Skalnik przez Rudnik, Bobrzak
kwiecień 12, 2021 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Miało wiać jak diabli, a my przecież mieliśmy “rozchodzić nogi“ po ostatnich górach. Szukaliśmy inspiracji, gdzie by pójść. Planowaliśmy już kilka razy, by “dokończyć” Rudawy Janowickie i tak o tym myśleliśmy. Zdopingowała nas pogoda i Asia z KGP, mówiąc że na Skalnik nie chcą ludzie wchodzić, bo krótko, łatwo…
To my na to jak na lato. Podjechaliśmy na Przełęcz Kowarską, by stamtąd zdobyć już ostatni odcinek Rudaw, którym nie szliśmy. No i miało być długo, ciekawie i inaczej.
Cel Rudnik. Nie prowadzi tam, żaden szlak…ale jest drogowskaz na żółtym szlaku i można tam dojść, jak się okazuje. Dlaczego Rudnik? By wracać żółtym szlakiem nie znając go, a tak będzie ciekawiej.
Sakramencko wiało, prognoza się sprawdziła. Jakoś nas nie zdziwiło, że nikogo nie było na przełęczy. Chłopakom nic nie przeszkadzało, pobiegli.
Bardzo szybko dochodzi się do zejścia ze szlaku, jest wszystko porządnie oznaczone. Od początku czuło się, że będzie to “etap przyjaźni”. Kamil nie miał jak wyskoczyć do przodu, bo miały być skróty, ale i pierwszy raz był w tym miejscu. Janek mógł iść pierwszy, bo nie było istotnego podejścia, stąd Kamil nie miał jak go odstawić…ale byliśmy tutaj pierwszy raz i ciekawi byliśmy, co będzie za podejściem, za drzewami, które świetnie chroniły nas przed rozbrykanym wiatrem.
Po 1,6 km byliśmy na Rudniku. Zaskoczenie było.
Rudnik okazał się stokiem paralotniarskim, z widokiem na całą Kotlinę Jeleniogórską, ale nas bardziej interesował kolejny nasz cel Bobrzak i Skalnik. Z Rudnika było widać oba szczyty, ale bardziej zaskoczył nas obecny śnieg. Wybraliśmy do przejścia skrót poza szlakami i od razu przyszły wątpliwości: ile tego śniegu jest? Janek mógł prowadzić, Kamil nawet nie garnął się w takiej sytuacji.
Często pytacie się: jaka jest różnica między chłopakami na szlaku. Tutaj udało się to uchwycić. Janek niczym kaskader leciał w dół i on miał być pierwszy. Kamil niczym baletnica, ostrożnie w podskokach, mocno skoncentrowany, jakoś nie spieszył się wcale.
Zejście w dół ze szlaku było zamierzone. Chcieliśmy wejść na drogę idącą bezpośrednio na Bobrzaka…a tam na polanach widać było Karkonosze w śniegu i dobrze to wyglądało.
Przejście to było super. Chłopcy się uśmiechali cały czas. Choć szliśmy w lesie to widoki były super, i wiatr dodawał kolorytu, zdmuchując czapki. Skalnik i Bobrzak wydawały się na wyciągnięcie ręki…ale zaczęło się błotko. Przez dobre 300 metrów musieliśmy boczkiem uciekać od utonięcia w nim. Spowolniło to nas, ale i Janek stał się bardziej ostrożny. Prowadząc cały czas, w tym momencie wymiękł trochę.
Kolejna niespodzianka spotkała nas pod samym Bobrzakiem. Śniegu prawie 10 cm i szło się bardzo zimowo!
Na szczycie nie było tabliczki, ale ilość śniegu i ilość brzóz było wystarczającą wskazówką, by uwierzyć że to musi być to miejsce. Chłopcy byli tak zaaferowani tym śniegiem, błotem, wiatrem i przejściem, że nawet jakoś im w głowie nie były przerwy, a tu góra w dół, góra i w dół. Taki mały rolecaster błotno-śniegowy.
Janek odzyskał werwę, a Kamil jakoś nie pchał się do przodu. To była PRZYJAŹŃ . Prowadził ścieżką, którą my zagospodarowaliśmy dla siebie z sukcesem. Zaraz udało nam się zejść do szlaku żółtego prowadzącego już na Skalnik. W tym momencie zmieniło się wszystko. Pojawiło się dużo skał i trzeba było już zdecydowanie podchodzić do góry.
