Rysy 3.
sierpień 2, 2021 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Rysy, Mount Blanc, Mount Everest to najwyższe szczyty, ale to też momenty życia ludzi którzy tam wchodzą. Pierwsze Rysy były dla nas pędem do “przeżycia” Janka. Drugie były “wyścigiem” Kamila, by móc się wznieść wysoko nad wszystkich. Te trzecie podkreśliły dla mnie jedno: NIE MA OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH NA GÓRZE, BO ONE OSIĄGAJĄC WYSOKOŚĆ, MUSZĄ WYKONAC TEN SAM WYSIŁEK, CO KAŻDA INNA OSOBA. Chłopcy są silniejsi i sprawniejsi od nas i już inaczej nie będzie. Ich niepełnosprawność zostaje w umysłach ludzi, którzy żyją by tak ludzi dzielić.
Przygotowania do wejścia na Rysy już trwały. Kondycyjnie testowaliśmy wspaniałe Góry Suche, potem wyprawa przez grań Tatr Zachodnich. Wiedzieliśmy, że jesteśmy gotowi. Czekaliśmy tylko na ten moment.
https://www.zespoldowna.info/trzydniowianski-konczysty-wierch-jarzabczy-wierch-lopata-wolowiec.html
Przyszedł zaskakująco szybko. Na czwartek planowane były idealne warunki do zdobywania Rysów: miało być mocno pochmurno rano, a od 12 w południe słonecznie bez chmurki. Nie ma lepszych, bardziej idealnych warunków do chodzenia po górach jak takie
I jak było? Cóż na parkingu na którym normalnie o 8.00 nie ma gdzie zaparkować wiało pustką, może 10 aut. Jak chodzimy po górach nie spotkaliśmy się z taką sytuacją, nawet zimą. Mieliśmy szczęście do pogody na to wygląda.
Po Tatrach Zachodnich wiedzieliśmy na co stać Janka. Kamil jednak był zagadką. Wyjątkowo spokojny ostatnimi czasy, zmieniający się, coraz bardziej inny. Nasz “mały spacerek” po asfalcie (około 4 km) do Poparadskiego Plesa zaczęliśmy sami, bez ludzi. Brzmi szokująco, ale tak było. Nad nami i górami ciężkie chmury tuż po deszczu, ale nam to nie przeszkadzało. Wręcz pomagało bo nie było upału, a szło się powoli i sympatycznie mając całą drogę dla siebie. Kamil zgodnie z przewidywaniami “odjeżdżał” i potem nagle się gdzieś pojawiał czekając na nas.
Chłopacy żartowali, a my spokojnie za nimi, bo na żarty, typu bieganie pod górę, nas już po prostu nie stać. No i asfalt się skończył, przyszedł czas na kamienie, aż do samego szczytu. Wejście od słowackiej strony właśnie to ma. Nie jest może technicznie trudne, ale jest skrajnie męczące dla stóp, gdyż szlak to cały czas przejście po kamieniach mniejszych i większych, z wyjątkiem “początkowego” przejścia przez las.
Skończył się las, zaczęły się te kamienie i chmury. Gdy opowiadałem Teresce, że Rysy będą jak “mały spacer” uśmiała się, ale gdy chłopcy mają takie humory, taką siłę i znają szlak, to wygląda jakbyśmy byli na spacerze…a ludzi brak na szlaku. Piszę o tym ciągle, ale to był wyjątkowy dzień, niespotykany tutaj. Doszliśmy do rozejścia szlaków przy Żabim Potoku i weszliśmy na nasz czerwony. Lato zalało nas kwiatami. Lipiec/sierpień to jest ten moment, gdzie warto wejść na te szczyty by przejść się ogrodami kolorów nie do opowiedzenia.
Janek prowadził przez krótka chwilę, ale jak zobaczył że Kamil przyspiesza to taktycznie zaczął opowiadać mi o tych wszystkich kwiatkach. Dzwoneczki to jego najbardziej ulubione, a dla mnie żółte astry. Bajery skończyły się na pierwszym zygzaku. Jak widać na zdjęciu, Kamil na luzaku swoim tempem…a my za nim swoim tempem odbiegającym od jego, ale kwiatki wciąż były.
