Skalnik i Skopiec z Mikim KGP po raz 5
grudzień 16, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Janek się nie mógł doczekać. Z wrażenia przed zbliżającą się wyprawą stale mnie edukował, że Skalnik to Rudawy, a Skopiec to Góry Kaczawskie, a na Chełmiec w Górach Wałbrzyskich pójdziemy następnym razem. Im bliżej było soboty, tym wybór Skalnika i Skopca wydawał się po prostu lepszy: tam miała być pogoda, w koło miało wiać.
Nasz wariant przejścia: zaczynamy od dawnego schroniska Czartak, idziemy na Ostrą, potem Skalnik i dalej niebieskim do Dolomitów, by zrobić kółko pod Czartak znów.
Plan był dobry. Ekipa w sile, Janek od razu “przykleił się” do Pańci i poszliśmy. Miki z Jankiem od samego początku mieli pomysł na swoje przejście. Pańcia trochę im to utrudniała, ale głównie dotyczyło to Janka, który bez niej, tym razem nie planował iść.
Miki jednak wolał wytyczyć swój szlak, a jak się okazało że i Pańcia to akceptuje, to ekipa dzieliła się na dwie podgrupy i szła do góry. Janek z Mikim, jak starzy przyjaciele wygłupiali się bez końca. Zagadywali Mamę Mikiego, no Tacie Mikiego trochę się dostawało…to śniegiem, to gradem słów….a śniegu było przyjemnie dużo.
Doszliśmy na Ostrą Małą. Janek trochę się buntował, bo przecież idziemy na Skalnik a nie na Ostrą. Jak mu jeszcze na chwilę odebraliśmy Pańcię, by ją dogrzać i uzbroić dodatkową ilością tłuszczu, to Janek zawiesił się. To nie tak miało być.
Pogoda była idealna, pełna impresja. Śnieżka tworzyła z chmurami swoje obrazy, ale Skopiec, nasz kolejny cel, był w chmurach.
Janek odzyskał Pańcię i humor. Nawet zjadł i popił. Jak usłyszał, że idziemy na Skalnik to pędził za pieskiem. Ta była bardzo dzielna i wspaniale szła po szlaku. Jak doszliśmy na Skalnik, to Janek tulił, przytulał, ogrzewał Pańcię, bo przecież jej zimno.
Dobrze, że zauważył szczyt i pieczątki. No właśnie. Miki zaczął też zauważać szczyt i pieczątki. Ustawiali się obydwaj fenomenalnie i sprawdzali jak te “pieczątkowanie” wychodzi. Czas zejścia, to już czas “krokodyla”. Tak się wygłupiali, gadali, że “krokodyl” stale się pojawiał. Ekipa szybko wróciła do auta nie czując, jak piękny spektakl nam się szykuje.
Mogę już powiedzieć, że to klasyka: Skopiec jako drugi szczyt po Skalniku. Tym razem też tak nam się ułożyło. Chmury nad Przełęczą Komarnicką przywitały nas ciemnym granatem. My od razu do przodu, gdyż zrobiło się zimno.
Janek miał lepiej, był ciągnięty przez Pańcię, NAJDZIELNIEJSZEGO PSA jakiego widziałem, typowy “góral” który w górach niczego się nie boi :) Zdjęcie przy totemie i na szczyt.
Janek jak zobaczył Barańca z jego wieżami, to nie chciał odpuścić i wyraźnie zamierzał iść inaczej. Na szczęście Pańcia pokierowała. Miki jeszcze dał wsparcie i byliśmy z powrotem na szlaku.
Ja w pomarańczach Szerpów Nadziei, ledwo nadążałem za chłopcami. Kontrola mapy mnie wsparła. Szczyt był już blisko i pieczątki też. Miki już się wciągnął, Janek nie odpuściłby :)
Po takich przejściach, musiała być nagroda, czyli Młyn, oczywiście obiad! Zejście było jak zwykle błyskawiczne. Wychodziliśmy z lasu a tam…impresja jakiej Monet by się nie powstydził.
Chłopcy niczym słońce i chmury, bawili się, ciesząc się tak że z daleka ich było słychać. Na niebie chmury i słońce malowały obrazy. Nie mogło być lepiej na koniec tak fajnego dnia!
…a potem okazało się, że tylko tutaj była pogoda, słońce i spokój. Nic dodać, nic ująć.