscu była “najważniejsza” Rodica… wciąż nie do zdobycia dla nas. Drugi w priorytecie był problem: czy Vogel to Šija, i czy byliśmy już na Voglu, czy tylko na Šiji…ma to istotne znaczenie ponad 40 metrów …a potem miało być po prostu fajnie.
Kto wcześnie wstaje ten jest pierwszy na górze, choć jest niewyspany, w ten sposób zaczęliśmy naszą wyprawę na Rodice. Fajnie to wyglądało…wszędzie byliśmy pierwsi: na kolejce na Vogel, na wyciągu na Glove.
Poranne wyjście ma dwie zalety i dwie wady. Pierwsza zaleta nie ma ludzi na szlaku, druga to nie musisz się spieszyć bo jak zaplanowałeś 6h wycieczkę to wciąż około 13.00 będziesz z powrotem . Wady, cóż ten kto jest pierwszy, pierwszy marznie. Druga: to można zejść ze szlaku nawet nie wiedząc, że się tak dzieje.
Mieliśmy to wszystko w głowie, gdyż rok temu pobłądziliśmy i trochę trawersowaliśmy, stąd nie weszliśmy na Rodicę, plecaki były wyekwipowane we wszystkie możliwe warianty pogodowe, gdyż 2 lata temu na…no właśnie chyba Šija zmarzliśmy, choć na dole było prawie 30.
http://www.zespoldowna.info/najpiekniejsze-miejsce-poczatku.html
Tym razem od razu rzuciło się w “oczy”, że nie hamujemy, nie stajemy zasapani, tylko myk, myk z wyciągu pod chyba jednak Šija na 1800 m (powyżej) i kierunek Rodica (poniżej), już widoczną z daleka…idealny stożek, który robi mocne wrażenie!
Pod Šiją wyszło szydło z worka . To co myśleliśmy, że jest Voglem, było Šiją, tak się pomyliliśmy. Ja nie wiem jak. Zrobiliśmy “dowody”, że tak jest i poszliśmy trawersem do Suchej.
Gwoli ścisłości, odcinek od czarnego kółka do czarnego pokonaliśmy wyciągiem, a i tak już szliśmy mocno do góry i nie było to łatwe.
Widać było nasze przygotowanie do chodzenia, szło zaskakująco dobrze, pomimo silnego, zimnego wiatru EN. Jak Jaśka na przełęczy Pod Suchą zawiało, to nie chciał się puścić ode mnie…a potem kaptur na głowę i ostro do przodu.
Góry w Słowenii są kompletnie inne od tych jakie my znamy. Mówi się, że Krzesanica z Tatr ma coś w sobie do tego co można zobaczyć na białych szczytach Alp julijskich. Te kolory powodują, że wyglądają dużo bardziej atrakcyjnie od polskich gór, ale też dużo bardziej dramatycznie Zdjęcie powyżej pokazuje nasze przejście od siodła w centralnej części zdjęcia, trawersem Šiji, aż po Suchą na którą się właśnie wdrapaliśmy…a z niej już było widać Rodicę inaczej.
Z pod Suchej wszystko wyglądało już inaczej! Patrząc do tyłu w końcu zidentyfikowaliśmy Vogel. Patrząc w bok podziwialiśmy masyw Triglava najwyższej góry Słowenii…ale szliśmy twardo do Rodicy.
Im byliśmy wyżej tym większy był wiatr i to pomagało Kamilowi, a przeszkadzało Jaśkowi, bał się. Nie gór, a wiatru, w szczególności w kotle pod góra, skąd trzeba było rozpocząć wspinaczkę.
…a Kamil był wciąż pierwszy, co nie dawało spokoju Jaśkowi. Zaczęła się pogoń i krzyki do Kamila by się zatrzymał…i nie było istotne dlaczego, Jasiek umiał znaleźć mniejsze lub większe manipulacje by ten pierwszy został drugi
W końcu go złapaliśmy na podejściu…choć nie na długo. Kamil miał dobry start, więc Jasiek znów musiał go “wrobić”, by zatrzymać, by był zdobywcą.