Nie było to jednak proste. Jak Kamil wyprzedził Janka na “lodzie” do góry, pojawił się foch…i tak został.
Doping? Skały. Jankowi nie trzeba było tłumaczyć: “Tato wspinamy się?!” I było zdecydowane przyspieszenie. Było kwestią czasu kiedy będzie trzeba wspinać się za Jankiem na jakiegoś “wielkoluda”.
O dziwo, Konie Apokalipsy Janek minął nie hamując, ale on wiedział gdzie iść. Szybko minął skrzyżowanie szlaków i na Ostrą Małą. Tam była wspinaczka…jako ucieczka od tłumu ludzi. Przez całe przejście nie spotkaliśmy ani jednego turysty.. Jak tylko weszliśmy na Ostrą Małą, pojawili się w ilości znacznej! Szybka wspinaczka i myśleliśmy, że ta skała już jest nasza!!!
Janek jednak foch…a po chwili na skale zaczęli pojawiać się inni turyści…i nie dane nam było zaznać spokoju. Janek jednak “otworzył się” na śniadanko i mogliśmy schodzić na Skalnik.
Tam czekała na nas niespodzianka: nowa pieczątka w porządnej skrzyneczce! Janek oczywiście pierwszy do tego!
Janek przywalił serię pieczątek do naszych książeczek GOT i dumny mógł się wycofywać z powrotem, jak to ujął. Jak się okazało na Skalnik szliśmy prawie 8 km, nie mało jak się chce. Przejście było ciekawe, dynamiczne i las świetnie nas chronił przed wiatrem.
Trzeba było wracać. Zrobiliśmy jeszcze zdjęcie przy szlaku i postanowiliśmy wracać…szlakiem żółtym aż do Przełęczy Kowarskiej. Trochę inaczej.
Minęliśmy Ostrą Małą i …turyści zostali za nami. Schodziliśmy w dół ostrożnie, bo był lód.
Zeszliśmy ze Skalnika i postanowiliśmy choć trochę skorzystać z drogi na Bobrzaka. Szlak żółty prowadził wyraźnie zakosem, dodając troszeczkę kilometrów, a my jednak chcieliśmy już prosto wracać na parking.
Janek znając już dobrze drogę, nie odpuszczał, nawet nie czekał. My szliśmy za nim, powtarzając mu….zaraz będzie skrót. No i Janek sam skrócił i to w dobrym kierunku.
Wróciliśmy na żółty szlak. Biegacz zdziwił się, jak zobaczył nas wchodzących na szlak z najmniej spodziewanej strony. Przystanął by upewnić się, że jednak schodzimy ze Skalnika, a tak przecież było. No i znów szliśmy sami na szlaku, bo kto chodzi po takim błocie!!!
W pewnym momencie szlak zdecydowanie przypominał jakiś staw a nie szlak. Był fun, była przygoda!
Wyjście z “błotowiska” przywitaliśmy z dużą radością. W butach była woda…Tatry mocno zmęczyły buty zarówno moje, jak i Kamila. jednak syn się nie skarżył, traktując to jako normalne zjawisko. Cóż w autyzmie to może być normalne jak po raz kolejny się pojawia.
Idąc bokami, mijając błoto szybko dotarliśmy do końca naszej wyprawy. Schodząc z lasu patrzyliśmy na Ogorzelec i dalej na Góry Wałbrzyskie, Suche i oczywiście Karkonosze. Nie zdziwiło nas, że tym razem było aut na parkingu całe mnóstwo, bo piękne są tutaj góry i nawet w taki wiatr warto przyjechać.
Była to świetna wyprawa. Długa, ciekawa, ale nie tak ciekawa jak przez skały od Wołka.
https://www.zespoldowna.info/wolek.html
Jeżeli, ktoś chce mieć przygodę w Rudawach Janowickich, to już ma dwie propozycje i nie warto iść na skróty, najkrótszą drogą. Dla tych którzy lubią chodzić zimą, to przejście może być jeszcze ciekawsze, bo Rudawy zimą są najlepsze…i dlaczego my to tak lubimy?