Zaczęli nas wyprzedzać pierwsi turyści, a i my dopiero teraz spotykaliśmy innych, jak my idących do góry. Zaczęło się podejście i to mocne, stąd nagle wszystko się zmieniało, z wyjątkiem jednego: Kamil zawsze gdzieś czekał, milczący, spokojny. A w górach nawet najzwyklejsze kwiaty wyglądały inaczej i tylko Janek krzyczał:”Tato zdjęcie!” No i było zdjęcie.
Pojawiały się pierwsze prześwity w chmurach, więc Janek, jak to ostatnio ma w zwyczaju zaczął się wypytywać, z paluchem wyciągniętym w danym kierunku, czy to już są: “łańcuchy”, Rysy, schronisko…gadał i pytał się, gadał i pytał się. Chmury wróciły, więc było: “Tato dzwoneczki rób zdjęcie!” no i było zdjęcie.
Kamil z Asią szli takim tempem tymi zygzakami do Żabich Stawów, że ja już nie nadążałem, a Janek strateg w każdym wymiarze szedł między liderami a tymi z tyłu. On od początku kombinował by jakoś być pierwszy, ale jakoś tak “bezwysiłkowo” . To był na początku, to na końcu. To oglądał kwiatki, to szukał “dziur” w chmurach i patrzył na góry.
W końcu tuż przy Żabich Stawach spotkało nas szczęście zobaczyć rodzinę kozic. Nigdy tam, gdzie mieliśmy je spotkać, nie spotykaliśmy a tutaj zaskoczyły nas kompletnie. Janek oczywiście na cały głos”O kozice!”, a dla Kamila bezpieczniej było jednak się odsunąć, jakoś tak lepiej. Tym się też różnią chłopcy ostatnio.
Na Żabich Stawach, na kamieniach, Janek błysnął sprawnością. Biegł po skałach i nic nie pomagało. Nie szło go zatrzymać, bo łańcuchy. Te “łańcuchy” to jakiś sygnał dla Janka, że warto iść w góry, bo one tam są. Nic nie liczy się tak, jak właśnie łańcuchy. Tutaj było dokładnie tak samo. Pamiętał o nich z poprzednich wypraw i były jak “zaklęcie”. Szedł, gonił, szukał.
Gdy okazało się, że to jeszcze nie w tym miejscu, Janek odpuszczał, bo on idzie na łańcuchy przecież…ale w końcu się pojawiły Asia dla instruowania Kamila szła pierwsza, zawsze nam to się sprawdzało. Janek ze mną. Szczęście nam dopisywało, bo chmury zniknęły, próg skalny był świetnie widoczny i suchy, co najważniejsze.
Od razu wpadliśmy w tryb ”rodzicu nie pomagaj”. Kamil słuchał Asi i jej wskazówek, ale każda zaoferowana pomoc Jankowi kończyła się jego ostrą uwagą. Odpuściliśmy, szedł sam, wybierał drogę sam, chwytał się sam, na pewno nie w milczeniu, bo komentarzy było tysiąc, ale szedł i uśmiech był od ucha do ucha.
Zaskoczenie? Chyba nie. Chłopcy sami przeszli próg i to bez naszych instrukcji. Janek jak się odezwałem coś, to karcił mnie, bo on ma 14 lat przecież…i niech tak zostanie. Skończyły się problemy techniczne, zaczynały się wydolnościowe. Zawsze ten ostatni fragment do “Królestwa Rysów” mnie zatykał. Podejście wymaga kondycji. Asia oczywiście pierwsza, nieco zmęczony Kamil za nią, a Janek swoim tempem 2 poziomy niżej. Nie oznacza to, że nie miał siły, tylko szedł ze mną bo ja ich nie miałem. Ja puls 168 a on wyglądał na 120, taka różnica w wydolności pod górkę była między mną a synem.