Cóż przejście granią na Rodicę wyglądało na bezproblemowe, choć takie nie było.
Gdy wchodziliśmy na samą górę, dyskutowała tam grupka ludzi z przewodnikiem górskim, którzy weszli na szczyt z innej strony. Patrzył na Jaśka i nie mógł uwierzyć…a potem gdy Jaś napisał Jaś, Polska i dostał kolejny numer wejścia 668 w książce góry, to przestał na nas patrzeć, choć wciąż zaskoczony.
Książeczka wejść, ciekawa rzecz. Na każdej ważniejszej górze w Słowenii znajdziecie coś takiego jak na zdjęciach powyżej. Dla Jaśka stało się to celem nadrzędnym nad zdobycie góry, rytuałem który pchał go by wejść…nie zdobyć górę…ale by wejść i wpisać się do książeczki. Na Rodicy tego się nauczył i tak zostało.
Odpoczęliśmy i schodziliśmy w dół.
Choć już wiedzieliśmy, że Vogel to nie Šija, czy Šija to nie Vogel, to miał być nasz drugi problem do rozwiania. Patrzyliśmy jak w kolejnym dniu mamy pójść, bo przecież nigdy nie byliśmy na Voglu, zawsze byliśmy na Šiji o wysokości 1 880 m.
Nasze “rozgrzewkowe” wejście dało nam popalić. Niby krótkie, niby nie wysokie, a jednak było wymagające.
Pożegnaliśmy Rodicę, mając postanowienie, że następnym razem pójdziemy jeszcze dalej, za nią. Popatrzyliśmy na Vogel i już czekaliśmy na jutro by zdobyć to co było zdobyte, choć nie było .
Jarku, wszyscy widzą Twoja rodzinę jako czwórkę wspaniałych ludzi. Czy Twój zdrowy syn nie czuje się niepotrzebny skoro jest zdrowy?
To nie jest blog parentingowy, tylko propagujący wiedzę przede wszystkim o zD i ukazywaniu sukcesów osób niepełnosprawnych, nie tylko moich dzieci, które są bardzo trudne, niezależnie od tego, jakie sprawiają wrażenie. A Iwo ma swoje dorosłe, samodzielne życie, bo może je mieć, bo jest zdrowy i prawo do prywatności.
Widzę, ze zostałem wywołany do tablicy :). Pani Karolino, ciężko jest stwierdzić czy czuje się niepotrzebny czy potrzebny, gdyż mam 25 lat i mam swoje dorosłe życie i chyba taka jest kolej rzeczy, ze dzieci opuszczają dom i próbują żyć jak chcą. Zawsze chętnie partycypuje w rodzinnych wypadach w góry, ale niekoniecznie mam ochotę, abym był opisywany na takim poczytnym blogu. Rozumiem pytanie, stad moja odpowiedz. Jestem niesamowicie dumny z tego co moja rodzina potrafi osiągnąć i jak radzi sobie zarówno i ze zdobywaniem górskich szczytów, jak i radzeniem sobie z trudami życia codziennego, i my jako rodzina, zawsze się wspieramy i cieszymy z małych i dużych sukcesów, każdego z nas!
Pozdrawiam serdecznie
Iwo Pieniak
Iwo jest naszym wspaniałym synem, ale go nie ma z nami. Nie może przez to zachodzić taka relacja o której piszesz. On wybrał jak kazdy człowiek swoje cele, szkołę, drogę którą podąża. Gdy przyjeżdża do nas, jedzie z nami w góry, gdyż szanuje nas i to co robimy, gdy go nie ma. W tym roku Stozek Wielki…i dał nam popalić :)
http://www.zespoldowna.info/stozek-wielki.html
Witam,
Dziękuję za odpowiedzi, dzięki nim dowiedziałam się jak może czuć się zdrowy wśród rodzeństwa z pewnymi dys
yfunkcjami. Chciałam to wiedzieć gdyż wszystko przedemna.Mam wyrzuty sumienia że przez nadmiar obowiązków zaniedbuje moje zdrowe dziecko. Przepraszam za taki sposób wyciągnięcia tego z Was….