Saksonia i Łużyce cz.2
lipiec 17, 2018 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
Czasami nie da się opisać naszych wędrówek za jednym razem. Są one tak obszerne i bogate, że zastanawiam się co wybrać i co opisać: to co zdobyliśmy, czy to co nam dało, że byliśmy tam i tam.
Wracam zatem do Soboty. Padło pytanie: skąd wiedzieliśmy, że mamy ten szczyt zdobyć, przecież to są Niemicy?
Lista szczytów do zdobycia w ramach Włóczykija jest dostępna i prezentowana w postaci książeczek, czy też zestawień tak jak to poniżej:http://sudeckieilustracje.pl/index.php/sudecki-wloczykij
Wielu ludzi już to przed nami zrobiło, zatem są zalecenia, porady i wskazówki z których my chętnie korzystamy.
Wracamy do naszej wędrówki. Po zdobyciu Hochsteina i Stolpen, kolejną górą na naszej trasie był Valtenberg o wysokości 587 m npm, “najwyższe wzniesienie na Pogórzu Łużyckim w Sudetach Zachodnich, w południowo wschodniej części Niemiec w Saksonii. “
http://www.zespoldowna.info/saksonia-i-luzyce-cz-1.html
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Valtenberg
Plan był jak poniżej…który zrealizowaliśmy bardzo dokładnie.
Patrząc na Valtenberga, to góra przypomina Górę Parkową, która choć dominuje nad okolicą, w istocie nie jest czymś trudnym do zdobycia.
Zaparkowaliśmy przy Dworcu Neukirch West i poszliśmy do góry…od razu myśląc o innej górze Raduni, gdyż i przyroda i sam szlak były tak podobne do siebie.
Tak jak każda tego typu góra ma swoje krótkie, ale ostre podejście. Tutaj było to już na początku.Zgięcie w pół Jaśka i Kamila było zauważalne. Na tej górze po raz pierwszy spotkaliśmy się z “podwójnym” szlakiem zielonym, które choć zlokalizowane blisko siebie w końcu prowadziły w różne strony. Mały błąd kosztowałby nas kilka km więcej w wędrowaniu.
Na górze była pierwsza atrakcja tego typu w dniu dzisiejszym: wieża ze schroniskiem. Ja odmówiłem wchodzenia na jej szczyt po Stolpenie, wiec była pieczątka, krótki odpoczynek i spadaliśmy w dół. I tutaj znów kilka fajnych rzeczy: po pierwsze szałas z mchu. Ktoś zrobił i to się podobało. Po drugie liczenie hub. Ostatnio jak się coś takiego zdarza jest przeżyciem niezwykłym, więc liczyliśmy i wyszło nam super.
10 km dalej był kolejny szczyt. U podnóża Cunewalde zlokalizowany jest Czorneboh o wysokości 561 km. Nazwa niezwykła jak na niemieckie góry i byliśmy zaintrygowani dlaczego i skąd ta nazwa?
https://hsb.m.wikipedia.org/wiki/%C4%8Cornob%C3%B3h
Czytając wikiedię w “lokalnym” języku dowiedzieliśmy się, że w czasach romantyzmu i słowiańskiego rozwoju na tych ziemiach w XVIII wieku, wrócono do mistyki Łużyczan i nadano największemu szczytowi imię boga.
To tutaj także wzniesiono pierwszą murowaną wieżę na Pogórzu Łużyckim…a to było znów coś dla nas. Tutaj okazało się, także że leniwi turyści mogą wjechać na górę od miejscowości Halbau, ale my wolimy wchodzenie
http://naszesudety.pl/czorneboh,407.html
Czorneboh to Góra na Start. Podejście typowo górskim szlakiem z kamieniami…ale nietrudne.
…i dochodzi się po 3 wcześniejszych szczytach zmęczonym, a tam wieża zamknięta ale otwarte schronisko w bardzo fajnym stylowym, łużyckim stylu. Padnięci siedliśmy na obiad. Czekając na niego, poszliśmy 20 metrów obok wieży, gdyż okazało się, że tam w istocie jest szczyt w postaci kumulacji skał, po których Jasiek poskakał i wrócił na obiad.
…i tam błysnął. Oczywiście zamawiał, Pan nawet próbował zrozumieć. Gdy już przyniósł wszystko…była cisza po stronie Kamila. Wtedy Janek piękną angielszczyzną dopowiedział: “Ice cream please! “ czyli po proszę lody. Pan zrozumiał zaskoczony, Kamil zrozumiał rozradowany…a my odpoczywaliśmy po tylu górach…a mieliśmy mieć jeszcze 2! Ten który był najbardziej zmęczony po obiedzie był najszybciej schodzący.
Kolejne 10 km dalej znajduje się bowiem miasto Löbau i Löbauer Berg o wysokości 448 m npm.
https://hsb.m.wikipedia.org/wiki/Lubijska_hora
https://en.m.wikipedia.org/wiki/King_Frederick_Augustus_Tower
Góra w centrum całkiem dużego miasteczka nas zaintrygowała: co tam jest, to było pytanie dnia. Wieża, jedyna w swoim rodzaju, brzmi odpowiedź
Zaparkowaliśmy u podnóża góry, szybko weszliśmy bo zobaczyć to cudo.
Słońce już zachodziło za górę, więc szybko trochę schodkami, trochę normalnym szlakiem, bo jest szlak, dotarliśmy na górę i po prostu to trzeba zobaczyć, bo jest na co. Wieża wygląda jakby została wykonana z żeliwa, pięknie odrestaurowana, ażurowa istne dzieło sztuki. Nie zdziwiło mnie ani przez chwilkę, że warto było tutaj być.
Nie zabawiliśmy tutaj długo bo jeszcze jedna góra była przed nami i to ta, którą zawsze mijamy wjeżdżając do Niemiec, a nie byliśmy na niej ani razu. Znów przysłowiowe 10 km i byliśmy pod Landeskrone o wysokości 419 m npm dominującą, starożytną górą, nad Gorlitz i Zgorzelcem.
Była już godzina 18, byliśmy zmęczeni, więc plan przewidywał najłatwiejsze podejście jakie istnieje…i tym razem, go nie zrealizowaliśmy.
Jak się okazało, zielony szlak, prowadzi bezpośrednio na górę…inaczej niż na planie. Nie było to łatwe podejście na koniec dnia, bo były setki schodów, a potem bezpośrednie wejście i oczywiście na wieżę!
Powiem szczerze: podziwiam mojego syna za siłę jaką ma, z jaką energią wchodzi na te wszystkie wieże. Ja po Stolpen już na nie, nie mogłem patrzyć, a tutaj o 18.30 po całodziennym wysiłku…zdobywaliśmy kolejną wieżę, po setce przebytych schodach…ale warto było, wszystko jak na dłoni
Szybkie zejście i w końcu koniec na dziś. Było bardzo dużo, ale czasami tak trzeba i warto było, powtarzam się …a patrząc na Jaśka skaczącego w dół nie byłem przekonany czy aby on jest zmęczony.
Zawsze by uzyskać skalę porównawczą próbuję porównać wynik danego dnia, do poziomu wskazywanego przez appla w postaci jego miernika moich kroków i pięter jakie pokonaliśmy. W tym dniu zrobiliśmy rekord.Nigdy nie weszliśmy tak wysoko w piętrach i ja to czułem, moja żona też, dzieci…chyba szybko się regenerują.
A na koniec dwie nasze pieczątki