Wchodząc do Królestwa zostawiliśmy chmury, a ja resztę moich sił. Podchodząc do schroniska spotykaliśmy pierwsze grupy turystów, jak nie pod Rysami. W schronisku cicho bez tłumów i o pieczątkę nie trzeba było się ustawiać w kolejce. Szybkie przybicie i uwalić się na kamieniach, to było przesłanie dla mnie.
Odpoczywaliśmy i zostaliśmy zaskoczeni. Para Turystów jaka nas mijała, miała ubrane koszulki Zdobywców Korony Gór Polski. Janek oczywiście tak jak wszystkich pięknie przywitał po słowacku…i nagle przeszedł na polski, gdyż Państwo pięknie oczywiście powitali nas po polsku. Nie było wyjścia, trzeba było ubrać nasze koszulki, bo zdobycie Rysów, to dla chłopaków zdobycie trzeciej Korony!!! Od tej pory Zdobywcy już w koszulkach szli do góry i jak zwykle okazało się, że wszyscy byli zmęczeni, z wyjątkiem Janka, który prowadził. Jakie to normalne w górach!!! A jaka duma na tle Wielkości Gór!!! Janek miał swoją strategię od początku i jak zwykle ją perfekcyjnie realizował.
…a chmury grały swój spektakl, a Janek wygrywał swój wyścig! Rysy były jego i tylko jego. Dobrze, że Asia miała siłę by iść z nim. My z Kamilem potrzebowaliśmy odpoczynku.
Janek niesamowicie radził sobie z wyborem drogi. Te kilometry w górach robiły teraz różnicę. Po mnie, Kamilu widać było zmęczenie. Po Asi i Janku nic a nic, a on jeszcze przyspieszał i kombinował. W górach nie widać niepełnosprawności, jest tylko efekt tego gdzie jesteś. W tym miejscu od razu pomyślałem o definicji zespołu Downa ta jaką tworzyli Bardziej Kochani, czy wikipedia 20 lat temu. Obecność Janka z zespołem Downa na Rysach, czy Kamila z autyzmem nie mieści się w ich ramach. Czy dlatego, że my tylko chcemy widzieć w ten sposób innych? Czy tylko dlatego, że my rodzice sami obciążamy nasze dzieci tym, że “nie mogą” bo…
Janek oczywiście rozpoznał Rysy, oczywiście gonił po skałach tak jakby przechodził tym grzbietem setki razy przez wszystkie techniczne trudności i narzuca się w takim momencie tylko to: NIE MA OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH NA GÓRZE, BO ONE OSIĄGAJĄC WYSOKOŚĆ, MUSZĄ WYKONAC TEN SAM WYSIŁEK, CO KAŻDA INNA OSOBA…czasami znacznie większy.
Przejście przez płyty za pierwszym razem były traumą dla nas wszystkich, dla rodziców dodatkowo za dzieci. Teraz można tylko dyskutować było czy wybór przejścia jest OPTYMALNY…ale to Janek z zespołem Downa nas prowadził. Takie to proste nieprawdaż?
Dla Janka wspinaczka była jak plac zabaw…a to sobie pójdę tutaj, a może tutaj. Tam nie było trudności, tam była zabawa, tylko troszeczkę wyżej niż zazwyczaj.
…a słońce przeganiało chmury zgodnie z planem. Warto być w górach, bo tam nie ma nieszczęścia, tam są dobrzy ludzie. Wchodząc już na szczyt, nagle grupa dziewczyn zaczęła do nas mówić, pytać się i to po polsku. Okazało się, że nas znają z tatromaniaka Było wzruszająco i fajnie, gdy poprosiły o wspólne zdjęcie, które oczywiście zrobiliśmy. Pozdrawiamy je gorąco!
https://www.zespoldowna.info/swiatowy-dzien-zespolu-downa-z-tatromaniak-pl.html
https://www.zespoldowna.info/swiatowy-dzien-swiadomosci-autyzmu-z-tartomaniak-pl.html
…a potem udało nam się zrobić zdjęcie na szczycie, jak nie na szczycie Rysów. Po polskiej stronie wciąż była paskudna pogoda, a u nas już upały. To było to. Nie było zbyt wiele osób i to było wyjątkowe.
Weszliśmy i schodziliśmy, bo widać było jak więcej turystów chce wejść na szczyt. W końcu jest on dla wszystkich. Chmury odsłoniły góry i było wow! Patrzyłem w dół, cóż można było powiedzieć o niepełnosprawności moich synów, będąc w tym miejscu? Nauka tego nie przewidziała i nie dała szans by rodzice mogli tak myśleć o swoich dzieciach, jak możemy my. Po prostu nie da się, gdy DA SIĘ!
Wymaga to wysiłku, treningu i wytrwałości, ale da się. Jeszcze 3 lata temu patrzenie w dół z automatu powodowało chęć przylgnięcia do najbliższej skały. Dzisiaj chłopcy stali i szli w dół wyprostowani, taki mały postęp.
A Janek? Znów niczym na placu zabaw, wybierał sobie swoją drogę i tylko jego. Jak powiedziałem mu, że lepiej jest przejść jedną, specjalnie szedł w drugą stronę. Lepiej zatem było nie mówić nic.Taki jest po prostu Janek w górach, gdy Kamil spokojnie szedł za Asią. I to bez dyskusji!!!
Najlepsze co może się zdarzyć schodząc z Rysów, to ten widok Żabich Stawów i szlaku przez dolinę. Wygląda to zaskakująco, że jest się tak wysoko, gdy było się tak nisko.
Odpoczywaliśmy na Przełęczy Waga. Tam spotkaliśmy nasze kolejne “wzruszenie”. Para Turystów, których spotkaliśmy pod schroniskiem w koszulkach Zdobywców Korony Gór Polski, schodziła właśnie z Rysów. Powiedzieli kilka dobrych słów. Warto być w górach dla takich sytuacji, gdy ludzie widzą Twój wysiłek i radość. Potrafią to zauważyć i dzięki temu masz siły na więcej.
Dla Kamila i dla mnie wejście było wysiłkiem znacznym. Asia i Janek za to gonili do przodu, jakby nic. To był już 12 km prawie, a Janek nie wykazywał zmęczenia!!! Tak chciałem w tym momencie zadzwonić do naszej Pani Kardiolog i pogadać o tej wydolności Janka z zespołem Downa…
Zejście do schroniska fraszka. Dojście do łańcuchów banał. On nie był zmęczony, on biegł by znów przetestować łańcuchy…takie to były jego Rysy.
Zejście do Żabich Stawów było jak spacer, tak jak spacer. Dobrze, że jeszcze kozice były, bo tak można by powiedzieć, że fajny park sobie wybraliśmy na piękny słoneczny odpoczynek a nie wyprawę na Rysy.
Przed chwilą byliśmy tam wysoko i patrzyliśmy w dół, teraz mogliśmy popatrzeć do góry. Postanowiliśmy odpocząć, bo warto w takim miejscu zachwycać się basztami turni. Dzięki temu Kamil odzyskał wigor i siły. Już nie Janek ale Kamil gonił w dół i znów trzeba było doganiać. Jak nie jeden to drugi, jak przy nich odpoczywać ja nie wiem.
Czy chłopcy byli zmęczeni? Nie, co widać było na zdjęciach. Oni się ta wyprawą bawili. To jest już inny wymiar i techniczny, i kondycyjny. W końcu wejście na Rysy nie było tak trudne jak przejście przez Tatry Zachodnie. Czy to oznacza, że jesteśmy gotowi na inny wymiar? Cóż trzecia Korona Gór Polski w ten sposób została ukończona. Teraz tylko jej weryfikacja zostaje, a my …zostało nam 19 szczytów do Turystycznej Korony Tatr. Będziemy próbowali zdobyć je wszystkie. Chłopcy są gotowi już na wysiłek. My i być może oni, jeszcze mamy problemy z techniką i wspinaczką, ale będziemy próbować by osiągnąć ją w najbliższym czasie. Zostało ich 19 dużo i mało, ale nie ma tam już łatwych i bezproblemowych. Czeka nas przygoda i oby nam się udało.